Nowy Napis Co Tydzień #079 / Louise Glück. Pisanie nie jest dekantacją
Wydaje się, że już 23 listopada 2014 roku sprawa była przesądzona i tylko kwestią czasu było, kiedy Louise Glück otrzyma najbardziej prestiżowy na świecie laur literacki. Tymczasem gdy przedstawiciele Akademii ogłosili swój werdykt, wszyscy zdawali się być zaskoczeni i zadziwieni. „Kim jest ta cholerna Glück?” – wykrzyknął w duchu niejeden żurnalista.
Co wydarzyło się we wspomniany na początku wieczór? Otóż na scenę wznoszącą się przed audytorium w nowojorskim Cipriani wkroczyła wtedy po kilku schodkach drobna, elegancka dama, ubrana w szykowną, czarną suknię. Po odebraniu brązowej statuetki, stanąwszy przy mównicy, założyła okulary, a następnie podziękowała jurorom „za miłosierdzie”. National Book Award otrzymała za tom poezji zatytułowany Faithful and Virtuous Night.
Amerykańska nagroda przyznawana jest od dziesiątek lat, nie dziwota zatem, że National Book Foundation wypracowała już swoją tradycję i rytuały. Jednym z nich jest obyczaj czytania przez finalistów fragmentów nagrodzonych prac. W grudniu 2014 roku podczas wspomnianego czytania Louise Glück zaprezentowała słuchaczom tylko jeden (ale jak zaznaczyła, w sześciu częściach) wiersz – Przygoda.
Przygoda
Tłumaczenie filologiczne pochodzące od redakcji. [1]
1.
Którejś nocy, gdy zapadałam w sen, zjawiła się myśl
że już skończyłam z tymi wszystkimi miłosnymi przygodami,
których przez długi czas byłam niewolnicą. Koniec z miłością?
mruczało moje serce. Odparłam, że wciąż czeka nas wiele wspaniałych odkryć
i jednocześnie miałam nadzieję, że nie będę musiała
ich wymieniać. Bo nie umiałabym ich nazwać. Jednak przekonanie, że istnieją –
było przecież coś warte?
2.
Następna noc przyniosła tę samą myśl,
tym razem dotyczącą poezji, a podczas kolejnych nocy
wiele innych uczuć i doznań zostało anulowanych już na zawsze,
jak poprzednie, i każdej nocy moje serce
protestowało przeciw własnej przyszłości, jak małe dziecko, któremu odbiera się ulubioną zabawkę.
Ale te pożegnania, powiedziałam sobie, to zwykła kolej rzeczy.
I raz jeszcze zwróciłam się ku wielkiej przestrzeni
otwierającej się przed nami wraz z każdym pożegnaniem. I dzięki tej frazie stałam się wspaniałym rycerzem
jadącym w glorii ku zachodzącemu słońcu, a moje serce
było moim rumakiem.
3.
Wkraczałam więc, jak widzicie, do królestwa śmierci,
choć nie umiałabym powiedzieć, czemu ten krajobraz
był tak konwencjonalny. Także i tutaj dni były bardzo długie
a lata bardzo krótkie. Słońce zapadło się za odległą górę.
Gwiazdy świeciły, księżyca przybywało i ubywało. Wkrótce
zjawiły się przede mną twarze z przeszłości:
moja matka i ojciec, moja siostra, jeszcze dziecko; wyglądało,
że nie powiedzieli jeszcze tego, co chcieli, ale teraz
słyszałam ich, bo moje serce było spokojne.
4.I wtedy to stanęłam nad otchłanią,
by spostrzec, że szlak po drugiej stronie nie wiódł w dół;
lecz układał się płasko na poprzedniej wysokości
jak okiem sięgnąć, choć góra, którą biegł
stopniowo zanikała, by wreszcie zupełnie się rozwiać
tak że znalazłam się w przestworzach, płynąc wskroś nich –
Zewsząd machali do mnie zmarli, lecz radość z ich odnalezienia
bladła, bo trzeba było im odpowiadać –
5.
Jak kiedyś wszyscy razem byliśmy ciałem,
tak teraz staliśmy się mgłą.
Jak wcześniej byliśmy rzeczami rzucającymi cienie,
tak teraz staliśmy się substancją bez formy, niczym zwietrzałe chemikalia.
Nie, nie, zarżało moje serce
czy może jakoś podobnie – nie wiadomo.
6.Na tym wizja się urwała. Leżałam w łóżku, poranne słońce
radośnie wstawało, puchowa kołdra
piętrzyła się białymi zaspami nad dolną częścią mojego ciała.
Byłeś ze mną –
wgłębienie na powłoczce obok.
Umknęliśmy śmierci –
czy może to był widok znad otchłani?
Przygoda jest wierszem urzekającym, ponieważ łączy realistyczny, a zarazem lapidarny opis sennej rzeczywistości ze zdolnością prezentowania najbardziej intymnych doznań. Owe krótkie i jednocześnie niesłychanie sugestywne opisy w Faithful and Virtuous Night, ostatnim zbiorze noblistki, osiągnęły niemalże perfekcję. Dzięki nim cytowany wyżej wiersz zyskuje kilka wymiarów.
Pierwszym jest powierzchowny czy raczej powierzchniowy opis marzeń sennych – nie chodzi tu o ich treść, lecz o samo zjawisko. Glück na przestrzeni kilku wersów ukazuje gonitwę myśli, jaka poprzedza zapadnięcie w sen. Następnie niemal niezauważalnie następuje przejście do sennych marzeń, aż wreszcie – w szóstej części wiersza – otrzymujemy opis sypialni widzianej rano wciąż nie do końca rozbudzonymi oczyma. Samo wybudzanie zostało doskonale opisane jako dematerializacja otaczającego poetkę wyśnionego świata. Podmiot liryczny zawisa w powietrzu, wszystko, co we śnie zdawało się realne, nagle zanika, rozwiewa się, sublimuje… Pozostaje niepokojące uczucie straty.
Niektórzy z piszących o tym wierszu (i szerzej – o twórczości noblistki) uznawali, że pojawiające się w Przygodzie rżące serce (w oryginale wydaje ono wyraźne rżenie: neigh, neigh) jest rodzajem żartu. Wolno się jednak zawahać przy akceptacji takiego wyjaśnienia – być może „rżenie” to opis smutku i strachu, jaki czasami towarzyszy chwilom wybudzania się z głębokiego snu. I choć może się wydawać dziwne, że szukamy realizmu w wierszu ukazującym nocne marzenia, to właśnie ów realizm jest najlepszym kluczem do tego, aby w pełni zrozumieć ten wiersz i całą twórczość Louise Glück. Dokładność i jednoznaczność opisów są tu ważnymi środkami wyrazu, służą do ukazywania nie tylko uczuć poetki, lecz także pewnych idei.
Drugim poziomem wiersza jest opis sennej mary, czyli wędrówka po dolinie śmierci, gdzie spotykamy się ze zmarłymi. Nie jest to wątek dziwny, jeśli zastanowimy się nad działaniem ludzkiej psychiki. Jednak siłę wizji Glück nadaje w tym wierszu materialność, namacalność zmarłych i solidne podłoże szlaku, po którym przemierzamy zaświaty. W Przygodzie, jak w wielu innych lirykach, dochodzi do głosu paradoksalność myślenia tegorocznej noblistki – ową realność i materialność najlepiej poznajemy w procesie dematerializacji.
Na trzecim, najgłębszym poziomie Przygoda okazuje się wierszem konfesyjnym. Konfesyjność tej poezji jest wciąż przedmiotem sporów, w których literaturoznawcy i krytycy mają zwykle jedną z dwóch przeciwstawnych opinii. Podczas krótkiej noblowskiej laudacji Anders Olsson z Akademii Szwedzkiej pozwolił sobie na przykład na jednoznaczne twierdzenie, że chociaż wiersze Glück są bardzo osobiste i zawierają wątki autobiograficzne, to jednak nie jest to poezja konfesyjna
Z całą pewnością „odkrycie” Louise Glück w Polsce zaowocuje również podjęciem tej tematyki, na obecnym etapie chciałbym jednak ograniczyć się do dwóch uwag. Po pierwsze, wydaje się, że właśnie „konfesyjne” odczytanie tej twórczości jest przyczyną słabej – a właściwie żadnej – recepcji tej poezji w Polsce. Ci, którzy mieli decydujący wpływ na wybór, kogo tłumaczyć i wydawać w Polsce (a miejmy w świadomości, że jesteśmy naprawdę niewielkim rynkiem), byli ukształtowani w szkole myślenia, która miała negatywny stosunek do twórczości konfesyjnej. I bynajmniej nie chodzi tu o myślenie stricte religijne – wszak Glück takowego nie prezentuje – lecz o emocjonalną stronę poezji. W tym miejscu warto przypomnieć chociażby niejednoznaczny stosunek Czesława Miłosza do liryki tego rodzaju. Wydaje się, że to on właśnie miał ogromny wpływ na wytworzenie się negatywnej oceny poezji czerpiącej z osobistych emocji i wspomnień. Miłosz proponował poezję idącą w kierunku teologiczno-filozoficznych rozważań, poeci konfesyjni byli dla niego solipsystami.
Moja druga uwaga dotyczy istoty „konfesyjności” wierszy Glück. Warto zwrócić uwagę na tropy, jakie podrzuca nam sama noblistka. Ogromna emocjonalność jej poezji nie oznacza, że jest to poezja konfesyjna w sensie „zwierzenia” czy „wyznania”. W szkicu Edukacja Poety poetka zauważała, że „pisanie nie jest dekantacją osobowości”. Zlewanie sklarowanego wina znad osadu opadłego na dno butelki lub beczki jest istotnym zabiegiem, jeżeli chcemy uzyskać doskonały smak trunku. Ale nie tylko o sam osad tutaj chodzi. Wino musi „pooddychać”, wyrównać ciśnienie oraz pozwolić ulotnić się tym aromatom, które nie są pożądane. Skoro jednak pisanie poezji NIE jest dekantacją, oznacza to, że mamy do czynienia nie tyle z nabieraniem smaku i wyzbywaniem się tego, co uznajemy za niepotrzebne, ile z kreowaniem świata, do czego konieczna jest nie tylko adekwatna dawka emocji, lecz także dystans. Emocjonalność i uczuciowość w poezji Glück, chociaż nie są w najmniejszym stopniu udawane, nie są jednak spontaniczne. Mamy zatem do czynienia nie tyle z konfesją, co konstrukcją.
Warto zresztą w tym miejscu zwrócić uwagę na jeszcze inne istotne aspekty tomu Faithful and Virtuous Night. Istotnym elementem twórczości Louise Glück jest jej mądrościowy charakter. Co prawda w tomie z 2014 roku nie pojawiają się już, jak w poprzednich, antyczne mity, tak wspaniale ujęte w słowa i współczesne obrazy – warto tu wspomnieć choćby o wierszach z tomów The Triumph of Achilles (1985), The Wild Iris (1992) i Meadowlands (1997) – ale i w swoim ostatnim tomie autorka prezentuje nam przypowieści. Tym razem pochodzą one bardziej „z Jerozolimy” niż „Aten” i bliższe są ewangelicznym przypowieściom czy midraszom niż poezji Owidiusza. Część jest też odniesieniem do idiomu kultury amerykańskiej, znajdujemy w nich wreszcie myśli wywodzące się wprost z koncepcji psychoanalizy, jak w wierszu-przypowieści The Horse and Rider. Niewątpliwie jednym z kluczy do odczytania bogatego dorobku noblistki jest jego mitopoetyczny charakter.
Twórczość ta jest tak rozległa i poliwalentna, że dla jej zrozumienia potrzeba większej ilości tropów niż zasygnalizowane w tym krótkim szkicu. Warto jednak podkreślić, że walka z własną przeszłością przyjęła w tej poezji charakter czegoś o wiele więcej niźli tylko rozliczeń czy opisów. Budowane jest przez tegoroczną noblistkę frapujące uniwersum, złożone z fotografii, wizji i wspomnień. To nie tylko prywatny mikroświat poetki – zgodnie ze słowami werdyktu Akademii Szwedzkiej, mamy u Louise Glück do czynienia z przetwarzaniem osobistego doświadczenia w doświadczenie uniwersalne i ogólnodostępne.