Nowy Napis Co Tydzień #088 / Listy z Procidy (8): Procida
Cześć Małgosiu,
u nas także awokado latoś
Najpierw parę wiadomości ogólnych, abyś mogła sobie naszą Procidę na mapie odnaleźć i do nas trafić. Ta niewielka wysepka w archipelagu Wysp Flegrejskich, czyli Ognistych, okalających Zatokę Neapolitańską od północy, leży na terytorium jednego z najbardziej sejsmicznych rejonów świata! Erupcja superwulkanu sprzed czterdziestu tysięcy lat wyniosła stąd pyły aż do Uralu; niektórzy badacze dopatrują się w niej przyczyny wyginięcia neandertalczyków… Dzisiaj znowu biją na alarm! Niedawno wspólne grono ekspertów z Włoch, Szwajcarii i Stanów Zjednoczonych, którzy od lat prowadzą badania w naszym rejonie, ogłosiło, że w superwulkanie wzbiera magma, co oznacza gotowość do erupcji i zagraża całej Europie. Jest to już drugie takie ostrzeżenie! Cztery lata temu specjaliści z Włoch sygnalizowali, że komora magmowa superwulkanu podnosi się w tempie trzech i pół centymetra rocznie, a zeszłym latem w gardziel Solfatary obsunęła się rodzina z Mediolanu, mama z tatą i bratem na oczach drugiego synka, siedmiolatka. Teren zamknięto dla turystów.
Dawni Rzymianie nazywali naszą wyspę Prochyta (z greckiego prochyo albo proketai), to znaczy „wyłoniona z głębiny”, powstała bowiem w wyniku jednoczesnego wybuchu czterech podwodnych wulkanów, z magmy, jaka z nich wypłynęła i zastygła w skalną grudę żółtego tufu pośród Morza Tyrreńskiego. Według greckiej mitologii leży pod nią Mimas, jeden z gigantów, syn Uranosa i Gai, powalony przez bogów w gigantomachii. Natomiast Dionizjusz z Halikarnasu w Starożytności rzymskiej pisał, że nazwanie wyspie dał Eneasz na pamiątkę piastunki Prochýtē, którą miał tu pochować… Biorąc pod uwagę, że pod sąsiednią Ischią bogowie pogrzebali innego giganta, Tyfeusza, można mniemać, że Wyspy Flegrejskie są pozostałością najsroższych zmagań w dziejach świata. Po wielkim boju gigantów z bogami zostało jeno gruzowisko tufu w Morzu Tyrreńskim. Nieraz o tym myślę, przesypując wulkaniczny piach przez palce.
Na Procidę najprościej dostać się statkiem z Neapolu, podróż trwa czterdzieści minut. Jeśli siądziesz przy oknie prawej burty i masz dobry wzrok, będziesz mogła czytać krajobraz szybko przepływający za szybą jak książkę książek. Najpierw płyniemy wzdłuż brzegu miasta na północ w stronę wzgórz na horyzoncie, po prawej skalisty zrąb Parku Wergiliusza nad Posillipo, a po lewej ostrówek Nisidy, gdzie w willi Brutusa uknuto spisek na Cezara, współcześnie zaś osadzają tam małolatów. Nie tak dawno paru chłopców z paranzy
Na wysokości Nisidy wykręcamy na zachód, pozostawiając po prawej Zatokę Bajską, którą szalony Kaligula przykazał przegrodzić mostem, by spełniła się wróżba Trazyla, że stanie się cesarzem, kiedy przejedzie zatokę konno. Opisał to przedsięwzięcie Robert Graves w znakomitej powieści Ja, Klaudiusz:
Zebrawszy około czterech tysięcy statków, z czego tysiąc specjalnie w tym celu zbudowanych, zakotwiczył je w dwa rzędy jeden koło drugiego, burtą do burty w poprzek całej zatoki, od stoczni puteolskiej do willi cesarskiej w Bauli. Okręty były dziobami zwrócone na zewnątrz, a rufami do siebie. Ponieważ jednak rufy dla tego celu okazały się zbyt wysokie, kazał je odpiłować wraz z rzeźbami, które się tam znajdowały. Wywołało to wielką żałość u marynarzy, gdyż rzeźby te przedstawiały bóstwa opiekujące się statkami. Na utworzony w ten sposób most zwieziono ziemię, którą następnie twardo ubito, tak że powstał szeroki, solidny gościniec długości około sześciu tysięcy kroków. Zatrzymawszy większą liczbę okrętów, które wracały właśnie ze Wschodu, Kaligula zrobił z nich pięć wysp w odległości tysiąca kroków jedna od drugiej i połączył je pomostami z głównym gościńcem. Wzdłuż niego zbudował kilka sklepów, które rozkazał edylom zaopatrzyć w ciągu dziesięciu dni w towary i obsługę. Następnie zaprowadził wodociągi i założył trawniki, a na wyspach zbudował wioski.
Na szczęście przez cały czas robót pogoda dopisywała i morze było gładkie jak szkło… Ciekawym, ile czasu zająłby Kaliguli przekop Mierzei Wiślanej?
A dalej Baje. Rozpisywali się o nich Horacy, Seneka i Juwenalis, jeno nasz Odyniec w Listach z podróży wzdychał: „O Bajach nie ma co bajać […]”. I zaraz potem skalne siodło Cape Miseno z latarnią morską na samym skraju, skąd kolejna tròpa prowadzi aż do Eneasza, który pogrzebał tam swojego druha i trębacza Misenusa przed zejściem do Hadesu u brzegów Averno.
To gdzieś stamtąd epistolograf Pliniusz Młodszy obserwował wybuch Wezuwiusza unicestwiający Pompeje w 79 roku i opisał go w liście do Tacyta. Przebywał wtenczas u stryja, znanego historyka Pliniusza Starszego, gdy ten dowodził eskadrą okrętów wojennych stacjonujących w rzymskiej bazie Misenum. Gdy nad Wezuwiuszem ukazała się chmura o kształcie drzewa magnolii z rozbłyskami ognia i ziemia zadrżała, stryj na czele eskadry wyruszył na pomoc Stabii, leżącej na przeciwległym brzegu, a bratanek został w domu. Wolał doczytywać Tytusa Liwiusza… Aliści nazajutrz, gdy „czarna chmura pękła, by odsłonić wielkie języki ognia podobne do monstrualnych błyskawic”, wyrywał w popłochu z Misenium z poduszką na głowie, osłaniając się przed rozżarzonym popiołem… Procida pewnie wtedy też panikowała, wszak leży w tej samej odległości od wulkanu.
Płyniemy dalej, czas również płynie, wyjrzyj przez okno lewej burty, a zobaczysz pod słońce kamienną twierdzę na tle rozświetlonego nieba. To Terra Murata! Terra Murata – czyli Ziemia Zamurowana. Gniazdo budowli za grubymi murami na najwyższym wzniesieniu Procidy z górującym nad nimi Zamkiem D’Avalos, zbudowanym w XVI wieku przeciwko saraceńskim piratom. Potem zamieniono go w jedno z najcięższych więzień w Italii. Nie darmo Elsa Morante twierdziła, że Włosi nazwę wyspy kojarzą z kazamatami. Jeśli dodam, że ów zamek-więzienie postawiono na miejscu dawnego opactwa, łacno zgadniesz, z czym mi się od razu skojarzyła Procida.
Oczywiście, Sołowki! Tutaj także, jak i tam, monaster z turmą „w jednym stoją domu” na ostrowie.Déjà vu… Nabokow powiada, że życie człowieka jest jak tkanina, którą oglądamy z lewej strony – jakieś pourywane końce, sterczące nitki – i dopiero w chwili śmierci ukazuje się nam cała kompozycja. Czasami jednak udaje się dojrzeć nikły kształt za życia, we śnie bądź w przebłysku jawy, powtarzający się wątek, powracający motyw, tenże rytm… Długo zastanawiałem się, co mnie przyciąga do podobnych miejsc. Co powoduje, że cela wraca w mym życiu w podwójnym tego słowa znaczeniu? Przecież nie religijna potrzeba życia w odosobnieniu. Ostatnio coraz częściej myślę, że to „przywyczka” chyba jeszcze z Kurkowej! Styl życia, jaki tu prowadzę, niewiele się różni od tego, jaki wiodłem „pod celą” w Gdańsku. Aby nie oszaleć od nudy, należy oswoić czas. Emil Cioran w błyskotliwej frazie marzył niegdyś o domku na małej wyspie, gdzie mógłby milczeć i się nudzić, nudzić się i milczeć. Milczenie było jedną z praktyk ascetycznych, szczególnie zalecaną mnichom niektórych zakonów (kamedułom, trapistom), nuda zaś – to forma kontemplacji czasu. Czyli klucz do życia według Simone Weil.
Pamiętasz, jak się czekało, licząc dni od wypiski do wypiski lub czas od poczty do poczty? Jak się zwalniało krok na spacerniku, aby spacer wydłużyć, lub przeciągało szamanko
Wilkom
Post scriptum
Wczoraj wieczorem widziałem scenę, świadczącą niezbicie, że i na Procidzie niektórym lockdown już odbija. Muzykę słychać było jeszcze w domu, gdy wyszedłem na taras, by sprawdzić godzinę na zegarze wieży naszego kościoła św. Józefa. Już tam doleciało mnie zażegające do tańca „ole, ole, ole, ole, Diegoo, Diegoo”.
Po wyjściu na ulicę z każdym krokiem do plaży coraz wyraźniej słyszałem nie tylko Rodriga Bueno, ale i czyjeś powtarzające za nim do wtóru: „Maradó!, Maradó!”:
Y todo el pueblo cantó: Maradó!, Maradó!
Nació la mano de Dios, Maradó!, Maradó!
Dopiero na plaży doszło do mnie, że ta „zażegałka" dobiega z „L'Agave" mojego kumpla Menza, u którego ostatni raz siedziałem w sierpniu, oglądając finały Ligii Mistrzów w Lizbonie. Od początku listopada na Procidzie obowiązuje reżim „czerwonej strefy”, czyli wszystkie knajpy mają być zamknięte… A tutaj „L'Agava” na oścież rozwarta, z okien buchają światła, taras rozmigotany lampionami, a Menzo w samej koszuli wiruje dookoła własnej osi, wykrzykując za Rodrigo „Nació la mano de Dios, Maradó, Maradó”, i wyciągając do góry lewy kułak, jakby chciał niebu pokazać, którą ręką Maradona strzelił gola Anglikom w Meksyku. Miałem wrażenie, że uczestniczę w obrzędzie pożegnania Mistrza!
Adiós Diego!
Procida, 30 listopada