02.05.2024

Nowy Napis Co Tydzień #252 / Ojcze Mój (fragmenty)

Osoby: Mama, Pan Norbert, Łukasz, Kasia

1.

Łukasz gra w piłkę z matką broniącą bramki, oboje przebrani w stroje piłkarskie, z boku łóżko, w którym leży Pan Norbert.

ŁUKASZ
Podanie ze środkowej strefy boiska, przyjęcie, mija obrońcę, strzał i gooool!!!
Maradona!

MAMA
Pięknie, synku. Mocno potrafisz kopać na bramkę. Brawo!

ŁUKASZ
Strzelać na bramkę, tak się mówi, mamo…

MAMA
Strzelać w bramkę, dobrze. Biegnij po piłkę i kop!

Piskliwy głos gdzieś z oddali:
Hahaha! Kop w bramkę, Maradona. Tylko nie w bramkarza.

ŁUKASZ
Jest mi zimno, możemy iść do domu?

MAMA
Tak szybko? Naciągnij czapkę bardziej na uszy. Pogramy jeszcze. Kop!

ŁUKASZ
Dośrodkowanie w pole karne, zwód, szansa i goool! Maradona! Bramkarz był bez szans!

Piskliwy głos gdzieś z oddali:
Z matką gra w piłkę! Hahaha, ma matkę z fiutem!

ŁUKASZ
Idziemy, mam kartkówkę, muszę się uczyć.

MATKA
Chodźmy, najgorszy ten wiatr. Niby jest ciepło, a zimnem podwiewa.

2.

ŁUKASZ
Chcę dobrze zacząć dzień. Każdy dzień trzeba dobrze zacząć, żeby życie dobrze skończyć. Ojcze, spraw proszę, niech tak się stanie, błagam spraw, gdziekolwiek jesteś. Wczoraj, przed zaśnięciem, myślałem sobie, tak lekko, o życiu szczęśliwym. Że na przykład sąsiadka, owdowiała matka, dajmy na to, trojga dzieci, z czego jedno z porażeniem mózgowym, ale wszyscy są czyści i doprani, myślałem, że ta dzielna kobieta przychodzi do nas z prośbą. Ciebie tam, ojcze, nie ma, ale jest moja żona, Ania, i mówi jej: jak tylko mąż wróci, to coś wymyśli. Weźmie makitę, biedna kobieta nie wie nawet, co to, ale brzmi dobrze, jak panaceum na jej bolączkę, weźmie, mówi Ania, i przyjdzie przywiercić uchwyt do ściany, żeby dziecku łatwiej zsiadało się z wózka na toaletę. Takie obrazy, ojcze mój, przychodzą same, nie wymyślam ich, same się myślą. Biję chama w ryj, trafiam cwaniaka ripostą, strzelam bramkę, o, to jest dopiero cudowne uczucie, w ostatnich sekundach meczu, rzucają się na mnie jak szaleni, ledwo oddycham. Rano, jeśli dobrze zacząć, można być każdym, stworzyć się na nowo, prawda?

PAN NORBERT
A kim ty jesteś?

ŁUKASZ
Pana osobistym opiekunem, panie Norbercie! Do usług.

PAN NORBERT
Nie znam cię, pomyliłeś pokoje. Dlaczego nie przyszedł dziś Krzysiu? Czy wyściepo to wzięli całą moją górniczą emeryturę, żeby mi tu byle kto przyłaził? ChcęKrzysia, a pan idź w cholerę!

ŁUKASZ
Co my to tacy źli jesteśmy, że tam jest fuj w pieluszce? Zaradzimy zaraz. Umyjemypupę. Krzysiu pomoże panu Norbertowi. Byłemu górnikowi. Albo taksówkarzowi.Albo dygnitarzowi czy cinkciarzowi. Byłemu ojcu. Wszystko nam jedno przecież.

PAN NORBERT
To jednak tyś to jest, Krzysiu? Czemu od razu nie mówisz, kruca fuks! ZawołajZosię, niech z tej kuchni już wychodzi, bo wszystkim stygnie, a po co jeść zimne,jak było zagrzane. Zośka, no ile można czekać!

ŁUKASZ
Zły pan na żonę, a tak się stara. Jako pana osobisty opiekun odnotowałem, żew wakacje 1983 roku pani Zofia pozwoliła sobie na dość śmiały wobec pana gest.Nie byłem co prawda naocznym świadkiem tego incydentu, bom wtedy smaczniespał w łóżeczku, ale doniesiono mi, że napędzona promilami chuć skłoniła ją, by,niech pan sam sięgnie pamięcią, ha, ha, wsadzić panu obklejony ciastem paluchdo rozwartej gęby aż po knykieć! Ale było śmiechu, a jak wesele, to i śmiech powinien być, pamięta pan? Tylko moja mama to niezbyt żartobliwie przyjęła, aleona taka bardziej płaczka, kompletnie bez poczucia humoru.

PAN NORBERT
Zośka, do stołu siadaj, jest wigilia, wystygłe pierogi smakują jak guma arabska.Krzysiu, powiedz matce. Wy mnie wszyscy do grobu zapędzicie, jak umrę, tozobaczycie.

ŁUKASZ
Nie tak łatwo umrzeć, choćby się chciało. Ja, powiem panu, chciałbym umieraćco rano. Ale pracuję nad dobrym nastawieniem, staję się pielęgniarzem i tutajprzychodzę. Fuj z gaci wytrzepać, pultu pultu z brody zetrzeć.

PAN NORBERT
Łżesz jak pies, nie jesteś pielęgniarzem.

ŁUKASZ
Proszę się uspokoić. Ciii, cichutko, już dobrze. Nie da się tak przez całe życie przejść. Jestem tu po to, żeby wymierzyć panu karę. Ale nie wyprzedzajmy faktów – skrucha, spowiedź i dopiero wtedy kara, nie wszystko naraz.

PAN NORBERT
Pomoooocy! Krzysiu, ratuj!!!

3.

ŁUKASZ
Dramatem istoty ludzkiej jest pustka, którą trzeba wypełnić. O ileż łatwiej byłoby się urodzić już wypełnionym, jak pies wiedzieć, kiedy gryźć, jak ptak bez wahania ulatywać do ciepłych krajów i niechybnie wracać na czas. Szukam natchnienia, by uwierzyć w kapitalizm, imperializm, socjalizm, katolicyzm, humanizm, monoteizm, politeizm, wszystko mi jedno. Uwierzyć i pokochać, tak jak wąż kocha ciepły od słońca kamień. Zapomnieć i już tak trwać. Drąży mnie pustka, która zagłusza samą siebie papką słów, kolażem obrazów, prawdziwych, wmówionych, spędzonych jak wyrodne płody. Cierpię. Wciąż jednak wierzę, ojcze mój, że się nie poddam. Deficyty i hipertrofie. Afonia, apraksja, agnozja, ataksja, afemia. Alzheimer. Jestem Łukaszkiem z internetu, ale mogę być Czerwonym Smokiem. Tak mi dopomóż.

PAN NORBERT
Ziemniaki zleżałe, miały być gotowane na miejscu, tak mi dyrektor osobiście obiecywał, a czuć przecież, że z jakiejś zewnętrznej kantyny dowiezione. Proszę się za mną wstawić, życzę sobie i żądam. Odmawiam zjedzenia czegoś tak podłej jakości!

ŁUKASZ
Spróbuję. Hmm, myśli pan? Jak dla mnie to raczej z giełdy, przenawożone. Lepiej byłoby brać od lokalnych rolników. Może i ciut droższe, ale za smacznego ziemniaka warto zapłacić.

PAN NORBERT
Prawda. Oszczędzają na nas, albo lepiej – nie chcą, żeby cokolwiek trzymało nas przy życiu.

ŁUKASZ
Moja mama tak zawsze mawiała, jedzenie to wielka przyjemność, jedna z największych ludzkich radości. Rosół z wielkimi okami, równiusieńkimi kawałkami marchewki i pachnącym mięsem, tak niby niedbale pietruchą oprószony.

PAN NORBERT
O, tak! Jak kompot, to zawsze dwie truskawki na dnie szklanki. Schabowy kruchutki, bo w mleku i cebuli wymoczony.

ŁUKASZ
Faworki, pączki, uszka, krokiety – pamięta pan?

PAN NORBERT
Kim pan jest? Nie podoba mi się ton tej rozmowy. Nie do mnie tak! Nie z takimijak pan mi przyszło kiedyś.

ŁUKASZ
Panie Norbercie. Pan by chciał się tego „kiedyś” pozbyć. Często nad tym rozmyślałem. Po co nam „kiedyś”, jeśli mamy „teraz” i „potem”? Wie pan, gdziesiadywałem do tych rozmyślań? W fotelu, tym z zielonym obiciem. Ładny mebel,choć politura na podłokietniku pękła, bo za mocno pan śrubę dokręcił przyskładaniu. Trudno było wtedy o nowe rzeczy, czekać trzeba było, nie miał namkto tego wychodzić bez znajomości.

PAN NORBERT
Takie czasy, Krzysiu. Było jak było, ale teraz gorzej, nie ma co gadać nawet.

ŁUKASZ
Deficyt mebli, deficyt ojców, wszędzie deficyt.

PAN NORBERT
Proszę wyjść, mam ochotę na drzemkę.

ŁUKASZ
Rozmawiamy przecież, panie Norbercie. O starych czasach, domowej kuchni, tęsknotach. Dla mnie to ważniejsze, niż może się panu wydawać.

PAN NORBERT
Mówię, że muszę odpocząć! Chcę się położyć, natychmiast. Słyszysz, chamie?

ŁUKASZ
Dobrze, już dobrze, aniołku ty mój. Połóż się na boczku i ani mru-mru. Przyniosę kocyk, utulę, bajkę do uszka wyszeptam.

PAN NORBERT
Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?

ŁUKASZ
Wszystko! Czego dusza zapragnie, czego tylko zapragniesz, kochany, możeszbyć ze mnie dumny. Nic we mnie nie ma, we mnie jest nic. Słyszę głos, którycały czas mówi. Opowiada mi o mnie samym, komentując każdy, ale to każdynajmniejszy gest. Nie daje chwili wytchnienia, rozumie pan, cokolwiek bym robił, jestem wyszydzany. Tutaj piszą się barwne scenariusze, bo o to pan pytał. Wszystkie złe, wszystkie przeciw mnie.

PAN NORBERT
Nie chcę tego dalej słuchać, odczep się, ty, ty… wariacie!

ŁUKASZ
Przykro mi, postanowiłem inaczej. Jak pan widzi, dobrze się trzymam, nie liczyłbym na rychły powrót Krzysia. Śpij, kochany, a ja opowiem bajkę. Wiedziećjednak musisz, że nie będzie to opowieść z brudnego palca wyssana, a opartana faktach, okrutnych, jak baśnie braci Grimm.

PAN NORBERT
Wariat! Rany boskie, czystej wody wariat! Tak się boję, Krzysiu…

ŁUKASZ
Dawno, dawno temu, był sobie pan. Kochany, kochający nawet, dobrego serca,rzekłbyś. Jego pani rada była, za męża go mając, więc tuż po ślubie, jak dobry Bóg, ojciec nas wszystkich, przykazał, poczęli potomka. Łukasz mu było, po ewangeliście, patronie Hiszpani, introligatorów, rzeźbiarzy, malarzy i notariuszy. Mniejsza o to. Dziecię było pachnące, różowe i pulchne, z natury zupełnie niekłopotliwe. I jak to w bajce, rodzicie nie posiadali się ze szczęścia, taką latorośl spłodziwszy. Lecz co to się stało, ojej, ojej. Nie upłynął jeszcze rok tej sielanki, gdy pan, o którym mówię, ten przykładny ojciec i dumna głowa rodziny zniknął!

PAN NORBERT
Jak to?

ŁUKASZ
Mógł pomrzeć. Mógł być ojcem nieznanym. Mógł odejść z domu, ale w odwiedzinywracać. A ten zniknął, lecz tylko po to, by znów się pojawić, w innej opowieści! Da pan wiarę, panie Norbercie? Posłucha pan dalej?

4.

Pan Norbert chodzi powoli po scenie.

PAN NORBERT
To jest krzesło. Na krześle się siedzi, nie leży. To jest łóżko, w nim się leży. Eto kreslo, eto krovat. Obiad się gotuje na gazie, ale gaz się podpala, bo inaczej można się otruć albo doprowadzić do wybuchu. Tędy do wyjścia, tamtędy do ubikacji…

5.

PAN NORBERT
Jesteś już?

ŁUKASZ
Jestem.

PAN NORBERT
A byłeś tam?

ŁUKASZ
Tak.

PAN NORBERT
I zrobiłeś to tam z nimi, jak ci kazałem?

ŁUKASZ
Zrobiłem.

PAN NORBERT
Wtedy jak tam z nimi byłeś, też trzeba było.

ŁUKASZ
Nie wiedziałem.

PAN NORBERT
Matka ci nie powiedziała?

6.

PAN NORBERT
Choruję na niepamięć. Nie wiem, kiedy się to zaczęło, ale czuję, że wnet się skończy. Nie umiem o tym ładnie powiedzieć, ale umiem jeszcze ładnie myśleć. Czasem. Niedługo umrę, a nie pamiętam, czy miałem dobre życie, czy moje życie warte było przeżycia. I w tych krótkich olśnieniach, kiedy przypominam sobie, że nic nie pamiętam, zostaje mi tylko zwierzęca agresja, drapię i kopię, biję na oślep, jakbym przebudził się w jaskini pełnej demonów. Nie dawali sobie ze mną w domu rady. Prawdopodobnie ktoś się starał, może nawet nie od razu się poddali. Ale wtedy miałem więcej siły fizycznej, więc tak sobie ładnie myślę, że mieli prawo.

ŁUKASZ
Nie chciałbym, żeby pan się bał. Przejdziemy przez to razem, wzajemnie się wspierając. Pana kara jest jedyną drogą do ocalenia. Trzymamy w ręku szesnastowieczną mapę, pełną białych plam. Czyż nie byłoby wspaniale ruszyć w taką ekspedycję? Nigdy nie czułem się tak spokojny, jakby w końcu każda z komórek trafiła na swoje miejsce w układance z miliardów puzzli. Muszę też się panu dokładnie przyjrzeć, kreska po kresce dorysujemy naszą mapę.

PAN NORBERT
Każdego dnia marzę, żeby wrócić do domu. Tutaj ciągle zmieniają mi pokoje, dasz wiarę, Krzysiu? Co ranek budzę się w innym miejscu, pełnym obcych zapachów. Nie umiem znaleźć okularów, nie wiem, jak trafić do ubikacji.

ŁUKASZ
Odwiedzimy i dom.

PAN NORBERT
Czegoś się na mnie uparł? Dlaczego zostałem z tobą zupełnie sam? Mówisz i mówisz, nic z tego nie rozumiem. Jestem starym, schorowanym człowiekiem. Żądam wyjaśnień!

ŁUKASZ
Mam jedno pana zdjęcie, jesteście razem z mamą nad rzeką. Kolory są nierealistyczne, dziwnie przesłodzone, pewnie popełniono błąd przy wywoływaniu kliszy. Oczy masz ciemnoniebieskie jak nurt wody w tle. Byłem ciekaw, jak wyglądają naprawdę, tak po ludzku ciekaw…

PAN NORBERT
Musiałeś mnie z kimś pomylić. Zaszła tutaj jakaś fatalna pomyłka. Krzysiu to wytłumaczy, idź po niego, ewentualnie po pana dyrektora.

ŁUKASZ
Wszystko w porządku, złotko moje kochane. Gapo jedna, głuptasku życiowy, ty mój lisku chytrusku milszej norki szukający, niesforny rozpylaczu nasienia, tatusieńku Krzysieńka…

PAN NORBERT
Za dużo mówisz, zbyt piskliwym głosem. Jakby ktoś wrzucił butelkę w tryby potężnej maszyny. Przestań sprawiać mi ból!

ŁUKASZ
Och, do tego dopiero przejdziemy, pozwoli pan. Zgoda, potrzebujemy ciszy, jest w świecie wojna, więc doceńmy, że tak sobie tu we dwóch spokojnie możemy pobyć. Bez wspomnień, bez nadziei na piękną przyszłość, słodkie tu i teraz. Nie dane nam było więcej, więc cieszmy się z tego, co mamy. Spędzimy tak i dzień, i noc, i znowu dzień i noc, jak nam się zachce, takie bycie razem tylko nas zbliży. W dzień na wesoło, wie pan, jakieś zabawy, może deser, w nocy, z zaufaniem, gdyby któremuś zebrało się na płacz.

PAN NORBERT
Bywało, że brałem nocne kursy, żeby więcej pieniędzy do domu przynieść, bo mi to Zofia między wierszami wypominała, że mnie wzięła z długiem alimentacyjnym na karku, więc na to nie było, na tamto nie było. Za komuny, proszę ja ciebie, taksówkarz to był panisko, jak mi się ktoś z twarzy nie podobał, to brałem z postoju kogoś innego, ładniejszego, he, he, he!

ŁUKASZ
Naprawdę? No nie, ale cwaniak! Świetne, doprawdy. Pan spojrzy tutaj, mam zdjęcie. Pan się przyjrzy, bierzemy czy wysiadka?

PAN NORBERT
Dobrze, już dobrze, nie mam do pana siły, niech no tylko znajdę okulary, fatalnie widzę, jakbym tylko przez dziurkę od klucza patrzył. O, przecież to Krzysio, zdjęcie z przedszkola, tak ładnie siedzi i bawi się klocuszkami. Chwileczkę, skąd pan to ma? Jak pan to dostał? Porwałeś mi dziecko? Nie daruję ci, draniu, jeśli go skrzywdziłeś!

ŁUKASZ
Był czas, żebym i skrzywdził. I pana też. Czcij ojca swego. A może nie będzieszmiał synów cudzych przede mną? Było nas dwóch, jest nas dwóch, pan ma dwóch synów, panie Norbercie, pierworodnego i cudzorodnego. Choć na tym zdjęciu jesteśmy z Krzysiem podobni jak dwie krople spermy. Siedzę na przedszkolnym dywaniku jak pan fotograf przykazał. Ten mały chuderlak nie czuje jeszcze nadchodzącej katastrofy. Ta narasta w postaci ojców gromadzących się w sali. Jest Dzień Ojca, czcijmy ojców swych. Jak tylko ich zobaczyłem, pierwszy raz w życiu zrozumiałem, że nie mam ojca. Nie opiekuje się mną mężczyzna z wąsem i bokobrodami, może zaczeską, pachnący ostro potem, z niedoczyszczonym smarem samochodowym pod paznokciami. I każde dziecko podbiegło do swojego, a ja zostałem sam, czując, jak płoną mi policzki i oczy wzbierają łzami. Wszystko mogło się jednak jeszcze dobrze skończyć, przecież pan mógł się spóźnić, rozchorować, być w delegacji, coś z tych rzeczy. Ale nie! Wtedy na scenę wkracza mama! Postanawia zaoszczędzić mi wstydu i robi za tatę, a co! Na spektaklu siedzi wśród ojców, potem są zabawy i układamy klocki na czas, oczywiście bez szans, bo ojcowie są bieglejsi technicznie, i na koniec, bach, jeszcze jedno zdjęcie, z obejmującą mnie czule ojcomatką, babochłopem, a w tle, kurwa, na kotarze napis: „Wszystkiego najlepszego dla naszych kochanych tatusiów!”. I o to pana oskarżam, o ten konkretny dzień, kiedy koledzy pytali, czy mam mamę z chujem, czy ojca z cyckami.

PAN NORBERT
No nie, nie może być, ja ci współczuję, że tak wyszło, ale musiałeś mnie pomylić,bo widzisz, ja nigdy nie miałem synów. Nic takiego sobie nie przypominam. Wiem za to na pewno, że też nie miałem ojca. Bolszewicy Polskę najechali głodni i gdzie tylko jakąś chałupę wypatrzyli, to już dawaj plądrować. Jak pożarli, to do gwałtów się wzięli i moją siostrę, Marię, na podwórko za włosy wyciągnęli. Ojciec porwał nóż i tego, co po niej skakał, przebił, następnego w kolejce przebił, ale trzeci już ojca zastrzelił. Mówię ci, nie miałem ojca, a na ludzi wyszedłem. Nie miałem go ani dnia, bo matka ledwo w ciąży miesiąc była. Pogrobowiec na mnie wołali, a trzeba było żyć, żyć jak człowiek.

7.

ŁUKASZ
Słońce wyszło, pal licho tę wojnę, ciepło się ubierzemy i dawaj na spacer. Sąchrupki kukurydziane, jest piciu i dwie czyste pieluszki, gdyby się fuj przydarzyło. A pamięta pan ten park za blokiem?

PAN NORBERT
Nie pamiętam, ani tych kasztanowców nie pamiętam, ani tych alejek w różnokolorowe liście. Nie pamiętam tego wieczoru, kiedy siedzieliśmy z twoją matkąna ławce, żadnych łez, żadnego trzymania twarzy w dłoniach. Nie było.

ŁUKASZ
Nie pora na smutki, niech się pan trzyma wózka i nie wychyla. Jazda, nic tylkochichot aż do omdlenia policzków. Jesteśmy razem, świeci słoneczko, park żółci się jesienią. Zabawa i głupie żarty, takie, co przystoją tylko szczęśliwym rodzicom z dziećmi. Rozumie pan, na co dzień poważny, powściągliwy facet, gdzieś tam za biurkiem w urzędzie siedzi, ale jak tylko jest z synkiem, to inny człowiek, podskakuje, prycha, stroi miny, totalny wariat!

PAN NORBERT
Nie popychaj, Krzysiu, tak mocno, bo wózek przewrócisz, spodnie na kolanachpodziurawisz albo kolano rozbijesz!

ŁUKASZ
O, słusznie, przeżyjmy to, wypadek, nieszczęście, zachwianie prozą życia. Teraz.Ja i tak nie lubię się wygłupiać. Nawet jak widzę innych ludzi, którzy dobrze się bawią, to jestem zły. Niech się bawią, w porządku, ale po co na widoku publicznym? Muszą tak? Nie wszyscy potrafią się otworzyć, przestać kontrolować, dać emocjom płynąć bez scenariusza. Czy od razu trzeba ich poniżać dzikimi wrzaskami? A zatem dość śmiechu, czas na jakiś mały dramacik.

PAN NORBERT
Co znowu?

ŁUKASZ
Dramacik, który tylko tata potrafi okiełznać. Mama płacze, płacze, płacze. Tatama inne spojrzenie, atawistyczną siłę przetrwania, która w trudnych momentach udziela się synowi. To tylko tata potrafi.

PAN NORBERT
Ledwo cię widzę, stań przede mną.

ŁUKASZ
Hmm, pomyślmy. Mam! Stanąłem na widły, co za gapa. Ostre, najostrzejszecałej wsi. Zęby przebiły mi stopę na wylot. But przybiera krwią. Mama, wiadomo, płacze. Ja leżę, sparaliżowany, bo ból przeszywa mnie aż do szpiku kości, to ten najstraszliwszy z możliwych bóli. Wyję! Co pan robi?

PAN NORBERT
Chwytam za sztyl, ciągnę pod odpowiednim kątem, oswobadzam stopę z wideł.

ŁUKASZ
Co jeszcze?

PAN NORBERT
Ściągam but i skarpetę, dezynfekuję ranę, obwijam bandażem...

ŁUKASZ
Mało!

PAN NORBERT
Organizuję transport, wzywam karetkę, proszę kogoś o pomoc.

ŁUKASZ
I?

PAN NORBERT
Głaskam cię po głowie, zagarniam kosmyki włosów na jedną stronę, żebyśmymogli spojrzeć sobie w oczy. Mówię, że to zwykłe skaleczenie, ale być może jutro nie będziesz mógł grać w piłkę. Dodaję, że w zamian, żeby ci się w domu nie nudziło, wezmę sobie dzień urlopu i pogramy w planszówki albo wypożyczę jakiś film na wideo, może Rocky’ego albo Rambo. Przytulam mamę i mówię, patrz, jakiego masz dzielnego syna, stało się, co się stało, a on to znosi jak mężczyzna.

ŁUKASZ
Dość… Wystarczy. O to pana oskarżam, o ten nieukojony ból.

8.

PAN NORBERT
Dobrze, że jeszcze myślę ładnie. Mówić, nie mówię, ale nigdy nie mówiłem. Jestem dzieckiem z leja po bombie, z lat 50., głównie we mnie strach i podejrzliwość. Ojca zabili bolszewicy, matka poszła za nim, bo nie mogła żyć z tym, co siostra najpierw ze sobą, a potem sobie zrobiła. Moja pierwsza żona nie była złym człowiekiem. Łukasz oczekuje skruchy i przyznania się do grzechu. Ale ja nawet nie umiałbym ubrać tego w słowa. Jeszcze tylko trochę o tym czasem myślę w dziwnych przypływach pamięci, ale wolałbym już nie, niech się to wszystko skończy, bo na końcu czeka na mnie święty spokój. Jego matka potrzebowała męża opoki, twardego jak skała, ale skała ze szlachetnych emocji zastygła. Potrzebowała MĘŻCZYZNY. Nigdy za takiego się nie miałem, więc odszedłem. To prawda, zostawiłem ich oboje z dnia na dzień jak parszywy tchórz. Nie wiem, co powiedzieć. Jeśli jest Bóg i niedługo przed nim stanę, to powiem po prostu, że i tak bym nie sprostał. Wcale nie skłamię, przecież to byłoby komiczne na Sądzie Ostatecznym. Nie umiałbym być dobrym mężem i ojcem Łukasza. Nie dałbym mu tego wszystkiego, co myśli, że mu zabrałem. Nie wtedy. Lepszy żaden niż taki. Tego jestem pewien. Potem też zawiodłem. Krzysiu był tu raz, może dwa… Czekam na święty spokój.

9.

ŁUKASZ
Budzimy się, panie Norbercie! Halo, tato Krzysia! Nie prześpimy wojny, ona wnet się nie skończy, trwa od pierwszego poczęcia. Teraz weźmiemy sobie leki na deficyt istnienia.

PAN NORBERT
Dobrze, że choć spać można, to już tak jakby nie żyć.

ŁUKASZ
Desnoran.

PAN NORBERT
Na chrapanie.

ŁUKASZ
Dezaftan.

PAN NORBERT
Na afty.

ŁUKASZ
Brawo, dalej! Desmoxan.

PAN NORBERT
Na palenie.

ŁUKASZ
Dewkurwian.

PAN NORBERT
Na święty spokój.

ŁUKASZ
Tak, awansował pan do finału! Podnosimy poprzeczkę. Lek na lęk. Proszę, na odpowiedź ma pan resztę mojego życia.

PAN NORBERT
Wsparcie, zaufanie, przyjaźń. Miłość!

ŁUKASZ
I oto cuda nowoczesnej medycyny przemówiły, zagłuszając alzheimera! Lek na niepewność, bezradność, brak definicji, wahania nastrojów, a może i zagrożenie gejostwem?

PAN NORBERT
Sen. Tam znajdziesz, Łukaszku, odpowiedzi. We śnie przemawia do mnie Bóg. W miarę jak mówi, domyślam się, że to jednak szatan, a może jakieś inne, niewymyślone jeszcze bóstwo. Wymyśla go zatem mój umęczony chorobą mózg. I tak mi rzecze: weźmiesz syna swego pierworodnego, przypadkiem narodzonego z nasienia twego, gdzieś hen daleko. Ja, rozumiesz, trochę się tych słów boję, ale też czuję, że mus to mus, ktoś znacznie ode mnie potężniejszy tak postanowił, to co ja będę, taki Norbert, się sprzeciwiał. Idziemy, niby to taka wycieczka, niby kondukt pogrzebowy. Czuję napięcie, ale i ulgę, że sam Bóg-nie-Bóg się do mnie zwrócił i wiem, jak postąpić. Tatuś, pyta synek, mały bajtel, tatuś, daleko jeszcze, bo nie podoba mi się tu, jest ciemno i zimno, może byśmy wrócili do domu, do mamy, zjedli kolację, poczytali bajki przed spaniem. We mnie wszystko się trzęsie, bo wyczuwam kres podróży. Docieramy na miejsce, tam wszystko gotowe, jakbym już wcześniej wszystko przygotował. Tatuś, a po co ten łańcuch przypięty do drzewa, pyta synek. Stoję bez ruchu, wszystko zamiera, twoja matka płacze na ławce w parku, twarz chowa w dłoniach i płacze, płacze, płacze, to zawodzenie doprowadza mnie do szału, więc chwytam dziecko i zapinam w łańcuch, jak psa porzuconego w lesie. Późnojesienny park znika, a wokół rozbrzmiewa potężny głos tej wymyślonej przez mój zwyrodniały mózg boskiej istoty. Abrahamie, Abrahamie, nie czyń dziecku krzywdy i nie porzucaj go hen daleko, tam gdzieś w tej nicości. Wracajcie do domu na wieczorynkę, tak mi mówi. Słyszę ten głos dalej, ale przestaję go rozumieć i słuchać. Zostawiam dziecko zakute w kajdany i biegnę przed siebie, czasem w dół, czasem w górę, spadam, podnoszę się, czuję, jak pieką mnie rozharatane dłonie. Ale nie wracam, nigdy już nie wracam.

ŁUKASZ
Panie Norbercie, serduszko, czy to warto mi opowiadać? Takie głodne kawałki? A kiedy się to panu śniło, jeśli mogę spytać? Zeszłej nocy, podczas popołudniowej drzemki czy ze trzydzieści lat temu? Przyznaję – sen jak horror, ale wykorzystując farmakologiczną jasność pańskiego umysłu, wolałbym porozmawiać o faktach. Faktach faktach, a nie faktach dyrdymałkach.

PAN NORBERT
Nie wierzysz mi?

ŁUKASZ
Pan sobie pochlebia, za słabo się znamy, żebym mógł panu nie wierzyć.

PAN NORBERT
Twoja matka urządziła w sądzie taki cyrk, że dostałem zakaz odwiedzin. Zanosiła się płaczem. Potem pojechałem za robotą na Śląsk, jeszcze nie miałem auta ani telefonu. Musiałem zacząć wszystko od nowa, bo z twoją matką nie umiałem żyć. Ani ona ze mną. Nigdy nie mówiła, czego ode mnie oczekuje, ale wiedziałem, że wszystko robię nieporadnie. Próbowałem grać według nieistniejącego scenariusza i czułem do siebie coraz większą pogardę.

ŁUKASZ
Pan pamięta, jak jeden jedyny raz się minęliśmy na ulicy? Już najwyraźniej było po kryzysie, bo sylwetka wyprostowana i krok prężny. Zima była, więc barani kożuch, pod rękę z tą wysztafirowaną Zośką, za drugą rękę z pucułowatym Krzysiem. Matka dojrzała was z daleka, choć byliśmy w centrum miasta, i mówi: patrz, Łukasz, a to jest twój tatuś, chcesz zobaczyć z bliska? Poczułem przerażenie, ale sztywno mnie za rękę trzymała i jak się mijaliśmy, to spojrzałem panu prosto w oczy. Pan jednak odwrócił wzrok, jak od ropiejącej rany albo nowotworowej narośli na skórze. I przez ułamek sekundy poczułem się najgorszym dzieckiem na świecie, jakbym zrobił coś niewiarygodnie złego. I o to uczucie, które dalej mi towarzyszy, również pana oskarżam. Poniżył mnie pan na całe życie.

PAN NORBERT
Łżesz jak pies, wszystko to zmyślone. Gdyby tu był Krzyś… Nie pozwoliłby na tę udrękę. To przez tę jego… Związał się z niewłaściwą kobietą, osiedlową latawicą, i to ona go namawiała, żeby mnie tu wywieźć jak na śmietnik.

ŁUKASZ
Zasłużył pan sobie. Kto to odkręca kurki, a nie podpala gazu! Cały blok byłby pan wysadził. Istnieje rachunek win i kar.

PAN NORBERT
Jestem chory! Mój mózg mnie oszukuje, niby robię wszystko po staremu, a okazuje się, że jestem zagrożeniem dla najbliższych. Teraz jeszcze ty się nade mną znęcasz, wstydu nie masz!

ŁUKASZ
Na to się pracuje całe życie. Uprawiał pan jogging? Rozwiązywał krzyżówki i uczył się języków obcych? Wiódł satysfakcjonujące życie towarzyskie, unikając przy tym używek? Nie! Łatwiej było iść na życiową bylejakość…

PAN NORBERT
Nigdy nie miałem dla siebie czasu. Na dwa etaty ciągnąłem, żebyś miał alimenty na czas, niewdzięczniku! Nie dbałem o siebie, nie dbałem ani o swoje ciało, ani ducha. Patrz, jak przez ciebie skończyłem – leżę w obsranym prześcieradle w szponach psychopaty.

10.

ŁUKASZ
Ojcze mój, nie mogłem już dłużej czekać. Miałem nadzieję, że kiedy umrą i ojciec, i matka, uwolnię się. Ale to tylko kolejna teza, która wypełnia pustkę. Setki i tysiące takich, przemykających mi przez głowę jak strzępy śmieci na wysypisku. Śmierć zamyka formę, zabija oczekiwania, ale nie daje wolności. Panie Norbercie, czysta pielucha i świeżutka piguła!

PAN NORBERT
Wiesz, ostatnio czuję, że mi lepiej po lekach. Więcej ulgi dają niż kiedyś. Wybacz, ja tak ciągle o sobie, jak to stary człowiek, świat bym ci opowiedział, radził, a to w was, młodych, cała siła. Powiedz, rodzinę masz? Narzeczoną, a może już żonę?

ŁUKASZ
Tak, próbuję być mężem mojej żony i ojcem pasierbicy.

PAN NORBERT
Pięknie! Ile córeczka ma lat?

ŁUKASZ
Około nastu. Może jedenaście, może osiemnaście. Dawno jej nie widziałem, bo przebywam od dawna poza domem. Mam sprawy do załatwienia, ale wrócę do niej jak najszybciej.

PAN NORBERT
A jak pan żonę zapoznał? Przepraszam, że pytam, ale takie historie są dla starca romantycznym powrotem do szczęśliwych czasów młodości.

ŁUKASZ
Nic nie szkodzi, panie Norbercie. To wspaniałe, kiedy dwóch mężczyzn w różnym wieku i z różnym bagażem doświadczeń może tak sobie razem posiedzieć, powspominać i snuć refleksje. Gdyby było inaczej, byłaby to niepowetowana strata dla nas obu. O nieodwracalnych, niewybaczalnych skutkach. Jak poznałem Anię? Była moją terapeutką uzależnień.

PAN NORBERT
Ach, kobiety! To dopiero uzależnienie, ha!

ŁUKASZ
Na terapię trafiłem jako heroinista, ale przecież nie o tym sobie gawędzimy. Miałem dwadzieścia osiem lat, lecz nigdy nie zbudowałem żadnej relacji z kobietą, poza matką.

PAN NORBERT
Ho, ho, ho, zatwardziały stary kawaler, nie dał się żadnej usidlić!

ŁUKASZ
Pan mnie źle zrozumiał. Żadnej: ani psychicznej, ani cielesnej. Matka bardzo chciała, żebym w końcu znalazł sobie dziewczynę, bo już huczało w sąsiedztwie, że bez ojca się pedał wychował. Raz nawet, jak rzekomo miałem iść na randkę, kwiatki kupiła, bo nie była pewna, czy wiem, że tak należy. Moje wyobrażenie o męskości ograniczało się do rzucania wulgaryzmami, obcesowego zachowania i dawania w pysk każdemu, kto nie okazywał mi szacunku. Wielu dziewczętom to imponowało, ale kiedyś ojciec odwrócił głowę na mój widok i zostawił przekonanie o własnej nicniewartości. Więc spoglądałem tylko w stronę niedostępnych kobiet, a gardziłem tymi, które chciały mnie, bo skoro mnie chciały, to nie mogły mieć absolutnie żadnych zalet. Były z biedy, brzydoty i głupoty ulepione. Nadąża pan?

PAN NORBERT
Tak! Bardzo trudny temat, mój chłopcze. Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki!

ŁUKASZ
Wtedy ta moja pustka wypełniła się mieszanką fizycznego pożądania, lśniącymi ciałami z kolorowych gazet i bezradnością. Nienawidziłem kobiet i ich nieprzewidywalności. Kiedy padał deszcz, nie rozkładałem nad nimi parasola, żeby nie wyjść na patriarchalnego prostaka. Kiedy przepuszczałem je w drzwiach, widziałem kpiące uśmieszki na bladych wargach feministek. Byłem prowincjuszem o dobrym sercu, wybrednym intelektualistą, poczciwym przyszłym tatusiem, pasjonatem, realistą, nihilistą, narodowcem i lewakiem. Wszyscy oni wzajemnie się we mnie kotłowali. Każdy tym głośniej krzyczał, im słabszy rzucał cień.

PAN NORBERT
Jeśli cię dobrze rozumiem, nie miałeś śmiałości do kobiet? A to mało kto ma. Za moich czasów szło się na zakrapianą prywatkę i sami się ludzie do siebie zaczynali kleić bez skrępowania. A jak już to ciało było blisko drugiego ciała, gdzieś na fotelu, w zadymionym kącie, to zostawało się parą. Kiedyś życie było prostsze. Teraz za dużo wszyscy analizują, ech.

ŁUKASZ
Brzydziłem się i pragnąłem ich jednocześnie. Jedyną kobietą, którą znałem, była matka, ale jej nigdy nie adorował żaden mężczyzna. Przestała być kobietą i przepoczwarzyła się w obojnaka, grubego i bezkształtnego strażnika mojego przyszłego szczęścia. Aktorki w telewizji z kolei przypominały byty z nie tego świata. Wydepilowane, wykremowane, z pornograficzną nieskazitelnością ciał. Nie było we mnie męskości. To pana wina.

11.

KASIA
Usiądziesz tu bliżej. Zimno mi.

ŁUKASZ
Mogę.

KASIA
Możesz??? A nie chcesz? Ja cię nigdy chyba nie zrozumiem.

ŁUKASZ
Gdy siedzę blisko, czuję zapach twojego ciała. Ostry zapach potu przebijającyprzez podebrane matce perfumy.

KASIA
Naprawdę uważam, że jesteś miłym, wartościowym chłopakiem, ale nie umiem przebić się przez ten introwertyzm.

ŁUKASZ
Pod nosem masz lekki meszek. Brzydzę się. Wąsy powinni mieć tylko mężczyźni. Jeśli już go masz, powinnaś coś z tym zrobić.

KASIA
Ciągle milczysz. Chciałabym wiedzieć, co myślisz.

ŁUKASZ
Z daleka jesteś piękna. Zazdroszczą mi, że się ze mną umawiasz. Ale kiedyśwszedłem po tobie do toalety i zrozumiałem, że twoje ciało również wydala. To obrzydliwe. Wydalać powinni tylko mężczyźni.

KASIA
To jak, możesz mnie chociaż przytulić?

ŁUKASZ
Chciałbym się z tobą kochać, ale twoje ciało jednocześnie mnie pociąga i odpycha. Nie jestem pewien, czy jesteś dla mnie kurwą czy matką moich nienarodzonych dzieci.

KASIA
Łukasz, jeśli mamy się spotykać, to musisz się otworzyć. Chcę się przy tobie czućjak dziewczyna. Jak kobieta. Powiedz coś w końcu.

ŁUKASZ
Nie poradzę sobie z kobiecością, bo nie ma we mnie męskości.

12.

MAMA
Tam, gdzie poszłam, nie używa się imion, więc z trudem je sobie przypominam, wybaczcie. Niechętnie przywołuję też jakiekolwiek wspomnienia z tego świata, niech już to wszystko rozmyje się w niepamięci. Zawsze czułam, że syn zrobi coś złego, ale przez wszystkie te lata zamykałam oczy, dziękując Bogu, że to jeszcze nie był ten dzień. Coś się w nim tliło i pożar był tylko kwestią czasu. Tam, skąd przychodzę, nie istnieje pojęcie czasu, ale wiem, że za chwilę coś się wydarzy. Jak wtedy, gdy rano zawoziłam go do szkoły, gdy zamykał się w pokoju, gdy znikał na całe wieczory, a potem miesiące. Tak żyłam, innego życia nie znam. Odkąd odeszłam, coraz bardziej brakuje mi słów, by ponazywać swój los. Zostałam tylko smugą emocji i doznań zmysłowych wyrytych w polu magnetycznym wszechświata. Lepki smak gorzkiej śliny po przepłakanej nocy, wbite w dłoń paznokcie zaciśniętych pięści po utracie pracy. Albo zimne plamy potu podczas rozpraw sądowych. I krzyk, potworny krzyk niemocy. Kto zawinił? Chciałam być dla syna obojgiem rodziców, żeby szedł przez życie lekko, lżej niż ja. Miał zawsze całą moją uwagę, najmodniejsze ubranie, zajęcia dodatkowe, które tak ciężko mi było opłacić. Miał miłość, spodnie marki Levis, kurs jazdy konnej i hiszpańskiego... Ale nigdy nie wygrał walki o samego siebie, chociaż tam, gdzie byłam, nie umiałam tego pojąć. Dużo łatwiej mi teraz, dużo łatwiej... Mój syn urodził się tchórzem, ale nie ma w tym nic niezwykłego, bo cały gatunek homo sapiens jest tchórzliwy. To jakiś niepojęty zamęt okoliczności doprowadził do tego, że ta niepozorna człekokształtna małpa opanowała świat. Mój syn urodził się tchórzem i nigdy nie zmusił się do odwagi, żeby to tchórzostwo przezwyciężyć. Gdyby przekopać jego DNA i uzupełnić parę słabych ogniw genami zwierząt – choćby lwa czy orła – to dziś syn byłby dobry i szczęśliwy. Ta jego najczulsza struna wreszcie schowałaby się gdzieś głębiej pod skórą. Tak. Jego ojcu natomiast przeszczepiłabym geny łabędzi. W ogóle jako gatunek homo sapiens powinien skrzyżować się z ptakami, to takie fantastyczne zwierzęta! Łabędzie są monogamiczne i poświęcają się w pełni odchowaniu potomstwa. Co po wszystkich zaletach ojca mojego syna, jeśli porzucał każdą kolejną rodzinę, gdy tylko spodobała mu się nowa kobieta? Tam, dokąd wracam, nie znają smutku, bo twierdzą, że każda historia może potoczyć się jeszcze raz. Wracam!

13.

ŁUKASZ
Muszę już pana opuścić, panie Norbercie. Zażył pan wszystkie lekarstwa, buteleczka jest pusta.

PAN NORBERT
Zostań jeszcze, Łukasz. Gdzie się spieszysz? Nie chciałbym zostać sam.

ŁUKASZ
Przyjechał Krzysiu. To znaczy jedzie. Zaraz tu będzie.

PAN NORBERT
A ty gdzie się wybierasz, mój drogi?

ŁUKASZ
Na wojnę, pamięta pan? Trwa, chyba nigdy się nie skończy. Kto wie, może jeszcze wygram.

PAN NORBERT
Nie odpuszczaj, synku, nigdy! Walcz!

ŁUKASZ
Dobrze, jadę.

PAN NORBERT
Łukasz?

ŁUKASZ
Tak?

PAN NORBERT
Nie wróć zbyt późno.

ŁUKASZ
Dobrze.

PAN NORBERT
I ubierz się ciepło.

ŁUKASZ
Dobrze.

PAN NORBERT
Uważaj na siebie.

ŁUKASZ
Będę.

PAN NORBERT
Synku?

ŁUKASZ
Tak?

PAN NORBERT
Nic, jedź już.

14.

MAMA
Synku, jesteśmy tu pierwszy raz, bo uznałam, że już właściwa pora. W tym grobieleży twój tatuś.

ŁUKASZ
Dlaczego zmarł, mamo?

MAMA
Zachorował na bardzo ciężką chorobę i nie udało mu się wyzdrowieć. Lekarze powiedzieli, że to choroba o podłożu genetycznym i nie ma na nią lekarstwa.

ŁUKASZ
Czy on mnie kiedyś widział?

MAMA
Tak, zmarł, jak miałeś dwa latka. Był bardzo dobrym ojcem. Dopóki miał siłę, poświęcał ci każdą wolną chwilę.

ŁUKASZ
Czyli nosił mnie na rękach? Głaskał?

MAMA
Oczywiście, głuptasku.

ŁUKASZ
Mamo, czy ja zrobiłem coś złego i dlatego tata umarł?

MAMA
Ależ skąd! Jak ci to w ogóle mogło przyjść do głowy.

ŁUKASZ
Czyli miałem po prostu ogromnego pecha?

MAMA
Tak, myślę, że można to tak określić.

ŁUKASZ
Mamo?

MAMA
Tak, kochanie?

ŁUKASZ
Pójdziesz dziś pograć ze mną w piłkę?

MAMA
Pewnie, tylko musisz się dobrze ubrać, bo wieje zimny wiatr.

 

Fragment dramatu pochodzi z Kwartalnika Kulturalnego „Nowy Napis. Liryka, Epika, Dramat”, nr 21 (2024).

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Grzegorz Górny, Ojcze Mój (fragmenty), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 252

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...