27.04.2023

Nowy Napis Co Tydzień #200 / Pusty orzeszek

Niebo lało żarem tego niedzielnego, sierpniowego popołudnia. Podwinąwszy więc sutannę, moczyłem nogi w chłodnej wodzie Huczwy, zerkając na przekomarzającą się parę studentów.

Przyjechali do naszej wsi całą grupą pod opieką Profesora archeologii – na wykopaliska. Znaleźli tu jakiś gród słowiański i kopali, a kopali cały tydzień. Teraz rozbiegli się gdzieś po łąkach, tylko ta para siedzi koło mnie w chłodzie ganku plebani, nad samą rzeką.

Ci dwoje, też ganiali rano, ale konno. Widziałem ich, gdy szedłem na mszę. Obserwowałem nawet moment, jak ona dosiadała Siwka pożyczonego od Janka Zdrożnego. Siadła na oklep i dłuższą chwilę namawiała chłopaka, by zrobił to samo.

Ewa przy Drzewie Wiadomości Dobrego i Złego – myślałem rozbawiony, obserwując tę scenę.

W końcu chłopak też dosiadł Kasztanka i pognali błoniami nad rzekę, aż po las.

– Sami jak konie – pomyślałem.

– Czy jak motyle – dodałem w myślach, patrząc na rozwiane, prawie blond włosy dziewczyny.

Kiedy wróciłem z kościoła, już byli z powrotem. Zjedli pewnie obiad i teraz siedzą na ganku a właściwie to przed gankiem i na progu tłuką orzechy laskowe, nazbierane rano w lesie.

– Już są orzechy, to prawie jesień – rozmyślałem sentymentalnie, patrząc chcąc, nie chcąc na młodych obok. Budzili moją sympatię. On w samych tylko spodenkach siedzi „po turecku” i  uderza kamieniem w skorupkę orzecha. Czarny kosmyk włosów opada mu na czoło, gdy pracowicie, ale z precyzją rozbija orzech. Ona przycupnęła naprzeciw niego w kucki. Odgarnia mu ten opadający kosmyk z czoła.

– Z jaką tkliwością! – zauważyłem, zazdrośnie trochę…

Długie nogi objęła lewą ręką, a prawą raz za razem podaje mu orzechy. Ułożyła je sobie rządkiem od najmniejszego do największego. Chłopak tłucze, ona obiera ze skorupek i raz zjada sama, a raz wtyka mu w usta, razem ze swoim palcem. On przytrzymuje ten palec ustami. Dziewczyna śmieje się popiskując wesoło. Czasem zjada dwa kolejne orzechy, zamiast sprawiedliwie obdzielić nimi chłopaka.

– Oszukuje, jak zalotnie! – śmiałem się, też ubawiony.

Chłopak protestuje krzycząc:

– Oszukujesz, oszukujesz!

O! Właśnie usiłuje odebrać jej ten orzech już z ust. Całuje ją pod tym pretekstem, zupełnie nie przejmując się moją obecnością. Przewracają się, baraszkując tak chwilę na trawie podwórka. Za chwilę powracają do poprzedniej pozycji, śmiejąc się i przekomarzając dalej.

– A teraz ten największy – ostatni już mówi dziewczyna – ...i będzie cały mój.

– Dobrze – zgadza się chłopak, starczy ci pewnie na całe życie, śmieje się tłukąc orzech.

Suchy trzask i zapada cisza...

– Pusty – z żalem, jakoś tak cicho stwierdziła dziewczyna.

Wyjechali parę dni później całą grupą. Ciągle rozbawieni, roześmiani...

Zimą już, około świąt Bożego Narodzenia dowiedziałem się przypadkowo od ich profesora, że rozstali się ci młodzi, których tak polubiłem.

– Już w listopadzie się rozstali – powiedział mi profesor.

– Ot, letni zakochani znad Huczwy – pomyślałem z rozczarowaniem i żalem jednak.

Z jakimś dziwnym uczuciem, tak jakbym to ja stracił, ja osobiście, coś szczególnie cennego i bliskiego mi. Aż sam się dziwiłem tym odczuciom... Potem zapomniałem o tym zdarzeni, choć jego widywałem parę razy jeszcze u nas na wsi. Spacerował samotnie po błoniach wzdłuż rzeki. Unikał jednak najwyraźniej spotkania ze mną. Dziewczyny nie widziałem nigdy więcej od tamtej pory.

Minęło wiele lat.

Znów moczyłem nogi w Huczwie, sierpniowym, upalnym popołudniem, kiedy pod plebanię zajechał samochód na obcej rejestracji. Wysiadła z niego kobieta. Poznałem ją od razu. Ona mnie też, gdyż uśmiechnęła się...

– Pochwalony. Pięknie tu, jak wtedy – powiedziała, podchodząc do mnie, jakbyśmy rozstali się wczoraj.

– Pochwalony. Pięknie i cicho – zauważyłem przyglądając się jej z uwagą.

Niewiele się zmieniła. Jej uroda jakby tylko zastygła, stężała.

– Tak, tak – odpowiedziała. Sprawiała wrażenie nieobecnej duchem, choć fizycznie stała obok mnie.

– A ten ostatni orzech, ksiądz pamięta? – podglądał nas pan przecież wtedy – uśmiechnęła się do mnie ze znaną mi zalotnością – ...taki pusty był, taki pusty ten ostatni orzech – posmutniała. – Pusty, jak moje całe życie, proszę księdza – zwierzyła się jak na spowiedzi, zapatrzona w leniwie płynącą Huczwę.

Zapatrzyłem się i ja na naszą spokojnie, zawsze tak samo płynącą Huczwę…

– A to na pamiątkę – wcisnęła mi w rękę małą karteczkę papieru. Proszę przeczytać, ale kiedy już odjadę – pogroziła mi palcem zabawnie, wsiadając do samochodu.

Popatrzyłem za nią zdziwiony, patrzyłem za znikającym samochodem, po którym został tylko tuman kurzu.

– Zjawa? – myślałem. Nie, bo w ręku trzymałem kawałek papieru, zapisany odręcznym pismem i przeczytałem:

Tak zimno jest i mroźno,
więc przysnę sobie choć chwilę.
Przyśnij i ty, najmilszy
i niech nam się przyśni ta łąka nad Huczwą
gdzie konie goniliśmy, sami jak one
i z końmi w zawody i konno
motyle ganialiśmy przecież, sami jak one...
Tak wolni, niewinni nad Huczwą…

Coś roześmiało się we mnie, w środku, od tych słów przeczytanych… Odczułem coś jak muśnięcie radości ciepłej, ale natychmiast przywołałem się do porządku, bo przecież jestem księdzem…

Tekst został pozyskany w ramach programu Tarcza dla Literata.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Elżbieta Olszewska-Schilling, Pusty orzeszek, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 200

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...