05.01.2023

Nowy Napis Co Tydzień #184 / Literatura odkrytej twarzy Boga

Zakrywali mu twarz i drwiąco pytali Łk, 22,64a

Kultura […] jak tlenu potrzebuje konfrontacji z odkrytą Twarzą Boga, ale by tak się stało, musi pozbyć się swej demoniczności; musi oczyścić swój wzrok, nałożyć na powieki błoto poślinione przez Jezusa. Nie ma innego sposobu wejścia w relację z Twarzą Boga jak odwrócenie wzroku od Nieczystego; jak pozbycie się złudzeń, łatwych rozwiązań, spazmów niczym nieograniczonej pseudoartystycznej wyobraźni, która wszystko chce udziwnić, przeinaczyć, pokruszyć i w tym wyczerpaniu, w desperackim akcie deptania uniwersalnych wartości upatruje antidotum na trawiącą ją od wewnątrz chorobę braku sensu. Tęskni za oryginalnością twórczego aktu, który przyniesie jej jakąś formę samospełnienia i uwolnienia się z ciężkich sukien rzeczywistości. Oderwanie sztuki od Twarzy Boga pozornie tylko jest wyzwalające; to raczej gest desperacki, w którym to, co Święte, zastępujemy wędrówką w Mroczne; podróżą do źródeł Zła; eksploracją grzechu przywodzącą na myśl archetypiczną katastrofę Ogrodu. Tam Adam ukrył się przed Bogiem. Odszedł sprzed Jego Oblicza. Zapomniał, kim jestM. Dzień, O liberalizmie, kulturze i zakrytej twarzy. Esej (nie)zobowiązujący, [w:] tegoż, O męczeństwie rozumu i zarazie świata, Sopot 2021, s. 33.[1].

W latach 80. ubiegłego wieku, czyli prawie czterdzieści lat temu, napisałem wiersz o barokowym, charakterystycznym dla mojej ówczesnej poetyki tytule: trzy rady z których ostatnia jest nieprzypadkowo najkrótszaJ. Szymik, trzy rady z których ostatnia…, [w:] tegoż, Zupełnie inaczej, Katowice 1991, s. 12–13.[2]. Wszystkie je kierowałem najpierw do siebie samego i dopiero potem do czytelników. Pierwsza z nich brzmiała następująco:

jeśli piszesz

nie wyprowadzaj zdań
ze swojej ciemności

demony bywają hojne
i za wierną służbę
płacą nierzadko
fontanną złocistego słowa

choćby rzędy liter
mieniły się od znaczeń
i pociągały umysł
genialnością uchwycenia
istoty rzeczy

nie wierz
zniszcz
i zawróć

nawet za cenę bełkotu
czy skrwawionego milczenia

Nic się w tej kwestii w ciągu następnych dekad nie zmieniło. Ani w moim poglądzie na sztukę, ani w mojej twórczości poetyckiej i naukowej: utwór wywiedziony z demonicznej ciemności niewiary, choćby powierzchownie połyskujący świetną formą, nie zasługuje – z racji daleko głębszych niż sama literatura, jej jakość estetyczna, poziom warsztatu i wielkość celu – na miano prawdziwej sztuki. I tak jak kiedyś, tak teraz kieruję tę tezę głównie do siebie samego. „Zniszcz i zawróć”, nawet jeśli miałoby to prowadzić do bełkotu czy milczenia, bo będą one stały aksjologicznie – i artystycznie! – wyżej niż złociste słowo, mieniące się feerią barw, lecz służące ciemności. Piękno, które jest buntem wobec Źródła Piękna, nie jest godne swego imienia. Nie pociąga, lecz uwodzi na postronku Zwodziciela.

I myślę, że tym samym już uczyniłem zadość prośbie „o osobistą wypowiedź na temat praktyki oraz świadomości związków twórczości z wiarą”.

Lecz chciałbym do tej wypowiedzi dodać kilka dopowiedzeń.

***

Zdaje się, że po dekadach zrywania owych pradawnych związków (twórczość– wiara) przez większość pisarzy głównego nurtu literatury europejskiej, najprzenikliwsi z nich odkrywają je na nowo. Nieraz drogą okrężną, chybotliwą kładką nad bagnami, po jakimś egzystencjalnym łuku, naznaczonym nierzadko cierpieniem czy rozczarowaniem (anty)kulturą a(nty)teizmu. Oto na przykład Michel Houellebecq, jedna z obecnie najjaśniejszych gwiazd europejskiej literatury, autor powieści tyleż świetnych, ile, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnych (jedna z krytycznych o nim opinii powiada, że nie potrafi on wybrać pomiędzy rolami katechety i pornografa), w najnowszym zbiorze esejów zatytułowanym Interwencje 2020, odpowiadając na pytanie Agathe Novak-Lechevalier („Czy powiedziałby pan, że poezja utrzymuje ścisłe więzi ze słowem Bożym?”), pisze:

Jedna rzecz silnie je łączy. W poezji nie ma sprzeczności, to język absolutny, którego ambicją jest formułowanie zdań bez możliwości ich zanegowania. Inny punkt wspólny to fakt, że pełne zrozumienie nie ma fundamentalnego znaczenia: można nie do końca rozumieć słowo Boże, podobnie jak nie trzeba wszystkiego rozumieć przy słuchaniu poezji. Niektóre teksty religijne mają autentyczną wartość poetycką, na przykład psalmy. Tak więc owszem, istnieje ścisła więź.

Oraz:

pisanie implikuje wzięcie na siebie tego, co negatywne na świecie, i odmalowanie w taki sposób, że czytelnikowi ulży, gdy to zobaczy […]. I rzeczywiście ma to związek z Chrystusem biorącym na siebie grzechy ludzkości. A więc tak, istnieje pewne podobieństwo…M. Houellebecq, Interwencje 2020, tłum. B. Geppert, Kraków 2021, s. 274, 277.[3].

Ciekawe, prawda?

Ale jeszcze dokładniej na temat i bez cytatów: jeśli wiara ma rację, czyli że Bóg jest i jest Bogiem – to ten fakt zmienia wszystko. Z literaturą, rzecz jasna, włącznie. Chyba że mówimy o pozorach wiary, podróbkach religijności (najkrócej: Bóg i Kościół – nie; „duchowość” – tak), wtedy sztuka i „wiara” (atrapa wiary zepchnięta do muzeum subiektywizmu czy do zakrystii bądź obezwładniona etykietą symbolu) mogą funkcjonować rozłącznie, wzajemnie się jedynie łaskocząc, lecz nie stanowiąc relacji, która dotyka samego rdzenia ludzkiego bytu i tym samym ludzkiej twórczości: więzi na śmierć i życie – w zwarciu, w walce, w inspiracji.

Więc jeśli Bóg jest, i ten Bóg jest prawdziwie Bogiem (takim, jakim przedstawia Go chrześcijańskie objawienie), to sztuka nie może dłużej być „zamiennikiem” religii. Sztuka – jak wszystkie fałszywe bożki – w konfrontacji z prawdą Boga zostaje strącona z najwyższego miejsca na podium. I dopiero teraz, strącona, podległa Bogu, jest prawdziwie sobą. Literatura staje się wtedy prawdziwie piękną, nabiera nieprawdopodobnie wielkiej wagi, wyzwolona z fałszywego nimbu, który ją ustawiał w nieczystej roli i trwonił jej energię na udawanie boga.

***

I nie ma to absolutnie nic wspólnego – jak brzmią płyciutkie oskarżenia – z „katorealizmem”, rzekomą kalką socrealizmu i podobnych. Sięgnę raz jeszcze do Houellebecqa:

serce mi się ściska, kiedy widzę chrześcijańskich myślicieli […], którzy z powagą i bólem zastanawiają się nad problemem zła. Jakim problemem zła? Jeśli jest jakaś kategoria, która w naszym świecie czuje się jak w domu, którą tu odnajdujemy bez cienia zdziwienia, o której istnieniu można wiele powiedzieć, ale na pewno nie że jest problematyczna, to właśnie zło. […] to właśnie istnienie dobra – absolutnie sprzeczne z prawami natury, przeciwskuteczne z punktu widzenia biologii stanowi rzeczywisty problem. A Emmanuel CarrèrePierwodruk tych słów Houellebecqa to fragment wstępu do książki Emmanuela Carrère’a Faire effraction dans le réel wydanej w 2018 roku.[4] na najpiękniejszych stronach swoich książek stawia właśnie problem dobra, być może jedyny, który jest tego wartM. Houellebecq, Interwencje…, s. 286–287.[5].

Bo „Choć – jak modli się Kościół w hymnie z jutrzni czwartego tygodnia Liturgii Godzin – zło nad miarę wszędzie triumfuje”, to:

Okaż, Najwyższy, swą litość nad nami;
Niewierność przeważ łaską i miłością
Większą od grzechu.

I właśnie one – łaska, miłość, litość Najwyższego – są w najwyższym stopniu godne pióra, pomimo, a wręcz z powodu powszechnego triumfu zła.

Bóg, najwyższe dobro, samo dobro, jest Twórcą najwyższej rangi, ba, źródłem wszelkiej kreatywności jako Creator omnipotens et optimum, On (S)Twórca wszechrzeczywistości. Dlatego też najwyższej rangi jest związek twórczości artystycznej (tu: literackiej) z dobrem (problemem dobra). Stąd służba dobru, stąd kreacja naznaczona postawą ufności i nadziei (choćby najtrudniejszej, Abrahamowej, kiedy to „wbrew nadziei” jednak wierzy się nadziei, Rz 4,18; patrz wyżej: problem zła) znaczy więcej niż postawa rozpaczy i negacji.

I wyjątkowo ważne: kto ustala hierarchię znaczeń i tym samym decyduje o tym, że jakieś dzieło jest „znaczące”? Albo że afirmacja jest niedobra, a negacja w porządku? Wyniki sprzedaży? Opinie krytyków w weekendowych dodatkach lewicowych tygodników? Wybitny literaturoznawca, który właśnie zmienia trzecią żonę na czwartą, dokonał apostazji i szuka w książkach potwierdzenia swojej drogi życia? Noblowska kapituła? Czytelniczy plebiscyt przy okazji dorocznej Nagrody Nike? Klikalność? Fejsbuk, tłiter i Instagram? Wolne żarty.

I jeszcze jedno: wiara prawdziwa – a to ona stanowi rdzeń religijności (także tej „w literaturze”) – jest wszystkim tylko nie „rozterką, niepokojem czy wątpliwością”. Oczywiście, to wszystko jest arcyludzkie, dotyczy nas wszystkich bez wyjątku, z piszącym te słowa na czele, i literatura musi zajmować się tą problematyką, to jasne, ale rozterka, niepokój i wątpliwości nie są przejawami chrześcijańskiej wiary religijnej, lecz niewiary bądź słabości wiary. Wiara – jako taka – jest pewnością, a nie wątpliwością. Niedowiarstwo jest chorą naroślą na wierze. Więc: „gdybyście mieli wiarę…” oraz „wierzę, Panie, zaradź niedowiarstwu memu” (Łk 17,6; Mk 9,24). Wiara i niedowiarstwo nie są tym samym wbrew „przeważającemu obecnie poglądowi”.

***

Właśnie kreacyjna przestrzeń wyznaczona problematyką „Bóg/wiara” jako odpowiedź na to, że Bóg jest i że jest Bogiem, pozwala literaturze czerpać tematy i motywy z tradycji religijnej, które w żadnym wypadku nie są „obciążeniem”, wręcz przeciwnie, wprowadzają literaturę w tematy i motywy najgłębsze z możliwych: śmierć i życie, cierpienie i miłość, wina i przebaczenie, rozpacz i nadzieja. Chrześcijaństwo jest dokładnie o tym, co pokazują fundujące ją teksty (cztery Ewangelie), które są fenomenalnymi literacko historiami o Bogu, męce, tragizmie dobra i prawie każdego człowieka do nadziei. Objawienie chrześcijańskie wie to, co wiedzieli Homer i Szekspir, lecz jego wiedza jest większa i bardziej tragiczna (bo zna grzech) i zarazem bardziej nadziejorodna (bo zna odkupienie i eschaton, ostateczny kres; zna Chrystusa). Objawienie chrześcijańskie i prawdziwie chrześcijańska sztuka znają głębiej niż cokolwiek na tym świecie najstraszliwszą z ciemnych tajemnic życia: tajemnicę śmierci. I nie unieważniając jej, nie likwidując (naiwnie) jej tragizmu, przebijają się mieczem wiary przez śmierci ciemność w sferę nadziei zmartwychwstania.

Takoż i ja. Wiem, czym jest rozpacz, wiem, czym jest najaktualniejsza cancel culture wobec spraw Boskich, czyli czym jest tragizm zaćmienia sprawy Boga we współczesnej kulturze. Nie da się dzisiaj żyć, nie doświadczając tego bólu i jego skutków. Ale niech mnie Bóg broni przed zatruwaniem tych, którzy sięgną po mój wiersz. Przynajmniej tyle wymagam od siebie, a jestem przekonany, że tego wymaga ode mnie również On, Dawca talentów: by żaden z moich czytelników nie stał się pod wpływem tej lektury gorszy. „Zniszcz i zawróć”, na Miłość Boską.

Powtórzę rzecz, moim zdaniem, tu najważniejszą: jeśli wiara jest prawdą, czyli Bóg jest i jest Bogiem, to im głębiej idę w nią i w Niego, tym bliżej jestem najgłębszych źródeł kreacji. Nic nie będzie mi odjęte z bólu i błędów, ale będą mi dodane moce płynące z ars vitae christianae. I rzecz fundamentalna, zarazem prosta, na koniec: życie jest pierwsze, ważniejsze od literatury. Wielki Miłosz, wtedy już osiemdziesięcioletni, tak mierzył się z tą fundamentalną kwestią w liście wysłanym do mnie z Kalifornii jesienią 1996 roku:

Chodzimy po ziemi i nie umiemy się pozbyć myśli o Sądzie, o szalach, na których będzie położone, co z naszego życia zostało […] nie mogę powstrzymać się od pytania, czy moje dzieło literackie, które z taką uwagą Ksiądz badał Chodzi o moją rozprawę habilitacyjną: J. Szymik, Problem teologicznego wymiaru dzieła literackiego Czesława Miłosza. Teologia literatury, Katowice 1996.[6], przemówi na moją korzyść. Bo często myślę o tym, jakby to było, gdybym umarł w wieku lat dwudziestu i żadnego dzieła nie napisał. Uniknąłbym wtedy wielu złych postępków w moim życiu osobistym, które pochodziły z egoizmu i kłamania sobie, a które zadały kilku ludziom cierpienia, za co czuję się odpowiedzialnyCyt. za J. Szymik, Teologia na początek wieku, Katowice-Ząbki 2001, s. 438–439.[7].

I tylko wtedy, kiedy się życie rozumie i przeżywa we właściwych (prawdziwych) proporcjach i hierarchiach, rodzi się z niego prawdziwe piękno. Bo prawda rodzi prawdę. Prawda poznania – prawdziwe piękno. A Bóg i Jego istnienie są prawdą, ateizm – kłamstwem. To wszystko.

***

Forma? To kwestia talentu, którego braku nie wolno maskować buntem przeciw Bogu, modą, tanimi chwytami, które mają zdobyć pogubionego odbiorcę. Żadnej hucpy i jak najdalej od irracjonalnego, postmodernistycznego bełkotu, a także wybryków tak zwanej sztuki krytycznej. I nie optuję tu, absolutnie nie, za jakąś dewocją, podobnie tanią, maskującą brak głębi i talentu. Katolicyzm nie jest wiktoriańską ani żadną inną pruderią. Nie boi się siły słowa, mocnych obrazów, potarganej formy, szalonych emocji, portretowania zła bez znieczulenia, eksperymentów gatunkowych i strukturalnych tekstu. Już w listach Pawła mamy to wszystko.

Lecz nie to jest jądrem „literatury odkrytej Twarzy Boga”. Jej sednem jest antyteza tego, co wydarzyło się w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, kiedy to naigrawali się z Niego i bili Go, zakrywając Mu twarz (patrz: motto). Wówczas pod „obstrzałem krytyki” i jej pytań o obciążający go związek z Jezusem (!!!) znalazł się Piotr. Nie zdał wtedy egzaminu, zdał go później. Przez wiele lat, w wielu sytuacjach życia i w wielu utworach mierzę się ze sprawą tamtej nocy. I zdaje się, że w puencie wiersza Ogród w Pszowie udało mi się ją nazwać bodaj najtrafniej jak do tej pory, a na pewno zgodnie z pragnieniem mojego serca:

Coraz częściej mnie pytają:
Czyż to aby nie ciebie widziałem razem z Nim w ogrodzie?

Tak, to byłem jaJ. Szymik, Ogród w Pszowie, [w:] tegoż, Ogród, Katowice 2020, s. 9.[8]

W tym właśnie akcie przyznania się do Boga Ogród ten może się stać naprawieniem katastrofy z tamtego. I tym samym odkryciem zakrytej Twarzy Boga, wyjściem z mroku, strachu.

Pszów, 16 października 2021 roku, czterdziesta trzecia rocznica wyboru Jana Pawła II

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jerzy Szymik, Literatura odkrytej twarzy Boga, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 184

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...