Nowy Napis Co Tydzień #222 / Wiek remanentu
[…] publicyści i pisarze krajowi widzą wciąż zjawisko emigracji
w niezmiernie prowincjonalnej i mieszczańskiej perspektywieJuliusz Mieroszewski
J. Mieroszewski, Kroniki angielskie i fragmenty autobiograficzne, wybór, opracowanie i wstęp R. Habielski, A.S. Kowalczyk, Paryż–Kraków 2020, s. 183. [1]
Chciałoby się dodać: niektórzy badacze dziejów Wychodźstwa – także. Nie mam tu na myśli opatrzenia naszej z Rafałem Habielskim – telewizyjnej, sprzed czterech lat – pogadanki suchą zapowiedzią, że jej bohater to „polski historyk żydowskiego pochodzenia”
Zastanowiło mnie kiedyś, czy opublikowana w 1991 roku przez współrozmówcę, jedyna dotąd monografia Niezłomni, nieprzejednani. Emigracyjne „Wiadomości” i ich krąg 1940–1981 podlegała cenzurze? Jak informuje w prologu autor, ukończył on modyfikację doktoratu dla wydawcy w kwietniu 1989 roku. Redakcyjna stopka zawiera (przytaczane wówczas) dane o oddaniu do składu (kwiecień 1990) i podpisaniu do druku (listopad). Tłoczenie ukończono w styczniu kolejnego roku. Brak kryptonimu cenzora, który pieczętował wszystkie peerelowskie edycje. Skoro Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk zniesiono 11 kwietnia 1990 roku, być może jest to jedna z ostatnich prac naukowych poddanych nadzorowi. Czy pocięły ją ingerencje? Samo już przyjęcie – przez kanoniczną, państwową oficynę – pozycji na zakazany do niedawna temat symbolizuje zmiany tamtej ery.
Produkt to więc „nowej Polski” czy „Ludowej”? Niechybnie zrodził się w tej drugiej cieniu. Dziś PIW prezentuje wraz z Rafałem Habielskim wybór wspomnień „o czasopismach Mieczysława Grydzewskiego i o nim samym” pod budzącym bogate skojarzenia i okazję do parafrazy tytułem Bieg czasu, bieg atramentu. Melanż przeciekawych memuarów poprzedzony jest obszernym wprowadzeniem, w którym chcielibyśmy dopatrzeć się uaktualnionej (choćby śladowo) wersji rozprawy o wojennych „Wiadomościach Polskich, Politycznych i Literackich” oraz o tych późniejszych, „bezprzymiotnikowych”. Znaleźć odkrywczy wariant, wzbogacony o trzydzieści pięć lat dorobku, o całość akademickiej drogi – od tezy doktorskiej po emeryturę. Czy stał się ów tekst klamrą spinającą znaczący nurt aktywności doświadczonego badacza? Czy wykorzystał on okazję do zweryfikowania sądów?
Skłonność versus zadanie
Z czym się spieramy? Z utrwaloną aluzją i ze złudzeniem. Najlepsza droga do wyjaśnień? Zderzenie z cudzą opinią. Grydzewski redaguje w bombardowanym przez Luftwaffe Londynie tomik Kraj lat dziecinnych. Książka to – zacytujmy oponenta – „składająca się ze wspomnień poświęconych minionym czasom i odległym miejscom, będąca jednym z pierwszych objawów tęsknoty za dawnością i wyrazu żywionych ku niej uczuć – skłonności, z której emigracja już się nie wyzwoli”
Kolizję ocen odsłania również następne pytanie. Czy publicystykę „Wiadomości Polskich” cechowała desperacja, heroikomiczna świadomość „bezbronności wobec siły”, widząca ocalenie raptem „w trwaniu przy zasadach”? Błądzący rycerze? I tak, i nie. Przy punkcie tym dostrzeżemy fragmentaryczne przewartościowanie surowej niegdyś taksacji kierunku uosabianego przez prozę polityczną Zygmunta Nowakowskiego. Choć i tutaj nie zdoła autor ustrzec się cokolwiek stygmatyzującego określenia „herold bezkompromisowości”. Zważmy też, że nie zaznajomił się najpewniej z przywołaną w przypisie biografią Nowakowskiego. Rwanie się współpracy (nie przyjaźni) publicysty z redaktorem prześledzić można także w poczcie do Grydzewskiego, dostępnej w toruńskim „Archiwum Emigracji”, o którym Rafał Habielski pamiętać nie chce, choć tam przecież z Londynu trafiły setki kilogramów dokumentacji „Grydzowych” czasopism. A znać pomienioną korespondencję musi, gdyż dwadzieścia listów wybrał i ogłosił jeszcze przed wydaniem swego pierwszego szkicu monograficznego
Trudno początku niezłomnej postawy tygodnika, progu kojarzonego zazwyczaj z reakcją na traktat Sikorski-Majski nazwać „wypowiedzeniem posłuszeństwa”. Krytyka niedopilnowania gwarancji dla granic wschodnich i uległego stosunku wobec dawnych aliantów oraz nowego sojusznika wywołała przejście wpływowego tytułu do opozycji przeciw gabinetom Sikorskiego i Mikołajczyka, a nie sobiepański rokosz. Nie koniec to chybionych strzałów w kapitalnym – z wielu względów – wątku. Dowiadujemy się o finale drugiej inkarnacji mediów Grydzewskiego w 1944 roku: „Po latach wyszło na jaw, że inspiratorem likwidacji pisma była Moskwa, której bez trudu przyszło przekonanie Brytyjczyków, że «Wiadomości Polskie» są sprawcą działań szkodzących jednolitości obozu sprzymierzonych”. Po latach? Od początku było to jasne, a wskazówką są choćby świeże relacje głównych bohaterów.
Trzy lata później, w 1947 roku, Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie uchwali zakaz publikowania w opanowywanej przez komunistów Polsce. Czy rzeczywiście decyzja ta „separowała piśmiennictwo emigracyjne od kraju”, wykluczała „dostęp do tamtego czytelnika”? Stare to argumenty przeciwników uchwały, wokół której niedawno debatę przedstawił i motywy zważył Rafał Moczkodan
Tygodnik zbójecki
Nie jedyna to dysharmonia znamionująca pogubienie wytrawnego znawcy mediów i uzależnienie od atmosfery intelektualnej epoki, która go ukształtowała – ostatniego piętnastolecia PRL. Deklaruje bez wahania o okolicznościach Roku 1956: „Cele stawiane sobie przez komunistów, dynamika oraz ostateczny rezultat odwilży leżały poza zasięgiem oceny i wyobraźni Grydzewskiego oraz większości jego autorów”. Wiemy już, że to oni właśnie najdobitniej zrecenzowali animowane przez Sowietów procesy oraz precyzyjniej przewidzieli bolszewickie plany. Wnet przeczytamy (rozumiejąc bodaj w połowie), że przy bezwzględnym werdykcie wobec polityki Władysława Gomułki i rozczarowaniu tych, którzy pokładali w aparatczyku nadzieję, „diagnoza „«Wiadomości» triumfowała, lecz nie było wcale pewne, czy jest to triumf nadziei czy niespełnienia”.
Dotykamy momentu drażliwego, papierka lakmusowego bezstronności w zbliżaniu się do prawdy o „zjawisku”, jaki stanowiła Druga Wielka Emigracja wraz z interesującymi nas najbardziej teraz organami prasowymi o funkcji sztandarów. Czy za przełom w ewolucji poglądów Rafała Habielskiego uznać użycie dla „Kultury” Jerzego Giedroycia określenia „przeciwwaga dla «Wiadomości»”? Podziwiać zbalansowane nareszcie sformułowanie, że dla londyńskiego tygodnika konkurencję „stanowiła «Kultura», skierowana do nieco innego odbiorcy…”? Dotychczas według adwersarza miesięcznik z podparyskiego Maissons-Laffitte przyćmiewał drugie płuco układu oddechowego wolnego polskiego czasopiśmiennictwa na obczyźnie. Profesor identyfikował się z atakami Mieroszewskiego głoszącymi na przykład, że „grzęznąca w patriotycznych frazesach emigracja niezłomna” nie była „w stanie zrewidować swych niemal historycznie pojmowanych powinności […]”
Jak trudno oprzeć się dawnym nawykom myślowym! Przeświadczenie, że „Kultura” była w „przeciwieństwie do «Wiadomości» obecna i doceniana w kraju […]” podtrzymuje mit, iż trybuna Grydzewskiego pozostawała tam niema. Na tej samej stronie autor znów sobie przeczy: „Wedle informacji nadchodzących z kraju, «Wiadomości» prezentować miały wyższy niż «Kultura» poziom literacki, ale pismo Giedroycia oceniane było jako aktualniejsze i «bliższe zagadnień krajowych»”. W 1997 roku ten sam aspekt uchwycił inaczej: „Od początku lat sześćdziesiątych miesięcznik Jerzego Giedroycia wyraźnie już dystansował periodyki londyńskie, legitymując się większym nakładem, rezonansem i obecnością w kraju”
Skoro wieści o „Wiadomościach” z PRL docierały (i tu szkoda, że nie poznamy ich źródła), to raczej czasopismo musiało być tam przynajmniej „obecne”. Znamienna jest wdrażana przez Habielskiego potrzeba przydania rangi admirowanemu pismu przez ukazanie w krzywym zwierciadle drugiego. Prócz statusu literackiego sprowadza „Wiadomości” do mianownika: „niepodległość, antykomunizm i antysowietyzm”. Zgoda, lecz gdzie kolejne, obok niepodległości, cechy pozytywne – liberalizm i obrona indywidualizmu jednostki? Dopiero za stron kilka padnie wzmianka o „trybunie walki w obronie wolnej myśli”, jaką stanowiły.
W zakwalifikowanym do składanki artykule z konkurencyjnych łamów Maciej Bromski (Wojciech Skalmowski) dzieli się uwagą:
Pismo to miało w sobie wiele ze starego wuja – nawet ciotki – z dobrej, choć podupadłej rodziny, mówiącego rzeczy w pewnym sensie ciekawe i pożyteczne, ale także w pewnym sensie nudnawe i irytujące, bo oceniające świat współczesny z perspektywy miejsc i lat, które dla młodszych generacji są już tylko legendą […].
Nie umiemy pozbyć się odczucia, że podobne teksty – co widać w wielu wcześniejszych pracach – w silnym stopniu ukształtowały horyzonty warszawskiego historyka.
Istny zakładnik przeszłości
O ile dotąd utrzymywaliśmy się w kręgu obiekcji, które od biedy można starać się podciągnąć pod różnice interpretacyjne, to kilkakrotnie napotkamy potknięcia o charakterze rzeczowym. Cykl felietonistyczny Stefanii Kossowskiej nie mógł „uzupełnić” Puszki Pandory, rubryki Stefanii Zahorskiej i Adama Pragiera, gdyż stanowił gatunkowo i treściowo odmienny klejnot literackiego natchnienia. Skąd też niewzruszone przekonanie, że wypowiadane przez Pandorę „stanowiska i diagnozy polityczne aspirujące do rangi przekonań pisma” wychodziły spod „pióra tylko Pragiera”? To, że wydał ich część pod własnym wyłącznie nazwiskiem, nie stanowi jeszcze przekonującego dowodu.
Znużeni monotonią asekuracyjnych niedomówień, wkroczmy w zagadnienia stylu. „Kultura” „niekoniecznie korzystająca ze współpracy innych piór” niż „Wiadomości” – korzystała w ogromnej większości ze współpracy TYCH SAMYCH. „Zaraz po wojnie polityka władz komunistycznych sprawiała wrażenie w miarę tolerancyjnej” – do końca 1947 roku toczyła się walka zbrojna, a reglamentowana tolerancja stanowiła wymuszony nią etap podboju, a nie „politykę władz”. „Zdaje się […] nie ulegać wątpliwości, że reakcja «Wiadomości» petryfikowała nieprzejednanie” – jesteśmy pewni, że tak właśnie było (wszystkie podkreślenia, tu i dalej – P.Ch.). O ile w przypadku ujęcia idei niezłomności zaobserwujemy u autora zniuansowanie refleksji, to nie wydobędzie się z wytartych butów popularnego niegdyś przesądu, że „Wiadomości” przedstawiały kurs li tylko ku – atrakcyjniejszej niż współczesność – przeszłości. Postawa ta świadczyła ledwie o jednym z elementów znaczenia i zawartości czasopisma.
Kulminacją wykładu pozostanie nawiązanie do ulubionego publicysty. Juliusz Mieroszewski –
[…] niebezzasadnie proponował podział emigracji politycznych na dwa rodzaje: takie, które opuściły kraj w obawie przed rewolucją, oraz takie, które działały na rzecz jej przygotowania. Emigracja londyńska nie należała z pewnością do drugiego typu, ze wszystkimi tego następstwami, z których najdonioślejszym był pozornie przystający do rzeczywistości program oraz nieuregulowany i coraz bardziej powierzchowny kontakt z krajem.
Na czym polegać by miało „uregulowanie” kontaktu z krajem? Jeśli na przejęciu optyki niewolnika i na zatraceniu odrębności wolnościowej orientacji Wychodźstwa (Grydzewski: „Emigracja nie ma żadnego powodu do robienia ugody, którą musi robić Kraj”
Nie potrafi na drugiego ze swych bohaterów spojrzeć inaczej jak na „zakładnika własnej przeszłości”. Sam wszak tkwi w kleszczach zaprzedanego Koźniewskiego i złamanego Cata, których jako autorytatywnych komentatorów pochopnie zaprasza. Gdy w słodko-gorzkiej gamie przełknąłem artykuł wstępny i redakcyjnym odruchem śledziłem – dość skromne – przypisy do materiałów składowych zbioru (co nie jest wadą, biograficzne noty natomiast zawarto w indeksie osobowym, lecz przy inwentarzu czasopism nie podano stron ich występowania w tekście), wzrok raz po raz zahaczał o zdania, które niezawodnie porywały. Znane skądinąd wersy braci Zbyszewskich czy Ferdynanda Goetla… Przypomniałem sobie, że czyta się tę książkę przecież dla generującego jej energię rdzenia czy też – by posłużyć się formułą, która szturmem sloganu zdobywa prawo bytu w polszczyźnie – dla jej „infrastruktury krytycznej”. Ułamka o „Wiadomościach” i Mieczysławie Grydzewskim, z pierwszej ręki, wspomnień. Jaka szkoda, że tak skąpo przebranych
Bieg czasu, bieg atramentu. O czasopismach Mieczysława Grydzewskiego i o nim samym. Wspomnienia, wybrał, opracował i wstępem poprzedził R. Habielski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022.