Nowy Napis Co Tydzień #196 / Okrutna jasność. O tomiku Jadwigi Maliny „Teoria powtórzeń”
Jak zawrzeć w cieniutkim tomiku poetyckim całe swoje dotychczasowe życie? Ten rodzaj autobiografii poetyckiej zaprezentowała Jadwiga Malina w swoim najnowszym tomiku pod tytułem Teoria powtórzeń. Autobiografia pisana prozą zdaje się oczywista i jakby klarowna – autor po prostu opisuje swoje życie od momentu narodzin aż do chwili obecnej. Czyni to językiem, który w sposób czasami bardzo wyrafinowany pod względem literackim zdaje relację z wydarzeń, jakie miały miejsce. Natomiast autobiografia poetycka jest nieco dziwnym i jakby nowym gatunkiem, uprawianym do tej pory dość nieśmiało (przypomnę jedynie tomik Forever Marka Czuku, który jest skonstruowany na dość podobnej zasadzie co recenzowany w tekście tomik Jadwigi Maliny). Rozpoczyna się od początkowej daty urodzin poetki, która prowadzi nas swoją narracją poetycką aż do roku 2021.
Narracje poetyckie bywają różne. Czasem mocno sprozaizowane, przez co dają się w nich wychwycić bardzo konkretne momenty biograficzne dające niejako obraz życia danego twórcy. U Jadwigi Maliny sytuacja jest jakby odwrotna. Poetka nie opowiada o swoim życiu wprost, w zasadzie jedynie datuje i nadaje tytuły poszczególnym wierszom. A wiersze umieszczone pod daną datą nie dają możliwości bezpośredniego odczytania biograficznego, naprowadzając raczej na trop zagadki czy tajemnicy, wprawiając nawet w pewien interpretacyjny kłopot.
Jadwiga Malina to poetka będąca po stronie jasności życia – to wniosek generalny. Nawet pewien element smutku czy okrucieństwa wpisany w jej poetycki świat nie niszczy wrażenia, że podmiot mówiący tej poezji odbiera życie jako pogodny dar. Właśnie słońce, pogodność, radość z istnienia – to elementy, które wydatnie dookreślają światopogląd poetycki Jadwigi Maliny. Dar umiejętności opowiadania o swoim życiu jest równocześnie darem poetyckim.
A poezja to sztuka niejednoznaczności. Poetka w Teorii powtórzeń nigdy nie mówi wprost, zawsze kryje się za jakąś maską czy personą liryczną, którą ukształtowała na użytek swojej poezji. Owa liryczna persona wypracowała dodatkowo pewien język liryczny, który nazwać można językiem maski, ale też językiem szczególnego, poetyckiego szyfru. Dekodowanie tego szyfru jest niezwykle trudne dla krytyka albo czytelnika, natomiast sam powidok czy wrażenie wiersza, które pozostaje w głowie, jest bardzo pozytywne, jakby poetka pomimo częściowego zamknięcia jednak nas do swojego świata zapraszała. Zaproszenie to jednakże nie jest tożsame z otwarciem owego świata na oścież. Jako czytelnicy widzimy w zasadzie jedynie pewne szczeliny światła, które wydobywają się z poszczególnych wersów i oświetlają w sposób częściowy poszczególne wiersze. Innymi słowy, można powiedzieć, że to, co ciemne w wypadku wierszy Jadwigi Maliny, pozostaje zakryte i nieodsłonięte.
Nie potrafię znaleźć klucza do Teorii powtórzeń, choć czuję, jak bardzo precyzyjnie jest on skomponowany i napisany. Wydaje się, że prosta, zamykająca konstatacja – rodzaj poetyckiej autobiografii – nie wystarcza. Nie jest to również rodzaj soliloquium ani typ autobiografii uwewnętrznionej. Zapisana rzeczywistość w wierszach Maliny dotyczy tego, co było i jest na zewnątrz, ale zapis ten został zaszyfrowany specjalnym, poetyckim kodem. W Teorii powtórzeń kod autobiograficznego szyfru i język poetycki są de facto tożsame – język poetycki staje się rodzajem kodu do odczytania życia poetki. Z wierszy możemy jedynie odcyfrować okruchy wydarzeń zewnętrznych, głownie z przeszłości. Tworzą one spójną, linearną opowieść od momentu narodzin aż do teraz.
Narracja w tomiku Teoria powtórzeń jest prowadzona od wczesnych wspomnień z dzieciństwa, poprzez życie rodzinne, wreszcie ślub i punkt kulminacyjny – czyli moment przeistoczenia się w poetkę, która wymyśla swój własny świat, jakby równoległy do tego, który istnieje jako rzeczywistość. Mamy bowiem niejako dwa wymiary w tomiku Maliny – wymiar rzeczywistości i wymiar poezji, owe dwa wymiary stale toczą ze sobą dialog, a nawet są w swego rodzaju konflikcie. Poezja służy jakby łagodzeniu tego sporu, jest próbą pogodzenia obu zwaśnionych wymiarów. Staje się rodzajem recepty na rzeczywistość, niczym babka lancetowata w jednym z wierszy
Próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie: czym jest ów wymiar poezji w tomiku Teoria powtórzeń? Być może właśnie inkantacją, powtórzeniem świętego gestu, próbą zaklinania rzeczywistości poprzez magiczne zabiegi… Bo poezja Jadwigi Maliny mieści owe dwa wymiary: wymiar sacrum z jednej strony oraz wymiar magiczny – owego zaklinania, magicznej inkantacji, która służyłaby oswojeniu być może czasem nieco zbyt trudnego świata – z drugiej. W tomiku Jadwigi Maliny te dwa wymiary nieustannie zmagają się ze sobą, ale jedno bez drugiego: rzeczywistość bez poezji ani poezja bez rzeczywistości, nie byłyby w stanie funkcjonować samodzielnie. U poetki rzeczywistość jest niejako ukryta szczelnie w owym wymiarze czy też panwymiarze poetyckim i gdzieniegdzie tylko widoczne są jej prześwity.
Nie mogę sobie dokładnie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tomik Jadwigi Maliny Teoria powtórzeń tak bardzo przypadł mi do gustu. Za moim wyborem czytelniczym i estetycznym stoi zapewne precyzja języka poetki, która małym sprawom potrafi nadać rangę niekiedy potężnej metafory, jak na przykład w wierszu Trwają badania nad redukcją snu,datowanym na rok 1974, czyli urodziny poetki.
Zaprzęgi nocy. Gwiezdne fale
Ustąpcie miejsca błyskom dni.
Ach, jakże bardzo chce się żyć,
Gdy galop brzasku senną marę
Roznosi w pył.Według informacji z tomiku wiersz został napisany w roku 2016. [2][2]
Właśnie ów „galop brzasku roznoszący w pył senną marę” wydaje się niejako poetyckim motywem przewodnim w tym tomie. Te wiersze są niejako wbrew ciemności, wbrew zbyt łatwemu negatywizmowi, wbrew kłębiącym się coraz bardziej na niebie świata burzowym chmurom. Mówi o tym także wiersz Miejsce na ziemi, umieszczony pod datą 2009.
Wskazano nam je nieprzypadkowo,
To pewne jest, od jasności.
A kto miałby w tej kwestii inne zdanie,
Niech będzie pozdrowiony.
Właśnie wołaniem o jasność są wiersze Jadwigi Maliny. Poprzedni wybór wierszy o onomatopeicznym tytule Światło i szelest
Kiedy drobiłyśmy chleb do mleka,
Wszędzie czuć było zapach siana,
Prosa i podpałki.
Te trzy zjawiły się także wówczas,
Gdy matka wróciła z kościoła,
Gdy nie usiadła, ale od progu
Zdejmując płaszcz, nie odkładając go
Na miejsce, unosząc ręce, próbowała
Opisać ten stan
Najpierw krzykiem, pośpiesznie.
Potem coraz wolniej,
Ciszej. Patrząc na stół.
To jeden z najbardziej tajemniczych wierszy zamieszczonych w tomie. Możemy zastanawiać się, kim są owe „trzy”. Czy to senne mary? Być może cyfra jest nieprzypadkowa i odsyła do Trzech Króli albo trzech osób Trójcy Świętej. Wiersz ma swoją kadencję i rytm, który oddaje natężenie emocjonalne, nasilające się stopniowanie z każdym wersem aż do wybuchu, by potem opaść w jakąś wielomówną ciszę. Możemy domyślać się sporego ładunku dramatyzmu w tym liryku. Dramat ma związek z dzieciństwem autorki – wczesne wiersze w Teorii powtórzeń pełne są jakiegoś mniej lub bardziej zakamuflowanego okrucieństwa, unosi się również nad nimi niekiedy cień śmierci, odchodzenia osób najbliższych; jak chociażby dziadka, o czym opowiada wiersz pod tytułem Przy stole, umieszczony pod datą 1979, który również przytaczam:
Dziadek umarł. A miał mnie uczyć spokoju.
Cóż jednak było zrobić, skoro tak.
Jak się człowiek chory urodzi, zdrowy nie umrze.
Głupie powiedzonko. Głupia śmierć.
W tej – nazwijmy ją – początkowej czy wczesnej fazie tomiku, dominuje aura emocjonalnego dystansu do opisywanych wydarzeń, jakby podmiot liryczny chciał je wyprzeć z pamięci. Dlatego tak ważne stają się wiersze opisujące ślub i wczesne rozpoczęcie wspólnego życia z „ukochanym, jedynym, naiwnym”, oddanie mu władzy oraz obawa, że w niebie „nie będę mogła usiąść obok ciebie”. Od momentu prawdziwej miłości zaczyna się również prawdziwa przygoda ze sztuką, z poezją, która staje się receptą, rodzajem plastra na nigdy niezabliźnionej ranie przeszłości i sposobem na jej przepracowanie. Tym samym po jednej stronie znajdzie się trudna do oswojenia rzeczywistość wraz z okresem wczesnego dzieciństwa, po drugiej – rozpoczęcie życia na własny rachunek, gdzie swoistą „bronią” w walce z okrutną przeszłością i walce o samą siebie stałaby się poezja.
Język poetycki Teorii powtórzeń jest figlarny, wymykający się, w jednym miejscu otwiera wiersz, by w innym nagle zamknąć go celną puentą czy zaskakującą metaforą. W obrębie jednego liryku pomieszczonych jest wiele sprzeczności. W zasadzie ten tom zbudowany jest na sprzeczności pomiędzy życiem, które boli – z jednej strony, a z drugiej – domaga się afirmatywnego opisu. Lecz „sprzeczność jest dźwignią transcendencji”
Jadwiga Malina, Teoria powtórzeń, wyd. Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Kraków 2022.