09.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #193 / Między balkonem a balkonikiem

Książkę poetycką Krystyny Lenkowskiej Balkon można czytać na wiele sposobów. Można czytać wszystkie wiersze po kolei, od początku do końca. Można czytać wiersze opatrzone tytułami na nieparzystych stronach, a te obok, na parzystych, wydrukowane kursywą, traktować jako komentarze do nich, swego rodzaju didaskalia czy kontrapunkty. Można też oczywiście czytać wiersze rzeszowskiej poetki na wyrywki, kierując się przypadkiem. Sposób czytania nie zmieni w zasadzie najważniejszych spraw. Ja jednak proponuję odczytanie lirycznego tomu jako dwóch cykli: wiersze wydrukowane kursywą na parzystych stronach, od początku do końca, a następnie wszystkie wiersze na stronach nieparzystych. Sądzę, że należy ten tom traktować jako dyptyk, składający się z dwóch równolegle biegnących opowieści. Wydaje się bowiem, że w obu tych cyklach mówi do nas jedna persona liryczna pozostająca w odmiennych sytuacjach, na przykład: lewa strona dzień, prawa strona noc; lewa strona dół, prawa strona góra; lewa strona z dystansem, prawa strona bez dystansu.

Bohaterką czternastej już książki lirycznej poetka uczyniła starszą kobietę u kresu życia. Nazywa się ona Maria Nyks. Jest emerytowaną lekarką o specjalizacji geriatrycznej. Ma córki. Ta inteligentna wdowa potrafi przejrzeć rzeczywistość od podszewki. Ma poczucie humoru. Dobiera słowa celnie i czasem dosadnie. Traktuje życie bez „taryfy ulgowej”.

W polskiej poezji znajduje się już trochę staruszek. Odnoszę wrażenie, że w medialnym i społecznym realnym świecie są one często niewidziane, pomijane, lekceważone. Udajemy, że ich nie ma, że w ogóle nie ma starości… W poezji na szczęście jest inaczej. Wystarczy wspomnieć znakomite utwory Tadeusza Różewicza Przepaść czy Koncert życzeń. Opowieść z kraju chrześcijańskiego. Z niedawno wydanych przychodzą na myśl poruszające liryki Józefa Barana o starości z książki poetyckiej W wieku odlotowym oraz Artura Daniela Liskowackiego z tomu Szkliwo, gdzie szczeciński poeta dał przejmujący obraz odchodzącej matki w szpitalu. Trzeba mieć na uwadze Różewiczowski tom Matka odchodzi, do którego rzeszowska poetka odwołała się wierszem Matka nie odchodzi. W Balkonie jednak kobieta-matka odchodzi przez Geras. Nazwa własna oznacza ‒ jak sobie wyobrażam ‒ oddział czy szpital geriatryczny. Jest to metafora miejsca, gdzie „przechowuje się” starość, gdzie starość dojrzewa i w końcu znika; to poczekalnia do nicości. Nazwa pochodzi z mitologii – Geras to bóg starości (łac. Senectus), uosobienie starości, a nazwisko bohaterki, Nyks, to imię mitologicznej matki Gerasa. 

Późny wiek kojarzy się z pewnymi miejscami i przedmiotami. W cyklu „lewym” mamy przede wszystkim tytułowy balkon. Jedno ze znaczeń słownikowych mówi, że jest to: „płyta na zewnątrz budynku połączona z pomieszczeniem wewnętrznym otoczona balustradą”Zob. https://sjp.pl/balkon [dostęp:07.03.2023].[1]. W tym sensie balkon byłby miejscem obserwacyjnym. W pierwszym liryku tomu drzwi balkonowe skrzypią. To stąd bohaterka podpatruje grających w piłkę chłopców, widzi staruszków siedzących na ławce, podgląda spacerującą rodzinę. Stąd widać krwawą jarzębinę i dziką jabłoń. Balkon to małe terytorium wolności, gdzie można zapalić papierosa, pomyśleć, rozejrzeć się. To miejsce wspomnień i życiowych refleksji. Nie są one pokrzepiające. Rozważania przyjmują rozmaite formy. Mamy tekst, który można by uznać za antymodlitwę: 

choraś Mario
łaski pusta
Pan cię opuścił
przeklętaś ty między niewiastami
i przeklęty owoc żywota twojego córka

nieczysta Mario Matko człowieka
módl się za sobą grzeszną
teraz i w godzinę śmierci swojej
amen 

Można tekst potraktować jako prowokację lub obrazę religijną, proponuję jednak przeczytać wiersz jako wyraz rozpaczy, jako monolog do siebie samej wskazujący na klęskowość własnego życia. W końcu bohaterka ma na imię Maria, w wierszu, choć trawestuje modlitwę Zdrowaś Mario, nie obraża Matki Boskiej. Bohaterka jawi się jako Jej negatyw. Ton litanijny, modlitewny pojawia się jeszcze w liryku moja wino, a odwołania do wiary, religii i Kościoła w kilku miejscach. Sama bohaterka jest praktykująca.

W przedostatnim liryku „cyklu lewego” następuje optymistyczne przeświadczenie, że jednak dzień będzie niezwykły, że każdy jest niezwykły, choć zachowuje tę prawdę dla siebie.

poczułam że mieć
własny balkon na świat
to cud
 

Natomiast ostatni wiersz tego cyklu mówi o wyjściu (przez balkon?) z życia w kosmos, zlanie się z nicością: 

nic otulało mnie
i prowadziło do nic
znajomą drogą której nie było

doskonała symbioza
nic z nic
którzy byliśmy wszystkim

Co się dzieje na „prawej” stronie tomu? W centrum tego cyklu jest ta sama bohaterka: jej emocje, obserwacje, refleksje, wyobrażenia, wydarzenia z jej życia. Silnie w każdym utworze obecna Maria prowadzi czytelnika przez szereg zjawisk, rzeczy, problemów, spraw związanych z trudnościami starczego wieku. Są to problemy powszechne, uniwersalne i w dużej mierze nieuchronne. Tu też pojawia się wyraz „balkon”. Jednak odczytuję go jako zgrubienie wyrazu „balkonik”, w znaczeniu: „urządzenie pomagające poruszać się osobie niepełnosprawnej”. To z nim Stacha przychodzi do szpitalnej sali Marii. Są i inne atrybuty starości: łóżko ortopedyczne, kule („srebrne psiska z czarnymi głowami”), proteza. Jakże nieprzyjemne to realia, ale jakże rzeczywiste i… potrzebne.

Cykl otwierają wiersze poświęcone mężowi. Zawierają one w sobie mocny ładunek emocjonalny. Z jednej strony małżonek nazwany jest dziwakiem, a z drugiej – „miał takie miłe i suche dłonie”. Zapadł na chorobę Alzheimera, stwarzał w związku z tym wiele kłopotów, więc w końcu bohaterka oddała go do Geras. W liryku Durno-cienie poetka pisze:

załatwił mnie na cacy
najpierw uziemił a potem umarł

Wcześniejsze odejście Adama i wspomnienie o nim są pełne sarkazmu i goryczy. Wiążą się bowiem z przymusową rezygnacją ze spełnienia marzeń. Po jego śmierci bohaterka już nic nie mogła zrobić, nastały choroby, zatem marzenia o wyjazdach do Portugalii czy Ziemi Świętej trzeba było odłożyć ad acta na wieczność.

Kolejnym problemem przywołanym przez Marię jawią się opiekunki mające pomóc w pokonywaniu codziennych trudności. W liryku W wieży M3 czytamy: „to koszmar kiedy obca kręci się po domu”. Kolejne „zdarzenia starości” to bóle, złamanie biodra, trudna współobecność, pobyt w szpitalu, strach przed śmiercią i oczekiwanie na nią. Następuje wyjście ze szpitala. Maria jedzie na spotkanie w dworze Krasickich. Tutaj jednak czuje się wyobcowana i odrzucona. Ponadto słyszy bolesne słowa ordynatora, który kiedyś z nią pracował:

słyszałem że jesteś na gar kuchni
czyżbyś nie miała dzieci? 

Ten wstrząs, ukazany w Czerwonym dywanie, powoduje kolejny upadek („przezkrętarzowe złamanie kości udowej”). Maria wraca do szpitala pogruchotana fizycznie i psychicznie. Inne „atrakcje” starości to utrata piękna. W wierszu Prawda i piękno czytamy:

pięknym trudno żyć
bez dawnego piękna

Bohaterka przedstawia również problemy fizjologiczne (Sedes). Ważny jest temat pozostawienia spadku (Spadek) i utraty złudzeń co do swoich możliwości (Po balu). Spotyka się z życzliwością i współczuciem innych pacjentek. Drażni ją to, ale i sama sobie się dziwi:

dziś poczułam jakby ktoś
położył ciepłą i suchą dłoń
na mojej lewej piersi

Wiersz kończy się pytaniem: „czy to już?” Najpewniej chodzi o śmierć. Bo ostatni tekst składa się jedynie z tytułu: Koniec. Poetycka mowa redukuje się do zera. Reszta jest milczeniem.

Jest to książka przejmująca. Dawno nie spotkałem w naszej poezji tak wyrazistej postaci jak Maria. Tak konkretnej, namacalnej i przekonującej. Pewnie ma zakotwiczenie biograficzne (niekoniecznie autobiograficzne). Nie ma to jednak dla mnie znaczenia, gdyż liczy się uniwersalna wymowa wielkiej poetyckiej metafory odchodzenia, starości, śmierci przedstawionej pierwszoosobowo, „od środka”.

Język krótkich, oszczędnych wierszy wydaje się dosadny, momentami wulgarny (w łacińskim znaczeniu tego słowa), jednak jest stosowny do podjętego tematu. Jak gdyby bohaterka mówiła: tu już nie ma czasu na kurtuazję i piękne słowa. Styl zatem uwiarygodnia personę liryczną. Wyostrza osobiste doświadczenie, obrazuje desperację, wzmaga nonszalancję. Poezja Lenkowskiej stanowi autentyczne świadectwo oryginalnej wyobraźni. Nie brakuje w tomie poetyckiego dowcipu. Tragizm przeplata się z komizmem, czasem groteskowym, a czasem czarnym humorem. Królują niebanalność, prowokacja, kaprys, konkret i ironia. Dzięki temu codzienność staje się ekscentryczna. 

Nie zmienia to tego, że pociesznej staruszce blisko do Hioba. Tyle że jej Bóg niczego nie zwróci.

 

Krystyna Lenkowska, Balkon, Fundacja Słowo i Obraz, Augustów 2021.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jarosław Petrowicz, Między balkonem a balkonikiem, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 193

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...