Nowy Napis Co Tydzień #004 / Moja praca
Mam 72 lata, a piszę od siedmiu. Wydałem cztery książki, piszę piątą. Osiągnąłem pewien sukces. Pisać chciałem już jako bardzo młody człowiek, ale był czas PRL. Na pierwszym roku studiów nawiązałem współpracę z „Tygodnikiem Studenckim Politechnik”. Było to pismo na niezłym poziomie. Drukowali moje reportaże, felietony, recenzje. Gdzieś po pół roku, kiedy cenzura pocięła moje sprawozdanie ze Studenckich Spotkań Teatralnych, dałem sobie spokój.
Po Marcu ‘68 roku zaangażowałem się w działalność opozycyjną i dwa lata później trafiłem do więzienia na blisko rok. Do dziennikarstwa wróciłem po 1989 roku. Pracowałem w „Tygodniku Solidarność Ziemi Łódzkiej”, a potem w „Dzienniku Łódzkim”. Doszedłem do stanowiska zastępcy redaktora naczelnego, lecz gdy do władzy wrócili komuniści (Sojusz Lewicy Demokratycznej), elegancko mnie z „Dziennika”spławiono (reorganizacja, solidna odprawa).
Pisać zacząłem dopiero na emeryturze. Wcześniej nie miałem na to czasu.
Piszę powieści i opowiadania historyczne, więc 80 procent mojej pracy to czytanie opracowań naukowych i popularnonaukowych. Staram się jak najmniej wymyślać. Czytam wspomnienia, pamiętniki, listy i gazety z czasów, które mnie interesują. Kiedy w Mroku i mgle opisywałem oblężenie Leningradu, przeczytałem znakomitą książkę Hanny Reid Leningrad. Tragedia oblężonego miasta. Oczywiście, nie ograniczyłem się tylko do tego. W bibliografii znalazłem źródła, pamiętniki i wspomnienia z tego czasu – przeczytałem je również, potem znalazłem inne, przez autorkę niecytowane. Po rosyjsku, ale i niektóre po polsku. Dzięki temu realia oblężenia, postaci i epizody w powieści są przetworzonymi literacko rzeczywistymi wydarzeniami i postaciami.
Życie stwarza sytuacje, których człowiek by nie wymyślił. W Leningradzie w czasie trzystu dni oblężenia zginęło 750 tysięcy ludzi, w tym 20 tysięcy wskutek bombardowań i ostrzału artyleryjskiego. Reszta zmarła z głodu. Mało kto wie – dotyczy to również samych Rosjan – że jest to tyleż zbrodnia niemiecka, co komunistyczna. Andriej Żdanow, pierwszy sekretarz miejski, miał dwa miesiące na zgromadzenie zaopatrzenia. Nie tylko nic nie zrobił, ale i uparcie odsyłał transporty ze zbożem do Moskwy, żeby pokazać Stalinowi, że niezłomnie wierzy w szybkie zwycięstwo Armii Czerwonej.
Prawda wcale nie musi być prawdopodobna. Często bywa zupełnie nieprawdopodobna. Obozy koncentracyjne i gazowanie ludzi na przemysłową skalę! Dopóki to nie stało się rzeczywistością, kto by w to uwierzył?
Wierzę, że dzięki temu, że posługuję się pamiętnikami, listami i wspomnieniami, to, co piszę, jest prawdziwe. Nie czuję się zbyt pewnie, gdy wymyślam fabułę i postaci. Oczywiście muszę to czynić, bo przecież tworzę powieści, ale zawsze wolę pisać o rzeczywistych zdarzeniach i ludziach. W Ikonach wszyscy bohaterowie pierwszego planu i ich dzieje to fakty. Fikcyjne są postaci drugo- i trzecioplanowe. Jednak najczęściej moi bohaterowie fikcyjni biorą udział w zdarzeniach rzeczywistych i poruszają się wśród ludzi, nawet mało ważnych, którzy żyli naprawdę.
Budując postać Piłsudskiego w Czwartym czerwonym, oprócz opracowań historyków opierałem się na jego listach i wspomnieniach jego adiutantów. Było ich ponad trzydziestu i prawie wszyscy spisali wspomnienia, które w większości rzeczytałem. W powieści pojawia się mnóstwo postaci rzeczywistych, nawet na trzecim planie czy w drobnych epizodach. Należą do nich chociażby Tomasz Parczewski, Polak, gubernator Kronsztadu po rewolucji lutowej (pamiętniki) i Kajetan Szawernowski, wybitny inżynier, który był teściem mojej kuzynki. Inne przykłady to śpiewaczka operowa Adelajda Bolska, tancerka Tamara Karsawina, Matylda Krzesińska (autorka pamiętników), mecenas Stanisław Lednicki (prezes stowarzyszenia Polaków w Piotrogrodzie), Grzegorz Fitelberg, doktor Stütz (mój dziadek), Wacław Szymanowski (rzeźbiarz, twórca pomnika Chopina w Łazienkach), Apolonia Zielkowska (moja babcia), Ferdynand Ossendowski, Sergiusz Piasecki, baron Ungern von Sternberg, Walerian Zubow (uczony muzealnik) i wielu innych.
Bardzo pomagają mi zaprzyjaźnieni bibliotekarze z łódzkiej Biblioteki im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Dzięki nim mogłem przeczytać rosyjską kronikę Petersburga, gdzie rok po roku i miesiąc po miesiącu odnotowano wszystko, co się tam działo na dworze, w polityce, gospodarce i kulturze. Mogłem więc na przykład napisać, że w dniu rewolucji październikowej w Teatrze Maryjskim grano Marynę Mniszchównę (śpiewała tam moja bohaterka fikcyjna), a w Filharmonii w tym samym czasie występował Fiodor Szalapin (pierwszy raz po wielu latach zakazu wydanego przez Mikołaja II).
Podobnie jest w przypadku Wiednia. Toczy się tam część akcji powieści w 1913 roku. Miałem bezcenną dla mnie książkę Piotra Szaroty Wiedeń 1913. Jest to kronika kulturalna tego jednego roku w Wiedniu, który w tym czasie był chyba ważniejszym ośrodkiem sztuki w Europie niż Paryż.
Piszę językiem jak najprostszym. Hemingway, który dostał Nobla za osiągnięcia stylu w Starym człowieku…, uważał, że najlepsze są zdania składające się najwyżej z ośmiu słów. Nie usiłuję mieć jakiegoś własnego indywidualnego stylu. Styl ma być „przezroczysty”. Czytelnik ma zobaczyć i poczuć to, co opisuję, a jak to do niego dociera – nad tym ma się nie zastanawiać.
Powieść buduję tak, jakby to był film. A więc cięcie i następny epizod. Kiedy poprawiam to, co napisałem, wyrzucam zbędne słowa. Usuwam każde, które nie jest koniecznie potrzebne. Czasem wyrzucam całe zdania lub dwa zastępuję jednym. Wszystko musi być absolutnie jasne i zrozumiałe dla czytelnika. Nie jestem intelektualistą i nie piszę dla intelektualistów. Wielu krytykom coś, co jest zagmatwane i niejasne, wydaje się mądre i głębokie. Nie wierzę w to. Myślę, że najlepsza literatura ma zawsze kilka warstw. Tę najprostszą, fabularną, przyswajają nawet najmniej wyrobieni czytelnicy. Bardziej wykształceni zauważają też głębsze warstwy. Więc ta sama książka może być dla intelektualistów, jak i dla ludzi prostych. Tak według mnie być powinno. A to, że coś jest jasne i zrozumiałe, nie musi znaczyć, że jest płytkie i banalne.
Postaci wymyślone, które tworzę, muszą mieć wyraźne cechy indywidualne, być „pełnokrwiste”, lecz niekoniecznie czarne lub białe. Bywa, że w jednym człowieku jest i heroizm, i małość. Wszyscy są zanurzeni w historii i historia na nich odciska swoje piętno, kształtuje ich, a często kaleczy lub niszczy. Pokazuję ważne postaci historyczne: Stalina, Lenina, Mikołaja II, Aleksandra II, Piłsudskiego. Przeczytałem osiem biografii Stalina (istnieje ponad sto). Bardzo dobrze jest czytać kilka książek o tych samych wydarzeniach. Po pierwszej obraz jest płaski, po drugiej trójwymiarowy a dopiero po następnych pełen życia i barw. Najtrudniejszy był dla mnie Piłsudski, ponieważ wciąż jawił mi się posągowo, przynajmniej do przewrotu majowego.
Piszę głównie o Rosji i o komunizmie. Ten system dotknął mnie boleśnie. Moich rodziców i dziadków mocno doświadczył i nazizm, i komunizm. Te dwa totalitaryzmy odcisnęły swoje piętno na milionach ludzi. Nazizm został oceniony, napiętnowany i w pewnym stopniu rozliczony, ukarany. Komunizm nie. Pisać o tym wydaje mi się nakazem moralnym. Co jakiś czas wybucha histeria: „Oto budzą się demony. Faszyści chodzą po ulicach i wykrzykują Heil!” Tymczasem brunatna ideologia wydaje mi się zupełnym marginesem. A marksizm i komunizm w wielu środowiskach mają się doskonale. Mnóstwo ludzi uważa, że to wspaniała i piękna ideologia, a nie udało się jej wdrożyć tylko z powodu błędów przywódców oraz wypaczeń i ograniczeń społecznej inżynierii.
To złudzenie. Komunizm był zbrodniczy już w fazie projektu. To samo dotyczy marksizmu. Wystarczy uważnie przeczytać Manifest komunistyczny. Tę małą książeczkę można porównać z Mein Kampf Hitlera. To ideologia nienawiści, wezwanie do zagłady całych grup społecznych i zniszczenia cywilizacji. Uważam, że o tym trzeba mówić i to pokazywać. Pisząc swoje książki, próbuję zrozumieć fascynację komunizmem, próbuję opisać, jak ta pozornie piękna ideologia doprowadziła do tak potwornych rezultatów. Hitleryzm trwał zaledwie kilkanaście lat i ogarnął część Europy. Komunizm istnieje od 1917 roku, w Europie upadł niedawno, a w niektórych krajach trwa do dziś. Swym zasięgiem objął dużą część świata. Ilość ofiar komunizmu kilkakrotnie przewyższa liczbę ofiar nazizmu.
Wiele razy spotkałem się w recenzjach internetowych, gdzie piszą zwykli czytelnicy ze zdziwieniem, że w ZSRR był tak wielki terror. Młodzi ludzie (młodzi, czasem po trzydziestce!) nie mają pojęcia o historii komunizmu. Piszą, że o tym w szkole się nie uczyli. Jedna dziewczyna napisała, że dopiero z Mroku i mgły dowiedziała się, że w ZSRR był taki ustrój „rodem z Korei Północnej”! Dla tych młodych ludzi, którzy wiedzę czerpią z telewizji i Internetu, moje książki są odkryciem, a więc mają wartość dydaktyczną.
Mam nadzieję, że artystyczną również.
Całe wystąpienie Stefana Türschmida i towarzysząca mu dyskusja: