14.07.2022

Nowy Napis Co Tydzień #160 / Epitafium Szubera

Moje pierwsze „spotkanie” z Januszem Szuberem upłynęło pod znakiem Zbigniewa Herberta. Jako młody zapaleniec twórczości autora Pana Cogito przeszukiwałem internet w poszukiwaniu tropów, interpretacji, rozsianych wierszy, aż trafiłem na numer „Kwartalnika Artystycznego” z 1999, w którym Szuber wspominał Herberta. Zaintrygował mnie szczególnie fragment listu Pułkownika (tak określał się Herbert) do Plutonowego (Szubera), w którym padły słowa:

[…] na poezji się nie znam i stosuję w praktyce metodę pewnego Anglika (nazwisko wypadło mi z głowy – zbyt dużo środków antybólowych) – który to Anglik przenikliwie zauważa: wiersz, utwór muzyczny, obraz są wtedy i tylko wtedy dobre, jeśli czytelnikowi d r ę t w i e j e  k o ś ć  o g o n o w a. Otóż w czasie lektury Pana wierszy kość ma ogonowa drętwiała wielokrotnie. Niestety mój drogi Przyjacielu jest Pan poetą i nic na to nic można poradzić. Składam wyrazy mego podziwu zmieszane z ogromnym współczuciemJ. Szuber, Wspominki Plutonowego, „Kwartalnik Artystyczny” 1999, nr 2, s. 81.[1][1]. 

Uznałem, że skoro mój mistrz wyraża się o tej poezji w ten sposób, to należy się z nią spotkać. Wiele lat później wiadomość o jego śmierci, która nastąpiła we Wszystkich Świętych 2020 roku, przez wspomnienie słów Herberta tym mocniej mnie dotknęła. Książkę Próbuję być traktuję zatem już nawet nie jako sam wybór wierszy Szubera, ale przede wszystkim – jako rodzaj epitafium.

*

Poezja Szubera ma charakter intelektualny, pełno w niej odwołań nie tylko do kanonu poetyckiego, lecz także do historii kultury europejskiej. Sanocki poeta nie unika czegoś, co można by nazwać klasycyzującą dykcją – pozostaje wierny tradycji. Dobrze ilustruje to wiersz Pułkownik Herbert. Listy (notabene pierwszy utwór Szubera, który przeczytałem). Znajdziemy tam następujące słowa: 

To, że już w pierwszym z nich
zwracał się do mnie, debiutanta,
per „drogi kolego”, a zwłaszcza

formuła: jest pan Poetą i nic na to
nie poradzę
 – było jak znamię świętego oleju
kreślone na czole kciukiem celebransa

albo jak płaskie uderzenie miecza
w prawe, a potem lewe ramięTenże, Pułkownik Herbert. Listy [w:] tegoż, Próbuję być, Warszawa 2021, s. 307.[2][2]. 

Szuber wyraźnie wskazuje tutaj na swoje i Herberta powinowactwo, ale jednocześnie – co znamienne – traktuje błogosławieństwo otrzymane od autora Jaskini filozofów jako swego rodzaju licencję na bycie poetą. Jest w tym geście coś orfickiego, jakaś wiara w niezwykłą potęgę poezji, w posłannictwo. Z jednej strony podejście to należy uznać za staromodne, romantyzujące, z drugiej strony jednak taka – zupełnie niedzisiejsza – forma rozumienia poezji wzbudza fascynację. W tym sensie tworzenie staje się rodzajem powołania, Herbert „pasuje” Szubera na poetę. Abstrahując od tego wątku, zauważmy jeszcze jedną wartość wyłaniającą się po lekturze tego tekstu – wdzięczność. Wdzięczność za utwierdzenie w wartości tego, co się robi. A zatem także jej następstwo – skromność, o której w ten sposób pisał w posłowiu Antoni Libera: 

Choć list napisany był świetnym stylem, a fragmenty dotyczące własnych prób literackich uderzały skromnością i samokrytycznym podejściem, nie rozwiewało to jednak obaw co do wartości załączonych wierszy, zwłaszcza że były one wydane własnym sumptem. – Skoro nie opublikował tego w żadnym oficjalnym, choćby drugorzędnym, wydawnictwie – myślałem z niepokojem – to może jednak, jak sam zresztą podkreśla, nie jest to wystarczająco dobre? […] Te wszystkie obawy – niemal od pierwszej stronicy – okazały się płonneA. Libera, Janusz Szuber z Sanoka [w:] J. Szuber, Próbuję…, s. 381–382.[3][3]. 

Po co o tym piszę? Ponieważ w twórczości Szubera od razu nieomal doszło do wybuchu „dojrzałości”, nie ma tutaj mowy o żadnym juwenilnym okresie. Poeta przez większość czasu tworzył do szuflady, dopiero po wielu latach zdecydował się podzielić ze światem własną twórczością, a kiedy już to zrobił, to zachwycił środowisko – bo w istocie jest to fascynująca poezja. Prosta, a zarazem pełna głębi jak w wierszu Koniec epoki:

Na zewnątrz budynku naszego liceum,
Od strony podwórza, drewniane wychodki
Jak jaskółcze gniazda, legary i deski
Cuchnące uryną i lizolem. Do tego
Gęsty dym tanich papierosów, plamy
Na palcach żółte od nikotyny,
Zamazywane pospiesznie atramentem
Przed lekcjami. Miejsce udręki, ekstazy
I wyzwolenia dla osiemdziesięciu, co najmniej,
Roczników. Więc kiedy je wyburzono,
[…]
[…] było to wydarzenie na miarę
Epoki, zanim straciła ona swoją konsystencję
I kolory, jak baseballówka spłowiała
Od deszczu i słońcaJ. Szuber, Koniec epoki [w:] tegoż, Próbuję…, s. 134.[4][4]. 

Liryk zachwyca swoją szczerością, która – w połączeniu z prostotą wyrazu – jest rozbrajająca. Jednocześnie w tekście mieszają się niejako dwie perspektywy czasowe – okres liceum i teraźniejszość, kiedy już nawet miejsce wspomnień przechodzi do przeszłości. Można dojrzeć w tym gest pożegnania wysyłanego przez świat nadawcy: twój czas minął. Z czasem płowieje nie tylko baseballówka, lecz także wspomnienia. Człowiek zaczyna tęsknić za tym, co dawno utracone, bez szans na wejrzenie. Jednak „pod skórą” tego utworu mieści się również refleksja globalna: oto epoka straciła swoją konsystencję, świat już nie jest tym samym miejscem, przemienił się, rozmył, rozwodnił. Żyjemy w czasach, kiedy nie ma już twardych granic między pokoleniami, epokami, wszystkie sztywne podziały się rozmyły. Zestawienie tej świadomości z czasami liceum – kiedy człowiekowi wydaje się, że wszystko jest jasne, uporządkowane, harmonijne, istnieje jasny podział na dobrych i złych, na uczniów oraz nauczycieli – daje doskonały efekt. Odtąd bowiem istnieją tylko epoki osobiste, naznaczane wartościowymi (zarówno negatywnymi, jak i pozytywnymi) subiektywnymi wydarzeniami. Upływ czasu daje się zauważyć dzięki czapce, która z każdym rokiem coraz bardziej płowieje. Człowieka ogranicza nie tylko on sam, lecz także otaczające go przedmioty. W poezji Szubera bardzo ważny jest namysł nad czasem, widać to również w wierszu To, co kiedyś dla wielu jakoś znaczyło:

To, co kiedyś dla wielu jakoś znaczyło,
jak czerwone skarpetki, noszone do pionierek z importu,
albo, o czym mówiono przy lada okazji, że nogi Krystyny
mogłyby skutecznie konkurować z nogami Marleny DietrichTenże, To, co kiedyś dla wielu jakoś znaczyło [w:] tegoż, Próbuję…, s. 357.[5][5]. 

Przemijanie czasu widać właśnie w drobiazgach – i ten aspekt życia poezja Szubera eksploruje. Określenia „kiedyś” i „jakoś” wyraźnie wskazują na trudność w dookreśleniu, ale zarazem – na dawność, ulotność. Wszystko przemija, przemija również człowiek, który tak jak przedmioty kiedyś był dla kogoś ważny, ale wraz z upływem czasu tych osób jest coraz mniej. Odchodzą.

W tej twórczości niezwykle ważne są również przedmioty codziennego użytku, takie jak baseballówka czy czerwone skarpetki. To właśnie gdzieś pomiędzy nimi określa się granice własnego „ja”. Najpełniej znajduje to wyraz w wierszu, który stanowi manifest już poprzez swój tytuł, czyli Ars poetica. Przytoczę go w całości:

Poezja pieca kuchennego z okapem
i mały, skórzany miech do rozniecania ognia,

wielki, mosiężny, zaśniedziały moździerz
z ciężkim, dwugłowym berłem tłuczka,

ceremonie z żelazkiem, na duszę albo gaszony węgiel,
kołysane jak kadzielnica ruchem wahadłowym
i sprawdzane co chwila poślinionym palcem,

kamienne garnki i brytfanny drutowane
jeszcze przez wdowę Gołdę Schirtz

przywoływane po to,
aby przytrzymać tuż przy ziemi – ją,
wyobraźnię, lekkomyślnie uciekająca
w zbyt wysokie regionyTenże, Ars poetica [w:] tegoż, Próbuję…, s. 52.[6][6].

Poezja – w ujęciu Szubera – staje się czymś, co jest nierozerwalnie związane z naturalnym otoczeniem człowieka. Widać to w jego kolejnych wierszach, które niejako samoograniczają się, w pozytywnym sensie tego słowa – nie uderzają w nadmiernie wysokie tony, nie silą się na wydumaną, przeintelektualizowaną metaforykę, one po prostu pozostają blisko człowieka, są precyzyjnie odmierzone – na styk. Pozostają przyziemne, ale odkrywają prawdę o czymś, co można górnolotnie określić sensem życia. Chociaż wiersze te podlegają nieustannym rygorom, to jednocześnie dalej da się je wieloznacznie odczytywać, mają w sobie dużą wartość. Dzięki temu spotkanie z tą poezją staje się dla czytelnika nieustannym pretekstem do przemyślenia własnego życia. Próbuję być to niezwykle wartościowy i bogaty wybór twórczości Janusza Szubera, którego liryka zasługuje na głęboki namysł, do czego serdecznie zachęcam.

 

J. Szuber, Próbuję być. Wybór wierszy z lat 1969–1920, wybór i posłowie: A. Libera, PIW, Warszawa 2021.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dariusz Żółtowski, Epitafium Szubera, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 160

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...