Nowy Napis Co Tydzień #067 / Listy z Procidy (3): Tròpa
Pytasz Józefie, dlaczego używam ruskiej tròpy, zamiast się posłużyć polskim wyrazem? Mój Drogi, gdybym miał ją czym zastąpić, pewnie bym tak zrobił, ale ani droga, ani ścieżka, ani perć, ani żaden płaj – nie pasują. Tròpa – to coś, co ja depczę! Przede mną nie ma niczyich śladów. Każdy, kto mnie czyta, podąża moją ścieżką lub choćby śladem moich słów.
Tròpa – to rzeczownik uchwycony w czasie teraźniejszym.
To coś, co robię teraz na ekranie, stawiając słowo za słowem jak krok za krokiem. Pode mną na prawo i ku dołowi pusty skwerek ekranu, a za mną po lewej wąskie pasemko słów. A gdzieś głęboko pod spodem legła moja chłopięca fascynacja szamanizmem i jego wieńcem – taoizmem.
Archangielska tròpa pochodzi od „tròpat”. To znaczy „deptać” w dialekcie archangielskim. Albo wydeptywać. Lakoniczne opowiadanie pod tytułem Tròpa napisał Warłam Szałamow. Opowiada w nim, jak wydeptywał swoją tròpę w tajdze. Na poboczach kwitły konwalie. Aż któregoś dnia zobaczył na niej ślad cudzego buta i parę główek kwiatów, smętnie wiszących na zdeptanych nóżkach. Wtenczas pojął, że jego tròpa zamieniła się w cudzą ścieżkę. Przyznasz, Drogi Józefie, że żadna polska „droga” w żadnym najwymyślniejszym synonimie nie odda pełnej igry znaczeń mojej tròpy. Dlatego piszę ją kursywą.
Po raz pierwszy zetknąłem się z nią jako słowem na Sołowkach pod Kołem Polarnym. Dawna archangielska gubernia. Zamieszkują ją Pomorcy na brzegach Morza Białego, Saami i Komi. Ich rosyjski wyrasta z goworu pomorskiego (coś między dialektem a narzeczem, jak dla przykładu kaszubski i śląski). Władimir Dal w swoim Słowniku opatrzył tròpę w nawiasie: (pom.)… Nie zdziwiło mnie to bynajmniej. Ludzie „średnich szerokości” nie mają pojęcia, co znaczy wydeptać nad Białym Morzem co rano tròpę do najbliższego przerębla po wodę w głębokim śniegu. Przez noc potrafi nieźle przysypać.
Albo w tundrze deptać po mięciutkim jagielu, renim mchu. To główne pożywienie reniferów. Srebrzysta krzewinka rosnąca na ziemiach przylodowcowych. Terytorium, które ostatni lodowiec jął opuszczać dziesięć tysięcy lat temu. Jeśli patrzysz na mapę Google’a, zaczyna się na wysokości wielkich jezior Europy – Ładogi i Oniego – i ciągnie się w górę na północny wschód od Półwyspu Kolskiego do ujścia Pieczory. Jagiel wędruje za lodowcem (niegdyś porastał dolinę Vèzére), a za jagielem podążają reny. Od dziesięciu tysięcy lat coraz wyżej i wyżej na Północ. Jagiel w tundrze jest podatny na „deptanie”… Gdy rosyjski „wiezdiechod” raz przejdzie po nim swoimi gąsienicami, ślad zarasta dopiero po 40 latach. Jeśli się obrócisz, depcąc po tym dywanie, ujrzysz wyraźnie tròpę odciśniętą w jagielu.
Widziałem taki własny ślad na własne oczy, będąc dwakroć nielegalnie na terytorium poligonu rakietowego na Kanin Nosie, półwyspie opływanym z jednej strony przez Morze Białe, z drugiej przez Morze Barentsa. Za pierwszym razem „powiązali” nas z Iliczem na Koniuszynskiej Kordze i odesłali do Archangielska pod konwojem dwóch helikopterów i trzech ścigaczy. U archangielskiej straży granicznej się wyjaśniło, że „bumaga” z Moskwy, którą wydębiłem od rzecznika prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, nie straciła mocy i jesteśmy wolni. Następnego roku powtórzyliśmy trasę, dochodząc do czubka Kanin Nosa. Ostatnie kilometry robiliśmy na piechotę, ukrywając jacht w trzcinach zatoki poniżej konusa cypla. Pierwszy raz w życiu wydeptywałem tròpę w jagielu.
Później zobaczyłem inną twarz tròpy – to nie ja ją depczę, tylko ona mnie wydeptuje. Nauczył mnie tego Czerwony Ptak, szaman z plemienia Odżibejów w Toronto, wskazując, że tròpa prowadzi cię sama, jeśli potrafisz ją „wypatrzyć” w tundrze. Raz sucho, innym razem wiosenne roztopy, błota nie do przebycia, to z jednej strony trzeba obejść, to z drugiej kluczyć, zatem musisz słyszeć i widzieć marszrutę, którą nam podpowiada rzeczywistość. Niekiedy robiąc cienkie aluzje, kiedy indziej sugerując to czy inne rozwiązanie, lub wskazując szeptem nieodpowiedni kierunek. Starzec German, opiekun duchowny mnichów sołowieckich, często powtarzał, że należy być czujnym, mieć baczenie choćby na kształt dymu z kadzidła czy blik na twarzy ikony Marii Egipcjanki… Świat sam ci tròpę wskaże.
A jeszcze później moja tròpa przemieniła się w dziewczynkę o imieniu Martusza. Teraz ona wyznacza kierunek tròpy, bo ja już nie nadążam. Nie łapię internetowego slangu ani rapu, nie wyznaję się w komórkach czy smartfonach. Mam za grube palce, nie trafiam w klawisze. Nie gram, nie znam się ani na grach, ani na serialach… To fizyczne objawy odstawania, ale są i umysłowe. Szerszy, aczkolwiek rozmamłany kadr widzenia? Niedosłyszalne echo? Pytanie, z której strony i czym pachnie? Jak nazywamy najgłębsze uczucie?
W mitologii i bajkach bliskiego mi ludu Saami krainą młodości jest Południe i rządzi nią totemiczny nur, siwy władca onieżskich przestworzy. Cudowna dudka z jego skrzydła dodaje mocy słowu pisanemu… Zaonieżski wiedun i poeta Nikołaj Klujew napisał autobiografię Tròpa nura. Ze skrzydła wyrastają mu pióra z cudowną dudką. Nikt nigdy nie widział martwego nura. Czując zbliżającą się śmierć, ptak nurkuje w głębinę Oniego i tam pod omieżnym korzeniem umiera. Czasami wodianica (rodzaj rusałki) w godzinie agonii siwego ptaka oddaje jego pióro poecie. Omieżny korzeń to kłącze szaleju. Cykuta… Jej smak poznał przed śmiercią Sokrates.
Głębiej uzmysłowiłem sobie znaczenie tròpy w Suchumi na plaży podczas wojny abchasko-gruzińskiej. Pracowałem wtenczas jako korespondent wojenny. Widok dziewczyny zgwałconej przez moich gruzińskich koleżków, ze skalpem jej chłopaka wciśniętym głęboko w krocze sprawił, że na parę lat zaniemówiłem, przestając być wojennym korespondentem, dziennikarzem „Solidarności” czy współ… autorem Konspiry. Ogólnie, człowiekiem stada. Poszedłem własną wilczą tròpą.
Pojęcie tròpy rozszerzam z tomu na tom Północnego sekstetu, jak nazwałem sześciopak przygód na Północy, toteż nie mogę całej mojej filozofii (rozumianej w duchu profesora Pierre’a Hadota jako styl życia skoncentrowanego na teraźniejszości) skondensować do kilku tysięcy znaków. Odsyłam Cię więc, Józefie, do swoich książek, Wilczego notesu, Wołoki, Domu nad Oniego, Tropami rena, Lotem gęsi i Domu włóczęgi. Tròpę wyplatam tam wyraźnym wątkiem we wszystkich sześciu tomach… Pewnie sam zauważysz, jak to pojęcie ewoluuje.
„Każdą rzecz da się zamknąć w jednym kuplecie” – powiedział kiedyś Bob Dylan, mój ulubiony laureat Literackiej Nagrody Nobla. Trzeba tylko wiedzieć, jak.