Nowy Napis Co Tydzień #253 / Smakowanie literatury
Tomasz Chlewiński zatrzymuje się przy literackiej studni i czerpie z niej wodę. Tą wodą jest twórczość sześciorga autorów: Brunona Schulza, Witolda Gombrowicza, Tadeusza Różewicza, Papuszy (Bronisławy Wajs), Jarosława Marka Rymkiewicza i Wojciecha Kudyby.
W Słowniku symboli Władysława Kopalińskiego czytamy, że „studnia symbolizuje moce twórcze, tajemnicę, pułapkę”. Warto jeszcze przywołać, jaką głębię sensów ewokuje ona w Biblii. Otóż jest symbolem oczyszczenia, błogosławieństwa i obfitości, miejscem spotkań. Sługa Abrahama spotyka przy studni Rebekę, Jakub – Rachelę, Jezus – niewiastę samarytańską. Podczas spotkania przy studni w Sychem Jezus mówi do Samarytanki: „Każdy, kto pije tę wodę, znowu pragnąć będzie; kto jednak napije się wody, którą ja mu dam, nigdy nie uczuje pragnienia” (J 4,13). Na kanwie tego spotkania Karol Wojtyła osadza swój poemat zatytułowany Pieśń o blasku wody. W tytule zbioru esejów Chlewińskiego symboliczne znaczenie ‒ z całym swoim zakresem poznawczym ‒ ma zarówno „studnia” z zawartą w sobie „wodą”, jak i „spotkanie”.
Wnikając w semantykę „spotkania”, oczywiście przychodzi na myśl między innymi filozofia dialogu, zwana też filozofią spotkania. Kłaniają się filozofowie: Gadamer, Buber, Levinas. Spotkanie z sześciorgiem twórców generuje egzystencjalne tematy, często o charakterze aksjologicznym. Wchodzimy na rozległe obszary poszukiwania sensu życia, jak i śmierci.
Poprzez twórczość Brunona Schulza, pierwszego spotkanego, Chlewiński spotyka się z wielką tradycją żydowską. Z podziwu godnym znawstwem tropi wątki kabalistyczne w jego prozie. Kabała wybrzmiewa tutaj jako głęboki, mistyczno-filozoficzny nurt judaizmu. Nawiasem mówiąc, niestety jest ona współcześnie często postrzegana dość frywolnie. Spłyca się jej sens. Wystarczy przywołać chociażby, skądinąd sympatyczne, teksty piosenek Ireny Jarockiej. W Kabale z siedmiu kart słyszymy: „Postawię ci kabałę z siedmiu kart / byś z losem był za pan brat”, a w Kocha się raz piosenkarka wyznaje: „Wierzę w gwiazdy, kabały i sny”. Dlaczego kabała jest w liczbie mnogiej? Może dlatego, aby znaczyła tyle, co zabobony, czary-mary. Ale zostawmy płytki świat tekściarski estrady i wróćmy na salony wielkiej literatury. Chlewiński w swojej literaturoznawczej egzegezie pokazuje Schulza jako gorliwego wyznawcę kultu słowa, u którego słowo jest kluczem do zagadki wszechświata. I w Sklepach cynamonowych, i w Sanatorium pod Klepsydrą mamy wielką metafizykę. Niemal każdym słowem pisarz – mag z Drohobycza – głosi triumf trwania nad przemijaniem.
Następne spotkanie to stanięcie twarzą w twarz z Gombrowiczem, przyglądanie się temu, jaką postawę autor Zbrodni z premedytacją przyjmuje wobec przemijania. A jaka to postawa, mówi tytuł eseju: Witold Gombrowicz ucieka przed śmiercią – sposób, właściwie cała strategia, a nawet filozofia, niestety daremnej ucieczki literackiego, a zarazem biograficznego Gombrowicza przed kostuchą, Chlewiński kreśli pomysłowo, z talentem wytrawnego hermeneuty. To moim zdaniem najlepszy, nie negując pozostałych, esej w recenzowanym zbiorze.
Kolejne spotkanie ma miejsce w przedsionku piekła – z Tadeuszem Różewiczem jako podglądaczem śmierci, który w wierszu Przenikanie stwierdza: „śmierć / przenika przez życie / jak światło / przez pajęczynę”. To, co żyje, musi umrzeć. Autor eseju pokazuje, że bohaterowie Różewicza są pozbawieni horyzontu eschatologicznego. Egzystują chwilowo, tymczasowo. Widać, że Chlewiński jest wytrawnym konsumentem, a właściwie smakoszem literatury, mającym niezwykle wrażliwe kubki smakowe. W taki oto kulinarny sposób podsumowuje refleksje o poezji autora Niepokoju, zarazem dając porady nam, czytelnikom:
Różewiczowski owoc poznania życia i śmierci jest sycący, choć dyskusyjna pozostaje jego wartość odżywcza; odkrywa przed nami nowe smaki, ale nie wyciśniemy z niego ani kropli ambrozji; odpowiednio przyprawiony nadaje się na przetwory, ale musimy liczyć się z tym, że w każdej postaci zachowa swą cierpkość i gorycz.
Czwarte spotkanie ma tytuł Na niebie cygański wóz i jest usytuowane na leśnych ścieżkach. Po wprawdzie znakomitym, ale przemożnie smutnym, śmiertelnym Różewiczu zanurzamy się w afirmatywną, wdzięczną, pełną pięknej prostoty poezję Bronisławy Wajs, czyli Papuszy. „Papusza” w języku cygańskim znaczy „lalka”. Cygańska poetka nie z lektur przędzie osnowę swej poezji, lecz bezpośrednio z włókien natury. Chlewiński zwraca naszą uwagę na to, że zapisana poezja cygańska to zjawisko bez precedensu. Cała wcześniejsza twórczość poetycka polskich Cyganów była przekazywana wyłącznie ustnie, gdyż nie mają oni własnego pisma, i była anonimowa.
Spotkanie piąte – z duchami przodków – nosi tytuł Zwiedzanie grobowca. Dotyczy poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, przede wszystkim zbioru Moje dzieło pośmiertne. A w nim tropów biblijnych, odniesień mitologicznych, filozoficznych, muzycznych i oczywiście tradycji literackiej. Chlewiński postrzega autora Animuli jako czołowego przedstawiciela neoklasycyzmu. Sytuuje go, poprzez barokowe koncepty, wobec księdza Józefa Baki ‒ i jakże obrazowo przedstawia na tle asekuracyjnej i lękliwej współczesności:
Jarosław Marek Rymkiewicz jest odważny. Podczas gdy cała ogólnoświatowa wycieczka porusza się dziś oznakowanym szlakiem, upstrzonym reklamami „siły dwóch serc” i wskrzeszającej mocy balonika energetyzującego, w kierunku ubezpieczonej przyszłości, on samowolnie, na własną rękę, bez przewodnika oddala się od grupy, błądzi po zakamarkach przeszłości, zagląda pod płyty nagrobne, by śmierci spojrzeć w twarz i zadać jej, niczym współczesny mistrz Polikarp, kilka zasadniczych pytań.
Spotkanie szóste – podejrzane, zasłyszane – mające tytuł Słuch prawie absolutny, jest wejściem na teren twórczości prozatorskiej Wojciecha Kudyby, a zwłaszcza zbioru opowiadań I co dalej? Chlewiński zachwyca się u tego autora epickim wyczuciem kolokwialnego rytmu mowy codziennej. Stwierdza, że realistyczne opowiadania Kudyby są jak mikrofon rejestrujący głosy ludzi.
Każde z sześciu spotkań zapada w pamięć czytelnika. To wyraziste spotkania. Autor książki poszukuje związków między twórczością sześciorga autorów, chociaż każdy z esejów stanowi autonomiczny tekst. Owo poszukiwanie za wszelką cenę powiązań uważam za niekonieczne. Patrząc na same nazwiska, widać, że spotykanych twórców więcej dzieli niż łączy. I przecież sam Chlewiński we wstępie pisze: „Każdy z nich jest osobny, oddzielny, miejscami osobliwy”. W zakończeniu eseju o twórczości Kudyby autor znowu wraca do szukania koligacji. Stwierdza, że właśnie w Kudybie, jako jedynym żyjącym, można umieścić prawie wszystkich pięcioro prezentowanych twórców:
Słyszymy więc wyraźnie w prozie Kudyby akcent Schulza i Gombrowicza, dobiega z oddali echo głosu Papuszy i całkiem nieodległy jeszcze głos Jarosława Marka Rymkiewicza. I może tylko znanego z twórczości Tadeusza Różewicza śmiertelnego pokąsania przez wojnę tu brakuje… Nie czynimy wszak z tego braku autorowi wymówki – przeciwnie, życzymy jemu i sobie, by tak pozostało na zawsze. Amen.
No cóż, często szukamy efektownego zakończenia wypowiedzi, czy to pisanej, czy mówionej. Tomasz Chlewiński w swojej książce pisze o literaturze pomysłowo, ciekawie i trafnie. Z wyjątkiem przywołanej powyżej – przedobrzonej – puenty. Jednak nie oceniam go po tym, jak kończy. Byłoby to niemiarodajne i krzywdzące. Spotkanie przy studni jest naprawdę wartościowe i ożywcze. Chlewiński, czytam z noty o autorze, jest fanem twórczości Arvo Pärta, Krzysztofa Kieślowskiego i Jima Jarmuscha. Są to niewątpliwie twórcy wyraziści, oryginalni, zdystansowani wobec modnych, populistycznych nurtów twórczych. Nie dziwi więc mnie, że eseista wybrał sześcioro takich, a nie innych autorów do spotkań.
Sposób pisania Chlewińskiego przypomina literaturoznawcze narracje takich eseistów i krytyków literatury, jak Jan Błoński, Andrzej Kijowski czy Tomasz Burek. Zamieszczone w książce szkice literackie powstawały na przestrzeni ponad dwóch dekad. Najodleglejsze w czasie są te o Gombrowiczu i Różewiczu. A mimo że później napisano dużo o twórczości tych autorów, rozpoznania Chlewińskiego nie trącą myszką. Dużym atutem jest własny styl eseisty i jego duża wiedza. Ja po lekturze mam odczucie, jakbym się też spotkał w spiżarni pełnej literackich smaków. I nie przeszkadzało mi to, że zapach śmierci – roznoszący się z półki z Gombrowiczem, Różewiczem i Rymkiewiczem – górował nad zapachem cynamonu z opowiadań Schulza.
Tomasz Chlewiński, Spotkanie przy studni. Szkice literackie, Kraków 2023.