23.02.2023

Nowy Napis Co Tydzień #191 / Palenie czarownic, narodowosocjalistyczne drzewa i konieczność spowiedzi

Kiedy nienawiść sprzęgnie się z dążeniem do nowoczesności, z dążeniem do modernizacji społecznej za wszelką cenę, skutki mogą być przerażające. Ludobójcze i groteskowe zarazem. O tym przekonuje Grzegorz Kucharczyk, historyk, wybitny znawca dziejów Niemiec (w szczególności zaś państwa pruskiego), autor między innymi takich prac, jak: Kulturkampf. Walka Berlina z katolicyzmem 1846–1918, Hohenzollernowie, Kryzys i destrukcja – szkice o protestanckiej reformacji i szeregu innych. Okazuje się jednak, że uczony z Poznania nie tylko para się historią rozumianą na sposób akademicki, ale jest także znakomitym historycznym eseistą, o czym przekonuje najnowsza książka, tym razem poświęcona III Rzeszy.

Teza autora jest widoczna w podtytule. Nowoczesność i nienawiść, jak przekonuje Kucharczyk, podczas formowania się III Rzeszy i w trakcie jej trwania były wspomagającymi się komponentami porządku politycznego, który przyniósł zagładę milionom istnień. Tym samym autor przeczy rozpowszechnianym we współczesnej liberalnej propagandzie tezom, że wszystko to, co „nowoczesne”, musi być tylko z tego tytułu „pozytywne”. Okazuje się bowiem, że nowoczesność i narodowy socjalizm w latach trzydziestych ubiegłego wieku doskonale się uzupełniały, a hitlerowcy czerpali pełnymi garściami ze zdobyczy nowoczesnej techniki, medycyny, ekologii… Dlatego Kucharczyk pyta:

Czy rzeczywiście jednak niemiecki narodowy socjalizm był programowo wrogo nastawiony do nowoczesności, do tego stopnia, że chciał ją wyeliminować? Blisko czterdzieści lat temu Jeffrey Herf, amerykański badacz ideologii i ustroju hitlerowskiego reżimu, ukuł pojęcie „reakcyjnej nowoczesności”, której ucieleśnieniem była stworzona przez Narodowosocjalistyczną Partię Robotników Niemiec (NSDAP) III Rzesza Niemiecka. W tym kierunku poszli również inni badacze (także niemieccy), wskazujący na to, że narodowego socjalizmu nie można separować od nowoczesności rozumianej jako rozwój techniki, medycyny czy ekologii. Wskazuje się, że „nazizm był kulturową syntezą rozmaitych ideologicznych motywów”, których nie można ryczałtowo potraktować jako sprzeciw wobec nowoczesności.

Weźmy choćby przykład katolicyzmu, o którym ze znawstwem pisze Kucharczyk. Hitler i jego kamaryla od początku ich partyjnej formacji uważali, że rzymski katolicyzm jest w gruncie rzeczy dziełem Żydów i jako taki przeciwstawia się nowoczesnemu porządkowi narodowemu w Niemczech. W zamian pisarz Dietrich Eckart, przyjaciel Hitlera, który zwracał się do niego per „mój Adolfie”, w swych pismach w miejsce Chrystusa proponował nowe pojęcie Boga:

[…] nadchodząca „Trzecia Rzesza” zawdzięczać będzie swoje istnienie najwyższemu stopniowi realności Boga [Realissimum Gott] w realności teutońskiej subiektywności.

Krótko mówiąc, Niemcy miały stać się bogiem, a Führer – najwyższym kapłanem. Czy można się dziwić, że hitlerowcy walczyli ze wszystkim, co katolickie, „jezuickie”, płynące z Watykanu, zwłaszcza że 1937 rok ujrzał encyklikę papieża Piusa XI Mit brennender Sorge, uznającą prymat rasy nad wszelkimi wartościami (także religijnymi) za fałsz, a w konsekwencji fałszywość całej narodowosocjalistycznej ideologii? Nie mogą zatem dziwić przywoływane przez autora twory hitlerowskiej propagandy i pseudonauki starające się dowieść, że Jezus nie był Żydem, tylko bliżej nieokreślonym „aryjskim Mesjaszem” czy „Galilejczykiem”. Nie mogą dziwić obsesyjne „badania”, jakie poświęcono na przykład polowaniom na czarownice, a sam Alfred Rosenberg w Micie XX wieku podkreślał, że „szaleństwo polowania na czarownice” było „ciałem obcym w pierwotnej, niemieckiej wierze ludowej”. Gorącym orędownikiem walki z „piekłem kobiet” i oddawania czci „milionom niemieckich kobiet, które padły ofiarą perwersyjnej przemocy ze strony katolickiego kleru” był Heinrich Himmler. Adolf Hitler planował urządzenie muzeum poświęconego procesom o czary. W tej rzeczywistości politycznej doszło w końcu także do wyodrębnienia się na gruncie niemieckiego protestantyzmu tak zwanych „Niemieckich Chrześcijan”, skrajnie nacjonalistycznego ruchu religijnego, całkowicie podporządkowanego rządzącej od 1933 roku partii. Fascynujące losy niemieckiego Kościoła luterańskiego niemal całkowicie podległego reżimowi i Kościoła katolickiego, którego wierni stawiali pewien opór, a którego hierarchowie w czasach narodowego socjalizmu wybrali „zygzakowaty kurs” (dotyczyło to przede wszystkim milczenia niemieckich biskupów wobec mordowania katolickich księży w Polsce po 1939 roku) to rozdziały książki Kucharczyka, które czyta się z wypiekami na twarzy i trudno się od nich oderwać.

Wszystko to jednak nie przeszkadzało nowej władzy we wdrażaniu osiągnięć nowoczesności. Tak działo się na przykład w medycynie. Narodowi socjaliści zapatrzeni byli w najnowsze osiągnięcia eugeniczne Amerykanów (wprowadzana w USA przymusowa sterylizacja osób upośledzonych umysłowo i innych „małowartościowych”), a ruch eugeniczny dynamicznie rozwijał się już w Republice Weimarskiej, zyskując możnych protektorów za oceanem. Rasizm hitlerowców jak najbardziej wykorzystał „osiągnięcia eugeniki” dla własnych celów „higieny rasowej”. Szeroko zakrojona kampania sterylizacyjna w Niemczech, a potem uśmiercanie osób psychicznie chorych były przerażającym pokłosiem wdrażania „nowoczesności”.

Groteskowo brzmią dzisiaj propagandowe, antynikotynowe i antyalkoholowe kampanie rządzonego przez NSDAP państwa. Hitler i Himmler jako zdeklarowani wegetarianie byli także zdecydowanymi zwolennikami przestrzegania praw zwierząt, a więc i gorącymi przeciwnikami polowań.

Jak można odczuwać przyjemność, panie Kersten, ze strzelania z ukrycia do biednych istot pasących się na skraju lasu, bezbronnych i niczego się niespodziewających? Jak się nad tym dobrze zastanowić, jest to zwykłe morderstwo

– zwierzał się dowódca SS i policji swemu masażyście. W tym samym 1941 roku jeden tylko raport podawał, że w getcie w Kownie zginęło 2 001 żydowskich mężczyzn, 2 920 żydowskich kobiet i 4 273 żydowskich dzieci.

Jeśli dodamy do tego promowaną przez państwo budowę autostrad, ochronę terenów leśnych („Spytajcie się drzew, nauczą was, jak zostać narodowymi socjalistami”), wegetarianizm i „zdrową żywność”, a także dbałość o niemiecki krajobraz („Wcielony do Rzeszy Oświęcim w planach dowódcy SS i policji miał stać się miastem modelowym i stacją agrokultury dla całej wschodniej Europy”), rysuje się przed nami przerażający obraz nowoczesnego państwa karmiącego się nienawiścią do „podludzi”.

Grzegorz Kucharczyk na ostatnich stronach swej książki pyta o rachunek krzywd, o stan niemieckich sumień po 1945 roku, przywołując słowa kardynała Stefana Wyszyńskiego o Niemcach jako o „narodzie, który musi się wyspowiadać”. I dodaje od siebie:

Ze spowiedzią w powojennych Niemczech jest ogromny problem. Nie tylko chodzi o faktyczne zamarcie w ciągu ostatniego półwiecza sakramentalnej spowiedzi w konfesjonale w katolickim Kościele nad Łabą i Renem – mimo usilnych próśb i napomnień kolejnych papieży. Od zaniku spowiedzi do błogosławienia „par homoseksualnych” – oto w największym skrócie droga duchowego upadku, którą w imieniu nowoczesności dziarsko przemierza Kościół Waltera Kaspera, Reinharda Marxa i Georga Bätzinga.

Spytajmy, czy ten dzisiejszy stan „nowoczesności” ma coś wspólnego z narodowosocjalistyczną przeszłością Niemiec? Lektura najnowszej książki Grzegorza Kucharczyka pozwala na podjęcie refleksji na ten temat.

Grzegorz Kucharczyk, III Rzesza Niemiecka. Nowoczesność i nienawiść, Biały Kruk, Kraków 2022.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wojciech Chmielewski, Palenie czarownic, narodowosocjalistyczne drzewa i konieczność spowiedzi, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 191

Przypisy

    Loading...