08.09.2022

Nowy Napis Co Tydzień #168 / Składnik duszy

Wrażliwość albo lepiej – religijność, bo sama wrażliwość niewiele daje bez osobistego zaangażowania, stanowi część osoby twórcy, staje się składnikiem jego duszy, a więc bywa traktowana jako pomoc czy zobowiązanie, ale też obciążenie. Decyzja należy do wierzącego autora – czy decyduje się przyznawać do Boga w swoich tekstach, automatycznie narażając się na wylądowanie w szufladzie z napisem „twórca religijny”. Często wiąże się to z marginalizowaniem go w przestrzeni publicznej sterowanej, jak potwierdza praktyka, przez liberalne mody literackie. Ostatecznie wszystko i tak zależy od mistrzostwa jego pisania – czy się z nim przebije do czytelnika, uwiedzie go, zainspiruje i natchnie nawet po wielu dziesiątkach lat jak Emily Dickinson. Wtedy będzie to jego osobiste zwycięstwo, a przy okazji zwycięstwo wiary, którą wyznaje.

Istnieje nierozerwalny związek między dziełem literackim a religią autora, który deklaruje, że wiara pełni w jego twórczości istotną funkcję. Piszący na serio nie może omijać tematów dla siebie podstawowych i pozostać areligijny, bo fundamentalna sprawa, jaką jest bliskość z Bogiem, i tak będzie przeświecać przez zapisane przez niego linijki. Poza tym straciłby prawdę swojego przekazu, fałszując go, a to kardynalny błąd sztuki poetyckiej, której wielką mocą pozostaje autentyczność świadectwa.

Czuję potrzebę utrwalania swojej wiary w tekstach, ponieważ to dla mnie naturalne – pokazać więź ze Stwórcą. Moje wiersze zarówno miłosne, jak i eschatologiczne przepełnia zawsze nieoczywista, ale jednak obecność Boga. Trudno autorowi objaśniać własną twórczość, łatwiej odnieść się do pisania innych. Fascynują mnie poeci mający umiejętność nienachalnego przypominania, że świat kryje w sobie Tajemnicę. Dobra poezja otwiera drzwi do tej niepokojącej sfery przeczuć i obietnic, którą odkrywają i opisują tylko genialni twórcy. Bóg mówi ich głosem, nawet jeśli czasem tego nie chcą, unikając deklaracji, że wierzą.

Odczuwam naturalną potrzebę utrwalania wiary w swoich tekstach. Całe moje życie, a więc i wiara, zostaje w moim pisaniu. Nigdy nie uznawałam tego za ekshibicjonizm, ale konieczną do uzyskania siły przekazu szczerość, za którą nieraz przychodziło mi płacić. Jak królik doświadczalny poddaję się eksperymentowi zapisu siebie w wierszu.

Wiara nieustannie promieniuje na życie i pisanie. Trudno kawałkować siebie na części, dlatego wiara albo przenika życie, a więc i pisanie, albo pozostaje sztuczną atrapą. Istotne, aby pamiętać, że wiara, tak jak pisanie, jest ciężką pracą. Jeśli autor dobrze używa słowa – wiara mu pomaga, jeśli jednak używa go niewłaściwie, nawet gdy robi to na kolanach – jak Styka malujący Chrystusa – żadna wiara mu nie pomoże. Czesław Miłosz zwykł powtarzać za swoim przyjacielem Tomasem Venclovą, że ma nadzieję, iż w ostatecznym rozrachunku, kiedy stanie przed Bogiem, jego jeden dobry wiersz stanie się zadośćuczynieniem za złe uczynki. Chciałabym, żeby i w moim przypadku tak było.

Odnosząc często skomplikowane biografie artystów do ich dzieł, warto podkreślić, że są to wartości odrębne i nie ma sensu badanie wpływu życia na treści powstałych utworów. Dzieło zawsze pozostaje samotne, ale też niezależne i wolne. Czeka, aż czytelnik daruje mu swoją twarz.

Tematy i motywy czerpane z tradycji religijnej pozostają zawsze istotną inspiracją dla wierzących twórców. Im więcej źródeł inspiracji, tym większe możliwości ich wykorzystania, ale i lęk, że nie będzie nas stać na odkrywcze czytanie znaków.

Poeta przyznając się do wiary, daje wyraźny sygnał czytelnikowi. Podkreśla, że za autorem stoi Ktoś, kto ma pierwszeństwo w każdym słowie i myśli. Obcując z takim dziełem, zyskujemy zwykle przekonanie, że Tajemnica staje się częścią składową świata realnego i przedstawionego oraz ma moc poszerzania go o nieskończoność.

Często uznaje się, iż postawa ufności Bogu jest w dzisiejszej kulturze przeszkodą w napisaniu znaczącego dzieła, ale to nieprawda. Teza ta okazuje się słuszna tylko w przypadku autorów niezadających sobie trudu pracy nad słowem. Pełen zaufania do Boga był ks. Jan Twardowski i, jak widać, nadal ma rzesze czytelników, którzy czerpią inspirację z jego wierszy do ufnej, radosnej, mądrej – jeśli tak można powiedzieć – wiary. Jego niezwykła poezja to genialny wykład teologii. W przypadku ks. Jana sprawdzają się słowa Andrzeja Szczeklika, który uważał, że sztuka, a szczególnie poezja, potrafi nawet bardziej niż teologia uchylać rąbka Tajemnicy. Podobnie wiersze św. Teresy z Lisieux, pełne zachwytu Bogiem i stworzonym przez Niego każdym szczegółem świata, dają radość i otuchę.

Czego należy unikać, pisząc poezję religijną? Krótko mówiąc: grafomanii. A więc powtarzalności, kalek, jednoznaczności, po prostu – złego gustu. Dotyczy to w ogóle literatury, nie tylko religijnej, duchowej, ale każdej, która chce obudzić czytelnika i samego autora, bo przecież brak odkrywczości językowej, będącej podstawą każdego pisania, bywa usypiający.

Istnieją preferowane gatunki literackie, poetyki, techniki, które pozwalają na lepszy przekaz doświadczenia wiary. Ogromną rolę w codziennych praktykach religijnych odgrywają modlitwy (istnieje tutaj duża różnorodność, wykorzystywana nieustannie przez twórców różnych epok). Najważniejszym inspirującym punktem odniesienia pozostaje zawsze Księga Ksiąg – wielogatunkowe Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu – wyjątkowe teksty o niezwykłej sile przekazu uznawane przez chrześcijan za święte. To Księga, która wierzącym realnie ustawia całe życie. Twórcy wierzący, ale i niewierzący, znajdują w niej doskonałe miejsce, od którego można zacząć pisać, coś, do czego chcieliby nawiązać albo z czym mogliby polemizować.

Mistrzem nienachalnej, nieużywającej okrągłych słów, mocnej w przekazie, inspirującej do zaglądania „w drugą przestrzeń” poezji pozostaje dla mnie Czesław Miłosz. To geniusz tego gatunku, będący poetą uniwersalnym, istniejący w przestrzeni ponad podziałami światopoglądowymi, skłaniający do namysłu nad przemijaniem, prowokujący do stawiania pytań o początek i koniec, o sens istnienia, o tajemnicę stworzenia. Obok niego istnieją inni, którzy niekoniecznie z imienia powołują się na Boga, ale On jest obecny w ich strofach, przypominając nie tylko o swojej czułej, miłosiernej, współcierpiącej opiece, ale też o sile norm i zasad pozostawionych w Dekalogu. Wśród nich warto wymienić: Zbigniewa Herberta, Adama Zagajewskiego, Jerzego Lieberta, Romana Brandstaettera, Annę Kamieńską, ks. Janusza St. Pasierba, Annę Świrszczyńską, ks. Adama Pawlaszczyka, ks. Jerzego Szymika, Janusza Nowaka, Mariana Kisiela, Grzegorza Hajkowskiego, Szymona Babuchowskiego, Krzysztofa Karaska, Marka Rapnickiego, Wojciecha Kassa, ks. Jerzego Hajduga, ks. Janusza Kobierskiego, Krzysztofa Kuczkowskiego, Przemysława Dakowicza, Annę Piwkowską, Elżbietę Adamiec, Macieja Bieszczada, Annę Tlałkę.

Tekst został opublikowany w 14. numerze kwartalnika „Nowy Napis”, dostępnym w e-sklepie Instytutu Literatury.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Barbara Gruszka-Zych, Składnik duszy, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 168

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...