Nowy Napis Co Tydzień #140 / Dwóch absolwentów na zjazd
Przecież jeszcze nie sarkofagi
zaświeć nam w usta
jak ząb złoty – słowo
Jeszcze do rozpoznania twarze
Jedzie dwóch na zjazd
i wciąż pamiętasz? Pamiętam?
Nie ma już tych
którzy wiedzieli pozwalali i zabraniali
Ani tych którzy znali klucz –
kto kiedy wyrwany do odpowiedzi
Ani tych którzy kochali się
w smukłych dłoniach pani Ewy
Umieli duszkiem wypić szklankę
Wiedzieli jak w dzienniku zmienić stopień
przesunąć wskazówkę zegara od dzwonka
Genialni brzuchomówcy
podpowiadacze bez poruszenia ust
Ci którzy umieli rysować pozycje
i prowadzili po stromych ścieżkach onanii
Podkładali czosnek profesorowi Pokornemu
Pokazywali jak tańczyć bajo – bongo
I ci zdolniejsi – z miasta tutejsi
których dyrektor Pawela uczył wybijać
nogą rytm do Wergiliusza wiersza
i całe odtąd – dotąd „Aurea prima”
Świeci jasna głowa Tadka Kruszony
jeszcze słychać Romana gitarę
Dojeżdżający byliśmy – dzicz
osobna be specjalna klasa
omijani przez społeczne czyny
i religię księdza Klemczaka
Przy świecach w PKP wagonie
z murarzami eka karta biła kartę
Stawki licytacji najwyższe
pialiśmy „Rewolucja” i „Wąsy Piłsudskiego”
(gdy nikt nie słyszał)
Jedzie dwóch na zjazd
i jak po grudzie rozmowa droga
Zbyszek mundur wyjściowy – habit
i biały świeżo wyprany sznur
Ojciec Benigny się on teraz nazywa
pod wieżą u bernardynów
urząd wysoki definitora trzyma
Przysięgnij się – patrząc w oczy – mówiliśmy
i biliśmy się w piersi
jak goryle głośno aż niosło
Słowo honoru jak Boga kocham
i wszyscy wiedzieli że prawda
gdy nad Samą graliśmy w noża
błysk stali świecił w oczach
Jedzie razem dwóch i każdy osobno
i milczeniem zarasta wrasta
między nas słowo
Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów.