Nowy Napis Co Tydzień #227 / Chopin moribund
Osoby:
- Fryderyk Franciszek Chopin
- Ludwika Jędrzejewicz – siostra Chopina
- Ludka Jędrzejewicz – córka Ludwiki (lat 14)
- Kalasanty Jędrzejewicz – mąż Ludwiki
- Pani Matuszewska – służąca Chopina
- Cyprian Norwid – poeta
- Auguste Clesinger – artysta rzeźbiarz (kochanek i zięć George Sand – Amantine Lucile Aurore Dudevant)
Rzecz dzieje się w Paryżu pomiędzy 9 sierpnia a 30 września 1849 roku w mieszkaniu Chopina przy Grand rue Chaillot 74. Wystrój wnętrz w stylu lat 40. XIX wieku.
Uwagi dla aktorów odtwarzających postaci:
- Fryderyk był osobą bardzo dbającą o swój wygląd zewnętrzny. Nienawidził tego, że się poci, dlatego często skrapiał się wodą kolońską, dbał o włosy i potrafił kilka razy w ciągu dnia zmienić ubranie. Nie cierpiał kurzu. Był wrażliwy na zmiany pogody i temperatury. Mówił na ogół cicho, często miał chrypkę.
- Ludwika: gadatliwa, sentymentalna, ale umiejąca patrzeć krytycznie.
- Ludka: rezolutna choć trochę nieśmiała. Umie grać, podobnie jak matka, na fortepianie. Ma upodobanie do rzeźby i rysunków.
- Kalasanty: nie zawsze wszystko rozumie, ale często uważa, że jako profesor wie lepiej.
- Pani Matuszewska: służąca przysłana do opieki przez księżnę Annę Potocką. Kobieta uczciwa, oddana, bogobojna i bystra.
- Cyprian Norwid: poeta, malarz, człowiek wewnętrznie rozdarty.
- Auguste Clesinger: uprzedzająco miły, kiedy musi.
Scena 1
Jest czwartek 9 sierpnia 1849. Popołudnie. Salon o dwóch oknach i dwojgu drzwiach. Przy oknie po lewej fortepian, na nim metronom i pudełko z ołówkami. Dalej od okna drzwi wejściowe, obok nich komoda i zegar z kurantem. Na środku salonu stół mahoniowy. Po prawej okno i otwarte drzwi do sypialni. Obok nich stojący zegar z wahadłem. W głębi sypialni widać Chopina. Leży na mahoniowym łóżku wsparty na poduszkach. Jest elegancko ubrany, w butach. Wygląda, jakby drzemał. Drzwi z lewej otwierają się. Wchodzi pani Matuszewska z kwiatami w wazonie. Ustawia wazon na stole. Poprawia kwiaty.
Chopin (słabym głosem)
Pani Matuszewska, (Próbuje wstać) proszę mi pomóc wstać.
Pani Matuszewska (podchodząc)
Co się stało? Znowuż diara?
Chopin
Nie… nie. Chcę tylko wyjrzeć przez okno.
Pani Matuszewska
Przez okno? Toć pan od trzech dni nic tylko by w oknie stał i patrzał. A doktór Cruveilhier mówił: spokojnie siedzieć.
Chopin
Tak… tak. Ale serce mówi, że moi dzisiaj wreszcie przyjadą.
Pani Matuszewska
Ee… Od tego stania tylko się pan poci i potem trzeba ubrania zmieniać.
Chopin
Ale oni dziś będą.
Pani Matuszewska
Co tu roić jak depeszy od nich nie ma.
Chopin
Gdyby mogli, na pewno by wysłali. Niech mi pani pomoże wstać.
Pani Matuszewska
Eee. Lepiej zostać w łóżku. Ja popatrzę za pana. (Wraca do salonu, wygląda przez okno)
Chopin
No i co tam widać?
Pani Matuszewska
Na Polach Elizejskich ruch, ale bliżej nas ludzi mało, bo gorąc taki jak wczoraj.
Chopin
I żadnej dorożki?
Pani Matuszewska
Takiej, co by pakietami obładowana była, to nie.
Chopin (gdy służąca zamyka okno)
Proszę nie zamykać.
Pani Matuszewska
Kiedy pan doktór mówił, że ta choleryczna duchota słabującym szkodzi.
Chopin
Tak… tak. Ale czuję, że moi są już blisko. Więc proszę zostawić bodaj szparkę. Chciałbym słyszeć, jak przyjadą. I jeszcze proszę o laudanum.
Pani Matuszewska (stając w drzwiach sypialni)
Panie Chopin! Gdy Księżna Pani dowie się, że tak często pan bierze laudanum, będzie zła.
Chopin
Ale ja bez niego wstać do moich, gdy wejdą, nie podołam.
(Służąca nalewa do kieliszka wina, dodaje parę kropel laudanum i podaje Chopinowi)
Dziękuję. (Wypiwszy) A teraz okno.
Pani Matuszewska
Cóż za uparciuch! (Uchylając okno) Oj, biedna ta pańska siostra będzie, jak przyjedzie.
Chopin
Czemu pani Matuszewska takie głupstwa plecie? Chce tym gadaniem do grobu mnie wpędzić?
Pani Matuszewska
Ja, pana do grobu? Ładna mi podzięka za czuwania po nocach, za plastry i lekarstwa! Powiem Księżnej Pani, jaki z pana niewdzięcznik! (Siada przy stole w salonie, obrażona, tyłem do sypialni)
Chopin
Pani Matuszewska! Cóż znowu! Jam hebes! Przepraszam! Jęzor mam niewyparzony! I obawy mnie żrą! Proszę się nie gniewać! (Służąca siedzi dalej obrażona. Słychać odgłosy nadjeżdżającej dorożki. Pojazd zatrzymuje się przed domem) Przyjechali!
Pani Matuszewska (podbiega, otwiera okno, wygląda)
Są! Są! (macha do przybyłych) Tutaj! Tutaj! Usłyszeli! Machają do mnie. Idę, idę! A pan niech tu spokojnie czeka. (Wybiega, zostawiając na stole laudanum. Chopin wstaje z łóżka, wchodzi do salonu, spostrzega na stole flakonik, wypija trochę laudanum, resztę chowa do kamizelki. Pukanie do drzwi).
Chopin
Proszę. (W progu staje Ludwika) Siostryllo! Życie moje!
Ludwika
Braciszku, kochany! (Podbiega do brata, przytulają się)
Chopin (całując ją w głowę)
Mój kaprys wreszcie jawą!
Ludwika
Jestem… Jestem…
Chopin
Tęsknica mię żarła i strach!
Ludwika
Już… Już… Braciszku… Udało się… Dotrwałeś…
Chopin
Jak mameczka kochana? Co w domu?
Ludwika
Wszyscy dobrze się mają, o tobie myślą i zdrowia życzą. Chcą, byś z wiosną do Polski zawitał.
Chopin
I ja niczego bardziej nie pragnę. Ale Pan Bóg ma o tym swoje zdanie. A jak podróż? Były mocne kontrole na granicach?
Ludwika (słysząc pukanie do drzwi)
Później ci opowiem. (Przestają się obejmować).
Chopin
Proszę wejść. (Do salonu wchodzi Kalasanty z Ludką. Chopin, idąc ku nim)
Kalasanty! Ludka! Kochani moi! Witajcie!
Kalasanty
Witaj Fryderyku.
Ludka
Dzień dobry, wujku.
Chopin
Naczekałem się na was. (Obejmując szwagra) Dzięki ci, najdroższy, żeś mej prośbie uległ i odważnie, cholerę za nic mając, część rodziny tu przywiózł.
Kalasanty
Ech, Fryderyku. Odwagi w tym niewiele było, bo i we Warszawie zaraza szaleje. A poza tym w Kurierze pisali, że choleryna w Paryżu ustaje.
Chopin
Gazetom wierzyć to też odwaga. (Wchodzi Pani Matuszewska i szepce coś do ucha Ludwice)
Ludwika
Panowie wybaczą, ale pakiety czekają na dole.
Kalasanty
Już idę.
Chopin
Chętnie wam pomogę.
Ludwika
Nie trzeba.
Kalasanty
Damy sobie radę.
Pani Matuszewska
A pan najlepiej zrobi, jak odpocznie. (Wychodzi)
Chopin (widząc, że Ludwika i Kalasanty podążają za nią)
Chciałbym pomóc!
Ludwika (w drzwiach)
Zostań i poznaj się z Ludką. (Wychodzi)
Chopin (podchodząc w stronę siostrzenicy)
Słyszałaś, co powiedziała mama? (Ludka przytakuje głową. Chopin chce się przywitać, ale dziewczyna cofa się, zachowując dystans) Cóż to! Własnego wujka się boisz? (Ludka przecząco kręci głową) Już wiem! Nie chciałaś tu przyjechać.
Ludka
A nieprawda, bo chciałam.
Chopin
Więc czemu się krzywisz i masz w oczach łzy?
Ludka
Bo, jak dojeżdżaliśmy pociągiem do Paryża, wyglądałam przez okno parojazdu i dym z parogonu wpadł mi do oka.
Chopin
Pokaż to oko. (Zaglądając jej do oka) Wojażując kolejami po Anglii, widziałem parę takich przypadków. I wiesz, jaki stąd wniosek?
Ludka
Niee.
Chopin
Że używanie wynalazków nie obywa się bez ofiar. Przechyl głowę. O, tak. Zdaje się, że widzę paproch. (Wyciąga chusteczkę i próbuje usunąć paproch) No, chyba się udało. Zewrzyj teraz mocno powieki i potrzymaj tak trochę.
Ludka
Kiedy boli… Nie mogę… Będę płakać.
Ludwika (wnosi do salonu paczkę)
Widzę, że Ludka marudzi.
Chopin
Trochę. Ale ja znam sposób na takie łzy. (Bierze pudełeczko ze stołu, otwiera) Spróbuj tych cukierków. (Ludka waha się, ale bierze) A jak zjesz dwa to oko, od razu przestanie łzawić.
Ludwika
Ludka. Nie wierz we wszystko, co mówi wujek. Dobrze?
Ludka
Mhhm.
(Ludwika wychodzi)
Chopin
I co, lepiej?
Ludka
Le… piej.
Chopin
Więc teraz ty mi pomóż. Bo i mnie coś gryzie. Widzimy się naprawdę pierwszy raz, ale nim tu przyjechałaś, na pewno już oglądałaś wujka na obrazkach.
Ludka
U nas w domu dwa takie wiszą.
Chopin
Więc powiedz, proszę: jakim mnie znajdujesz? Ładniejszym na portretach, w imaginacji czy na jawie?
Ludka
Na ja… W imaginacji.
Chopin (wyciągając do niej ręce)
Ludka! Jestem twój na wieki! Za szczerość! (Ludka przytula się do Chopina. Wchodzi służąca z talerzami)
Pani Matuszewska
Panie Chopin! Miał pan leżeć i odpoczywać, a nie młode panienki ściskać.
Chopin
Pani Matuszewska. Moralność nie ucierpi. To zwykła miłość rodzinna.
Pani Matuszewska
Zwykła? To pan powiedział. (Stawiając talerze na stole) Pakiety już w pokojach. Goście robią toalety. Dochodzi piąta. Zaraz podam obiad. (Wychodzi)
Scena 2
Salon. Wieczór. Chopin i jego rodzina siedzą przy stole.
Kalasanty (rozpierając się na krześle)
Tak sobie teraz myślę… pięć lat temu do Paryża jechałem, a jakby wiek minął! Wtedy dyliżanse, końskie smrody i zmory wybojów na gościńcach, dziś wygodnie i szybko, bo żelazne konie po żelaznych drogach pędzą. Postęp pcha świat do przodu. Za sto lat wszystko będzie na parę i elektryczność, a prawdziwe konie i dyliżanse w muzeach historii się znajdą.
Chopin
Tak… Za sto lat. Zwyciężą ci, co zobaczą, ale mnie to nie przekonuje, bo dla mnie myśl o lepszym jutrze nie jest dobrym lekiem na złe, choleryczne dzisiaj.
Ludka
A wiesz wujku, że u nas w kwietniu jak znajomi spotykali się na ulicy, to najpierw ściskali się z radości, że jeszcze żyją, a potem mierzyli sobie nawzajem puls i oglądali języki.
Kalasanty
Cholera w Warszawie! Cholera w Paryżu! W Londynie! Wszędzie! Myślałem, że może tutaj da się o niej zapomnieć!
(Wchodzi Pani Matuszewska, pchając przed sobą wózeczek, na którym są: taca z filiżankami, dzbanek z kawą, garnuszek z gorącym kakao, taca z owocami, talerz z ciasteczkami)
Pani Matuszewska (podając filiżankę z kawą Ludwice)
Dla pani słaba.
Ludwika
Dziękuję.
Pani Matuszewska (podając kawę Kalasantemu)
Dla pana mocna.
Kalasanty
Dziękuję.
Pani Matuszewska (podając filiżankę Chopinowi)
A dla pana kawa jak zwykle bez aromy… ale z lichenem.
Chopin (biorąc od niej filiżankę)
Pomyśleć tylko: ilu rzeczy człowiek musi sobie odmówić… I wszystko dla zdrowia.
Pani Matuszewska
A dla panny Ludki gorąca czekolada.
Ludka
Dziękuję.
(Służąca stawia na stole ciasteczka, tacę z owocami, wychodzi)
Chopin
Częstujcie się kochani, proszę. Czym chata bogata.
(Pauza. Wszyscy zajęci jedzeniem. Dzwonek do drzwi)
Ludwika
Zobaczyć, kto?
Chopin
Zostań. Pani Matuszewska da sobie radę.
Pani Matuszewska (wraca z małą, drewnianą skrzyneczką)
Posłaniec od pana Franchomme przyniósł wino.
Chopin
To wspaniale. Niech pani otworzy butelkę.
Ludwika
Trzeba zapłacić?
Chopin
Nie.
Ludwika
À propos Fryderyku. Jak stoją twoje finanse?
Chopin
Kochani moi. Zaraz spróbujecie najlepszego Bordeaux, jakie znam! Rocznik czterdziesty szósty… Ma niezapomniany bukiet. (Nalewa wina) Wypijmy raz jeszcze za nasze spotkanie. (Piją).
Kalasanty
Rzeczywiście, Fryderyku. Smakuje wybornie.
Chopin (wyjmuje z komody cygaro, podaje Kalasantemu)
Masz tu, kochany szwagrze, obiecane w liście sygaro. Z podzięką żeście przyjechali.
Kalasanty (sprawdzając cygaro)
Co za zapach… Jakie twarde… Prawdziwe kubańskie! U nas takie fortunę kosztuje. (Chowając cygaro) Później będę się nim delektował.
Chopin
Nota bene, mój kochany, u nas takie rzeczy pali się w ogrodzie.
Ludwika
Wybacz ciekawość, Fryderyku, ale skąd były środki na sygara?
(Chopin zaczyna kaszleć)
Pani Matuszewska
To pani szanowna nie wie, że Alexis odnalazł pieniądze?
Kalasanty
Jakie pieniądze?!
Ludwika
Jaki Alexis?!
Pani Matuszewska (bo Chopin dalej kaszle)
Jasnowidz sławny. Pannie Stirling pomógł.
Ludwika
Nigdy nam o nim nie pisałeś, Fryderyku!
Chopin (przezwyciężając kaszel)
Bom… go… nie… znał.
Ludwika
Wybacz, ale nie pojmuję.
Pani Matuszewska (bo Chopin nadal kaszle)
To, może ja opowiem.
Ludwika
Proszę.
Pani Matuszewska
Więc to było tak: w czerwcu cholera wypędziła z Paryża uczennice panu Chopinowi. Ale wierzyciele zostali, więc w lipcu nie było już za co żyć. Trzeba trafu, że i za nuty nic nie przychodziło. Kto wie, do jakiej biedy by doszło, gdyby nie przyjechała dobra, troskliwa, szlachetna i kochana panna Stirling. Ta usłyszawszy o naszych kłopotach wielce zdziwiona pyta, co się stało z tymi pieniędzmi, co to nam je w marcu dała?
Chopin (przezwyciężając kaszel)
Ni…czego nie da…wa…ła.
Pani Matuszewska
Ależ się rwetes zrobił! Posłaniec przysięgał, że nie ukradł, więc Szkotka, za radą siostry, do jasnowidza go wysłała. Alexis chciał pomóc, ale czegoś żywego od osoby podejrzanej żądał. Dopiero się zaczęły podchody i starania. Ale jak już dostał pukiel włosów pani Etienne, to od razu wiedział, że pakiet z pieniędzmi leży w pokoju, na kominku, za zegarem.
Kalasanty
Zaraz. Tutaj nie ma kominka!
Pani Matuszewska
No, pewno, że nie ma! Bo to było w mieszkaniu u pani Etienne.
Ludwika
Przyznam, że niewiele z tego zrozumiałam.
Ludka
A ja zupełnie nic.
Chopin
Bo to niby prosto się opowiada, ale zamętu w tym tyle, że do dziś prawdy nie widać. Weźmy choćby tego posłańca. Przychodzi i gada z panią Etienne, a ja na górze. Czemu do mnie nie zaszedł z TAKIMI pieniędzmi?! Wychodzi, zostawia pakiet, a pokwitowania nie bierze! A potem cała wina na biedną kobietę spada.
Kalasanty
W świetle prawa podejrzenia i domniemania to żadne dowody.
Chopin
Tak samo i ja myśląc, o nic tej zacnej kobiety nie podejrzewałem. Ale żal do Szkotki pozostał. Teater mi w domu zrobiła, z somnabulem, magnetyzmem i afektami. Teater, w którym grać musiałem, choć anim chciał, anim bilet wstępu kupił.
Ludwika
Widzę, kochany bracie, że ta historia mocno cię jeszcze wzrusza.
Chopin
Siedzi jak gwóźdź we łbie.
Kalasanty
Pozwól, że spytam. Czy rzeczywiście pakiet leżał w pokoju pani Etienne?
Chopin
Tak. Nietknięty.
Kalasanty
A ile pieniędzy było w środku?
Pani Matuszewska
No, wszystkie.
Kalasanty
To znaczy ile?
Pani Matuszewska
Dwadzieścia pięć tysięcy.
Ludwika
Dwadzieścia pięć tysięcy franków?!
Kalasanty
Czy może funtów?
Pani Matuszewska
Franków, franków. Szkotki były nad wyraz ucieszone. Skakały, piszczały… tylko pan Chopin był kwaśny. Więc resztę niech sam opowie.
Chopin
A co tu gadać o znakach zapytania… Anim ja uwierzył w te szkockie tere bzdere. Anim jałmużny nie przyjął.
Kalasanty
Zaraz, zaraz. Bo trochę się pogubiłem. Dostałeś w końcu te dwadzieścia pięć tysięcy?
Chopin
Nie. Tylko piętnaście.
Kalasanty
Aha.
Chopin
I nie dostałem, a pożyczyłem.
Kalasanty
Co takiego?
Chopin
Gdyby mnie taka hojność ze strony angielskiej królowej spotkała, pewno bym się nie wahał, ale od Jane… Nie mogłem przyjąć TAKIEJ donacji!
Kalasanty
Więc tyś te tysiące pożyczył?!
Chopin
Tak.
Kalasanty
Coś niesłychanego! A była przy tym jakaś mowa o terminie zwrotu?
Chopin
Nie.
Kalasanty
Rozumiem. (Chwyta się za głowę) Głowa mnie rozbolała.
Pani Matuszewska
Podać panu proszek?
Kalasanty
Nie, nie… Wolę zaczerpnąć świeżego powietrza. Wybaczcie. (Wychodzi)
Ludka
Wujku! Proszę, nie gniewaj się na tatę. On taki zawsze, jak coś go ugryzie.