18.08.2022

Nowy Napis Co Tydzień #165 / Ja patrzę, ja czytam

Jesieni zapomnianych Krystyna Lesińska nazywa się jeszcze Wojciechowska. Jest rok 1966, a to oznacza, że brat Krystyny, Roman, zaginął w Tatrach trzy lata wcześniej. Już nikt z Wojciechowskich nie łudzi się, że wróci żywy, a jednocześnie rodzina nie potrafi pogodzić się z jego śmiercią. Krystyna jest studentką prawa – nauka jakoś jej idzie, ale nie widzi siebie w roli sędziego czy prokuratora. O milicji jeszcze nie myśli. Na razie zaprząta ją coś innego: pięć zagadkowych samobójstw popełnionych na katowickich Drugich Szopienicach oraz grasujący Wampir z Zagłębia.

Zbrodnie doskonałe Anny Kańtoch

Anna Kańtoch znowu namieszała. W trylogii autorki czas płata dziwne figle. Przypomnijmy, że w pierwszym tomie (Wiosna zaginionych) poznaliśmy Krystynę Lesińską jako emerytowaną policjantkę. W Lecie utraconych – drugim tomie – czytelnik poznał znacznie młodsze oblicze Krystyny: była wtedy doświadczoną milicjantką. Zakończenie trylogii to powrót do samego początku: studia i pierwsza, jeszcze przedmilicyjna sprawa do rozwiązania. Anna Kańtoch wybrała dość ryzykowną metodę, gdzie zamiast linearnego rozwoju postaci śledzimy jej początki i kształtowanie się. Każdy tom „Katowickiej trylogii” można śmiało czytać oddzielnie, węzłowe punkty (zaginięcie brata oraz nieprzekonujący świadek, który widział go po raz ostatni) są jedyną stałą w tym cyklu. Dlaczego zatem to podejście jest ryzykowne? Po przeczytaniu całej dotychczasowej trylogii (nie tracę nadziei na zimową opowieść) stwierdzam, że najmniej korzystnie wypada jednak spokojna starsza pani z Wiosny zaginionych. A przecież to właśnie jej polska normalność i polska przeciętność (żadnego mordobicia, pościgów samochodowych, picia na umór) stanowiły powiew świeżości na rodzimej scenie powieści detektywistycznych. To właśnie gorąca herbata i ziółka, dokuczające biodro, niespieszne spacery bohaterki doprowadziły Annę Kańtoch do Nagrody Wielkiego Kalibru. W tomie drugim autorka zmieniła zasady gry i zaprezentowała Krystynę Leśniewską w najlepszym wydaniu: dynamiczną i samodzielną. W poprzedniej recenzji napisałem, że Anna Kańtoch „zabiła” swoją bohaterkę, ponieważ zamiast kontynuować lekko geriatryczny kryminał (i naprawdę nie miałbym nic przeciwko), zmieniła zasady gry. Jesień zapomnianych podąża tym samym tropem: jeśli polubiliście Krystynę z Lata utraconych, to w trzeciej części Krystyna jest znowu kimś innym. Jako czytelnik nie lubię takich wolt, niemniej uczciwie trzeba przyznać, że Kańtoch pisze wiarygodnie. Przypuszczam, że skoki czasowe w życiu bohaterki nie wynikają z problemów w tworzeniu linearnych opowieści, ale są skutkiem tego, że autorka wie, iż tak byłoby za prosto. I za nudno.

I tu dochodzimy do jeszcze jednej myśli: zbrodni doskonałej. Z książki na książkę z Krystyną Lesińską (z domu Wojciechowską) coraz bardziej lubię tę postać, choć za każdym razem jest ona inna. Za każdym też razem czytelniczą przyjemność sprawia mi obserwowanie, jak Anna Kańtoch „zabija” swoją bohaterkę i wcale nie mam jej tego za złe. Oto zbrodnia doskonała.

Ja patrzę

Anna Kańtoch popełnia swoje literackie zbrodnie doskonałe, ale nie znaczy to, że nie zostawia niczego dla Krystyny Wojciechowskiej. Jesień zapomnianych przynosi nie lada makabryczną zagadkę. W Drugich Szopienicach na przestrzeni kilku lat wiesza się pięciu młodych mężczyzn. Milicja za każdym razem stwierdza samobójstwo, choć denaci mają związane ręce.

– Tak. Podobno sam je sobie związał.

– To możliwe?

– Owszem. Niełatwe, ale możliwe. I trzeba wiedzieć, jak to zrobić. To zresztą kolejna kwestia, która mnie przekonuje, że cała ta sprawa jest podejrzana. Bo widzisz, oni wszyscy mieli ręce związane z tyłu. Cała piątka. Jedna osoba mogłaby wpaść na taki pomysł. Samobójcy czasem tak robią. Boją się, że w ostatniej chwili stchórzą i będą próbowali się ratować albo coś w tym rodzaju. Ale żeby dokładnie to samo zdobiło pięć różnych osób? I każda z nich wiedziała, jak się taki węzeł wiąże?

Na drodze Krystyny staje dziennikarz Łukasz, który próbuje napisać artykuł o zagadkowych samobójstwach. Od tej chwili razem będą prowadzić swoje amatorskie, dziennikarsko-studenckie śledztwo. Z pomocą (niezbyt ochoczą) pospieszy im emerytowany milicjant Nowrotek, który zacznie dostrzegać w Krystynie zadatki na detektywa:

No jo pani ni byda namawiać, bo mi koledzy łeb potem urwą. Ale jedno pani powiem. Na mój rozum to mo pani do tego talynt. Nie myślała pani nigdy, żeby pracować w milicji? […] Teraz coroz więcej kobiet tam bierą. Nie godom, że bydzie miała pani łatwo, ale tyż niy wyglądo mi pani na kogoś, kto by się mioł zniechęcić

W przypadku pięciu samobójców nikt – ani milicja, ani rodziny powieszonych, nawet Krystyna, Łukasz i Nowrotek – ostatecznie nie potrafi rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z zabójstwami czy jednak samobójstwami. Aż do momentu, gdy Krystyna znajduje w pobliżu miejsc śmierci dziwaczny rysunek dwóch różnokolorowych oczu i napis „ja patrzę”.

To tylko jedna z możliwości

Zaintrygowani? Ja myślę. Kańtoch jest w swoim żywiole: miesza rzeczywiste z fantastycznym, horror z nudą codzienności, prawdopodobne z twardymi faktami, miłość z nienawiścią. Co najważniejsze: autorka panuje nad wszystkimi elementami. Czasem w trakcie lektury łapałem się na tym, że chciałem, aby śledztwo Krystyny Wojciechowskiej nigdy się nie skończyło. Kańtoch potrafi bowiem uchwycić grozę podwórek oraz makabryczność dziecięcych zabaw. Podczas gdy inni autorzy kryminałów uciekają w świat wielkich miast, autostrad, seksu, pisarka niejako cofa się w głąb prowincji, obrzeży, a także dzieciństwa. Jedną z cech charakterystycznych twórczości Kańtoch pozostaje swoista nostalgia za światem sprzed telefonów komórkowych. Dostrzegam to, ponieważ sam pamiętam tamten świat. Mam też wrażenie, że autorka Jesieni zapomnianych jest pisarką pokoleniową – nie mam pojęcia, jak odbierają ją czytelnicy młodsi, ci, dla których plastikowe dowody, telefony komórkowe i Unia Europejska są oczywistością. Dla tych, którzy urodzili się wcześniej, literackie światy Kańtoch poruszają czułą strunę wspomnień. Opisy betonowych placów zabaw z samotnym trzepakiem oraz bawiących się dzieci z kluczami na szyi, gdy rodzice są w pracy, zrozumie tylko ten, kto był jednym z nich. Tak, sfera obyczajowa została w Jesieni zapomnianych bardzo sugestywnie oddana.

Nie gorzej ma się sprawa zagadki kryminalnej. Jej rozwiązanie stanowi ciekawe wyzwanie dla czytelnika. Z jednej strony otrzymujemy błyskotliwy opis dedukcji i wnioskowania przyczynowo-skutkowego, gdzie wszystko zostało wzięte pod uwagę, a nic nie jest przypadkowe. Z drugiej strony Kańtoch pozostaje sobą i raz po raz łamie, wydawałoby się żelazne, zasady gatunku. Coraz częściej rozwiązanie zagadki kryminalnej dokonane przez Krystynę jest tylko jedną z możliwości. Tak też było w poprzednim tomie, Lecie utraconych. To czytelnik musiał zadecydować, czy Krystyna dobrze wskazała mordercę. Nie inaczej jest w Jesieni zapomnianych, gdzie bohaterka stwierdza: „Wyobraziłam sobie, że mówię: «Aktualnie zastanawiam się, jak doprowadzić do tego, że morderca, któremu nic nie można udowodnić, sam się przyzna», i mój uśmiech stał się jeszcze szerszy”. 

Czy po jesieni nadejdzie zima?

Po zakończonej lekturze czytelnik ma oczywiście jeszcze jedno pytanie: przecież są cztery pory roku, czyż nie? Nie ma pojęcia, czy kolejny tom sygnowany zimą się ukaże. Autorka od początku zarzekała się, że Krystyna Leśniewska (z domu Wojciechowska) to rzecz rozpisana na trylogię. Skoro mieliśmy już Krystynę w wieku emerytalnym, później jako dojrzałą kobietę, a teraz jako studentkę, to możemy zapytać, gdzie teraz Anna Kańtoch zabierze Krystynę. Jasne, że pozostaje chronologia dziejów (w przypadku Kańtoch zmierzająca w odwrotnym kierunku), ale wcale nie jestem przekonany, że gdyby powstała czwarta część, to ujrzelibyśmy dzieciństwo bohaterki Jesieni zapomnianych. Równie dobrze pisarka, która z taką lubością „zabija” swoich bohaterów, może dotrzymać słowa i przekreślić czytelnicze pragnienia ujrzenia czwartej części. Kilka punktów stałych z tego literackiego świata jest wciąż do wykorzystania w dalszych przygodach. Ale wiecie: to Kańtoch. Anna Kańtoch, co czytelnikom i krytykom się nie kłania. Pytanie, czy autorka „zabije” po raz kolejny, jest być może najtrudniejszą i najciekawszą zagadką.

 

Anna Kańtoch, Jesień zapomnianych, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Ja patrzę, ja czytam, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 165

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...