Nowy Napis Co Tydzień #190 / „...wymyślić świat albo go zobaczyć”. O wierszach Piotra Szewca
Prezentowane w niniejszym numerze „Nowego Napisu” utwory Piotra Szewca wyrastają z intencji migawkowego opowiadania, w którym wybrzmiewa liryczny ton opisowej poetyckiej mikroprozy. A zatem bliższa autorowi okazuje się dykcja raczej dłuższego, niezakłóconego nagłymi olśnieniami oddechu, oddechu pełnej, spokojnej, jakby ostentacyjnie wypowiadanej frazy niźli konstrukcje ewidentnie akcentujące swoją wersowość oraz obrazową metaforyczność. Nie oznacza to jednak, że nadorganizacja wypowiedzi się w tych wierszach nie pojawia. Przeciwnie, lecz jest to zjawianie się dyskretne, takie, na jakie pozwala wybór toku niemal w pełni zdaniowego, choć złamanego logicznie brakiem znaków interpunkcyjnych. Szewcową dykcję widziałbym przede wszystkim jako kontynuację poetyckiej linii władania językiem prawie przezroczystym, bardziej więc budującym obrazy niż kształt metafor. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie w pierwszej, często nazbyt pobieżnej lekturze. Stąd też – paradoksalnie – w wyciszonych stylistycznie utworach najważniejsze staje się strukturalno-semiotyczne założenie funkcjonalizacji wszystkich elementów wierszowych, począwszy od warstwy leksykalnej, składniowej, po prozodyczną i wreszcie obrazowo-wyobrażeniową. Mówienie proste, ów „język właściwie użyty” (jak Jan Błoński nazwał próby Jana Polkowskiego
Jak zatem rozumieć Szewcowy gest formalny? Abstrahując od samej poetyki, zwróćmy na wstępie uwagę na silnie akcentowaną temporalność najnowszych utworów, gdyż każdy z nich opatrzono datą roczną: 2021. Urodzony w 1961 roku twórca tak zatem konstruuje podmiot swojej wierszowej wypowiedzi
Nieprzypadkowo zatem w kluczowym fragmencie wiersza Przedziałek grzywka tok składniowy jest tak wieloznaczny. Przeszłe odbija się tutaj w aktualnym (linearnie pisanym/czytanym), semantykę i wyobraźnię wspomaga zaś wyliczeniowa syntaksa łącząca ze sobą pozornie przeciwstawne człony:
do lustra naprzeciwko robię głupie miny brzytwy
szczotki nożyce spryskiwacz z gumową pompką
wszystko na swoim miejscu moją uwagę przyciąga
Wszelkie obrazy lustrzanego odbicia zyskują nieuchronnie metaliteracki charakter, stając się znakiem niepewnej, a w każdym razie zachwianej ontologii mówiącego. Tak jest i tym razem. Zauważmy, że Szewc – subtelnie co prawda – ale jednak korzysta z możliwości nad-mówienia i właśnie owego nad- dotyczy stwierdzenie „robię głupie miny brzytwy”, a także dalszy, już poprzerzutniowy ciąg enumeracji. Skoro tok nam na to pozwala, przeczytajmy, co następuje, i zapytajmy: cóż znaczy robić „miny brzytwy”? W dodatku jeszcze głupie. Taka mimiczna brzytwa aktualizuje przynależny topice zwierciadlanej duży potencjał ironii oraz autoironii, zgoła gombrowiczowską błazenadę, pojedynek na miny z samym sobą i z wierszem jako narzędziem samopoznania. W dodatku in articulo mortis, skoro chłopięca wizyta u fryzjera zostaje finalnie porównana do egzekucji. Obraz to iście gargantuiczny, a w każdym razie taki mógłby być, gdyby podążała za nim poetyka. Ta zaś pozostaje nadzwyczaj oszczędna, choć niepełne współbrzmienie (pompką – przyciąga) sugerowałoby raczej hiperbolizację. Wszystko ostatecznie jawi się jako niedokonane. Fotel balwierza to nie szafot, na ścięcie zaś przeznaczono jedynie włosy, a nie głowę. Tym razem mitologizacja się nie dokonuje, a sam utwór daje się sklasyfikować jako impresyjny obraz-widokówka. Wygłosowe „[…] te same co zawsze / pytania przedziałek z lewej strony grzywka ukośnie / czy prosto” sugerują oczywiście sferę metaliteracką. A zatem, jak pisać: ukośnie czy prosto? Zresztą ostatni wers daje się także interpretować graficznie. Zaledwie dwuwyrazowy, wyraźnie krótszy od linijek poprzedzających, wygląda na dość wątłą podstawę „spoczywających” na nim słów. W kontekście całościowym staje się nieledwie metaforą wizualną poetyckich wątpliwości. Szewcowy wiersz sytuujący się na granicy mikroprozy, stylistycznie wyciszony, finalnie sam sobie zaprzecza i zgodnie z obecną w nim topiką odbicia podważa własną dykcję. Dyskretnie, niemal niezauważalnie. Zupełnie tak jak wynikła z dwuznaczności toku zdaniowego metafora „nad zeszytem wargi” pochodząca z utworu Praca domowa („[…] choćbym nawet przez godzinę zagryzał / nad zeszytem wargi najprostsze okazywało się / skomplikowane […]”). Empatycznej więc wymagają lektury Szewcowe liryki, których stonowana poetyckość łatwo umyka co spieszniejszym czytelnikom. Ale skoro tak, spytajmy jeszcze, co taki gest oznacza w kontekście ukazywanego tutaj świata przedstawionego. Świat to bowiem istniejący ciągle przed, in statu nascendi czegoś, co ostatecznie się nie wydarza. Albo inaczej – nie dzieje się w wierszu:
w trawie chwilowy ślad cisza jak bywa po deszczu
nim świat się rozgdacze rozryczy rozgada na gałęziach
pęcznieją grube krople wysoko zmierzwiona kula
ptasiego gniazda […](Po deszczu)
I nawet ta „wysoko zmierzwiona kula” pozostaje taka właśnie jedynie chwilowo, bo już poprzerzutniowe dopełnienie z poziomu kosmicznego przechodzi znów na pozycje ziemskie. Jeśli weźmiemy pod uwagę długie trwanie modernizmu tudzież jego kolejną inkarnację w europejskiej liryce pierwszych lat XXI wieku (jak chciałaby widzieć ją Marjorie Perloff
Z migawkowych, układających się w mikronarracje (bo w istocie wiele się tu opowiada) zapisów z dawniejszej (nie)codzienności powstają w Szewcowych lirykach parabole o dużej sile kulturowego oddziaływania, również w baśniowo-onirycznym anturażu. Tutaj w sferze Schulzowskich „nadkolorów i nadaromatów”
[…] przekuwaliśmy w naszą hałaśliwą radość
zamknięte w grzechotce to znaczy w pudełku po zapałkach
stawały się jej duszą skargi złorzeczenia lament oto co
słyszeliśmy gdy pudełko przykładaliśmy do ucha
Tak z dziecięcego zbierania martwych chrabąszczy wyprowadza Szewc opowieść o złym reżyserze-demiurgu, który miałby wydawać nasze martwe dusze na wieczne męki. Czy tak? Nie dość typowy to obraz z kręgu topiki świata-teatru, bo bezwolną kukiełką stają się tu protagoniści (ich wszakże symbolizują chrabąszcze, gdyż to przedziwnie jungowskie lustro) dopiero po swej śmierci. „Naśmiawszy się nam i naszym porządkom / Wepchną nas w mieszek jako czynią łątkom” – by przywołać fraszkę Jana Kochanowskiego. Tam jednak to życie grało, zaś aktorom scena przysługiwała właśnie za życia. Współczesny poeta odwraca tę perspektywę, choć i w jego wizji fraszkami jawią się „skargi złorzeczenia lament”. Raczej więc należałoby się doszukiwać w wierszu Grzechotka – bo o nim wciąż mowa – obrazu rajskiej prajedni (jakże niepełnej, skoro dla niej wybrano dość niezgrabny lot chrabąszcza), która załamuje się po pragrzechu. Temu zaś odpowiada w utworze młodzieńcza inicjacja w śmierć. Ale też w okrucieństwo, ponieważ topika theatrum mundi nakłada się w tym narracyjnym liryku na topikę dzikiego dzieciństwa. Martwy chrabąszcz skarży się bowiem niczym kołatek z Mickiewiczowskich Dziadów (a i tam lamentu słuchały dzieci), więc w świecie przedstawionym okazuje się, iż także po śmierci można grzechotać, a więc cierpieć kary, ci zaś, którzy mogliby wypuścić więźnia z pudełka zapałek – wolą przysłuchiwać się jego lamentom. Działa tu zatem zasada jakiegoś odwróconego communio sanctorum. Żywi nie solidaryzują się z „grzechocącymi” w czyśćcu zmarłymi, a i sami „grzechocą”, czyli grzeszą za życia, bo przecież brzmieniową grę Szewc poddaje nam nieprzypadkowo. Jest w tym i moralna przestroga i delikatnie zarysowany religijny ton.
Widzimy zatem, jak pojemne znaczeniowo stają się utwory autora Po nitce, lecz także jak dużą rolę przypisano w nich projektowanemu czytelnikowi jako współtwórcy sensów. Nie jest to jednak truizm, gdyż owa czytelnicza uważność w wierszach tak dążących do minimalizacji środków stylistycznych okazuje się szczególnie istotna. Programowo brzmi w tym kontekście pierwszy trójwers Pracy domowej:
Zadanie miało nazwę praca domowa
trzeba było wymyślić świat albo go zobaczyć
po czym tak napisać żeby rozkwitły róże
Jest i poetyka Szewca poetyką intensywnej pracy domowej właśnie, owego empatycznego pisania-czytania, czułego dla dookolnych poruszeń, które wyrastają z wewnętrznej pracy wyobraźni. Ale takiego czytania świata jako tekstu, które czyni wiersz miejscem zjawiania się sensu, semiotyzacji tego, co wokół widoczne. Nie oznacza to bynajmniej, aby ów światowy (a nieraz i za-światowy) znak sam w sobie wydawał się bez znaczenia, lecz jedynie to, że dzięki poecie dochodzi on pełniej do skutku, zupełnie jak – choć to jakże inna dykcja – w Leśmianowym „widzę poprzez śpiew”
Również w wierszu Sowy nie wylecą z rana dzieje się tak wiele, choć przecież w świetle logiki zwyczajnych przypadków to jakże niewiele:
Piotrusiu nastaw zegarek powiedziała babcia
chodziło o sprężynowy budzik który stał na szafie
dopiero teraz zauważyliśmy że od kilku dni
milczał wskazówki zamarły jak opuszczone
skrzydła to było groźne czas mógł cofnąć się
albo przyspieszyć zostawić ptactwu dojrzałe
makówki nakręciłem sprężynę poruszyły się
skrzydła usłyszałem znajomy szmer babcia
uśmiechnęła się teraz już sowy nie wylecą
z rana przed dom miała na myśli sąsiadki
pójdźki może żartowała bo sprawom poważnym
przysługiwał żart i niepowaga
2021
Przy bliższej lekturze okazuje się, że Szewc posłużył się niezwykle prostym mimetyzmem formalnym. Otóż pozornie przezroczysty tok zdaniowy poprzez zastosowanie arbitralnej pauzy oraz całkowitą rezygnację z interpunkcji skłania nas do lektury maksymalnie funkcjonalizującej podział wersowy
Wspomniany wcześniej minimalizm (zresztą Szewcowi od dawna, jak mniemam, bliski), wybór pozornie przezroczystej formy jako władzy nazywania rzeczy takimi, jakimi się jawią, to jednak – jak często bywa w podobnych przypadkach – gest tylko pozornie skierowany w stronę wizji zupełnie klarownej. Pisze bowiem Piotr Szewc poeta chłopięcą nadbiografię, tudzież metafizyczną autobiografię nadwrażliwego młodzieńca, którego inicjacje w świat zmieniają się w wielką metaforę, w paraboliczną opowieść o odwiecznych odpoznaniach mających walory niemal magicznego gestu odnawiania rzeczywistości. Czynienia z niej mitu o własnym życiu, który to mit odtwarza nieuchronnie dawniejsze opowieści. Stąd też w wierszu Sowy nie wylecą z rana czytamy: „[…] to było groźne czas mógł cofnąć się / albo przyspieszyć zostawić ptactwu dojrzałe / makówki […]”. Szczególnie nacechowane kulturowo są owe makówki właśnie. W mitologii greckiej maki bowiem miały rosnąć nad brzegami Lete, mitycznej rzeki zapomnienia, która oddzielała ziemski padół od zaświatów – Łąk Asfodelowych. „Piotrusiu nastaw zegarek powiedziała babcia” – to z kolei inicipitowe słowa wzmiankowanego wiersza. Obrazy te zestawiono nieprzypadkowo, ponieważ Szewcowe liryki w swym najistotniejszym sensie ukazują pracę pamięci; stają się ćwiczeniami z pamiętania i zapominania. Dzieje się to jednak w świecie przefiltrowanym przez soczewkę dziecięcego demiurga, podwójnego podmiotu nieustannie konfrontującego minione z obecnym i z owego zderzenia wyprowadzającego pozaczasowe oraz wieczne.
*
„W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszałamiających dni letnich”
Wróćmy jeszcze do utworu Przedziałek grzywka. Końcowy wers wyraża wątpliwość: „czy prosto”. A wcześniej: „te same co zawsze / pytania przedziałek z lewej strony grzywka ukośnie”. Poeta jest zatem balwierzem, cyrulikiem, a nade wszystko prestidigitatorem, który nie tyle wie, kiedy przyciąć sam wiersz, lecz jak przyciąć poza wierszowe tak, aby stało się poetyckie. Jest poeta dorosłym cyrulikiem, który w felczerskim salonie przyjmuje swoje wewnętrzne dziecko, chłopca z przedziałkiem i grzywką. W najgłębszej istocie pozostaje Szewcowa liryka opowiadaniem siebie przeszłego, układaniem jego fryzury, niekiedy kompensacją lub amputacją. Razem grzebieniem i brzytwą. Zawsze jednak lustrem, które pokazuje ukośnie, a jednak prosto. Szewc wybiera pozornie proste pisanie o rzeczach „ukośnych” zupełnie tak, jakby śmierć, przemijanie, czas, dzieciństwo i wszelkie inne tematy spod znaku nieodzownych stawiały tamy temu, co w pełnej opowieści chciało być prozą. Napotkało jednak „ukośność” wersu i zmieniło się w wiersz, a ten kondensując obrazy uczynił z nich nośne / ukośne metafory. Prosto o ukośnym wymaga przepracowania oraz odwagi lustra, które nie zmienia opowieści w sonet, darowuje obrazy, nieco chowa formę. A skoro tematyka i wrażliwość mityczna powiązała nam Szewca z Schulzem, jaką jeszcze lekcję moglibyśmy stąd wyciągnąć?
Po tamtym Lipcu przychodzi Sierpień (jakże go pisać małą literą!), a stąd już niedaleko… Niedaleko: „Gdy z niezbadanych przyczyn metafory, projekty, marzenia ludzkie zaczynają tęsknić do realizacji, przychodzi czas jesieni”
Szkic pochodzi z kwartalnika „Nowy Napis. Liryka, Epika, Dramat” nr 15, rok 2022.