Nowy Napis Co Tydzień #098 / Cień ojca. Recenzja książki Michała Murowanieckiego „Ojce”
Michał Murowaniecki to poeta pozostający na uboczu głównego nurtu poetyckiego. Pisze się o nim rzadko i zwykle pomija w nominacjach do nagród – choć debiutancka książka autora Punctum została wyróżniona Dżonką, nagrodą literacką im. Stanisławy Zawiszanki. Można powiedzieć, że pozostawanie na marginesie pozwoliło poecie rozwinąć bardzo prywatną dykcję – kolejne książki autora wydają się układać w spójną, choć fragmentaryczną opowieść o rodzinie, stracie, miłości, dzieciach – i zwierzętach. O ile poprzednie tomy Murowanieckiego – na przykład Owoce noża i Stratosferę – można uznać za udane, to wydaje się, że właściwe spełnienie swojej poetyki osiągnął autor dopiero w najnowszym – zatytułowanym Ojce, który został wydany w 2020 roku przez SPP Łódź oraz Instytut Literatury. W Ojcach Murowaniecki uniknął potknięć, które zdarzały się w poprzednich książkach (mówię tu choćby o nazbyt oczywistych grach słownych zawartych już w tytułach – Owoce noża i Stratosfera) i podarował czytelnikowi dzieło konceptualne i ciekawe, jednocześnie tworzące zamkniętą całość i otwarte na dialog.
Pozornie więc w Ojcach nie doświadczymy niczego nowego w stosunku do poprzednich książek Murowanieckiego. Poeta wciąż obraca się wokół swoich ulubionych motywów, krąży wokół nich wręcz obsesyjnie. Tym, co stanowi wartość dodaną w stosunku do poprzednich książek autora, jest konceptualność tomu. Będą więc Ojce opowieścią o głównie czterech ojcach – bohaterze, jego ojcu i dziadku – oraz o Bogu, którego „ojcowski naddatek” wydaje się nieustannie podmiotowi lirycznemu ciążyć, wpływać na postrzeganie przez niego świata i swojej osobistej historii. Dlaczego „głównie”? Bo chociaż ta czwórka wybija się na pierwszy plan, to ojców w książce jest więcej. Starotestamentowe, ojcowskie fluidy przenikają bohaterów oraz ich wybory. Wirus ojcostwa kładzie się cieniem na człowieku. Jego obecność sygnalizuje Murowaniecki już w mottach do książki – fragmencie Mądrości Syracha oraz Drogi Cormaca McCarthy’ego. Bo przecież: „Kto czci ojca, radość mieć będzie z dzieci, a w czasie modlitwy będzie wysłuchany”. Nie można się od swojego ojca uwolnić, szczególnie samemu będąc ojcem. Kultura oparta na Biblii nakłada na człowieka obowiązek dbania o rodziców, nierozerwalnie go z nimi wiąże. Ale i po kulturze, w ogóle po końcu świata – w „drodze” przez post-apokaliptyczny świat ojcostwo jest dojmująco obecne.
Istnieniu „ojcowskich fluidów” Murowaniecki daje wyraz w kilku wierszach. Cień ojca to lapidarny utwór, którego interpretacja może nastręczać pewnych kłopotów: „Obudził się w świecie, w którym co chwilę tylko się budził / chociaż nie wolno mu było zasypiać” – pisze poeta. Świat, w którym nie można zasnąć przywołuje na myśl wspomnianą w motcie apokaliptyczną Drogę McCarthy’ego. Ale wydaje się, że ojcowska apokalipsa poety przebiega niekoniecznie w sposób tak dosłowny – świat po końcu świata to świat po dzieciństwie, świat z prześladującym bohatera cieniem rodzica. Trzeba się z nim zmagać, to pamiątka po wcześniejszym życiu. „To wszystko, co zostaje / w rodzinie, opiera się / na tym, co niewypowiedziane” – pisze Murowaniecki w wierszu otwierającym książkę Proszę, nie zdejmuj butów.
Dlatego gdy zakładali swoją,
nie kupowali dywanów.
Brud miał być w zasięgu wzroku,
łatwiejszy do sprzątnięcia.
To, co niewypowiedziane, zalega w pamięci i świadomości poety, którego rolą i zawodem jest właśnie „wypowiadanie”. Poeta (bohater wierszy, podmiot liryczny) będzie więc kimś zupełnie innym niż jego ojciec oraz strzeżący moralności Bóg – powie swoim dzieciom (i czytelnikom), by nie zdejmowali butów. Brud ma być widoczny, a przez to łatwiejszy do sprzątania – koniec z zamiataniem pod dywan, upychaniem złości i frustracji. Wypowiedzieć – znaczy sprzątnąć. Poeta pisze wiersze, więc wypowiada traumy – rodziców i dziadków. Sprząta po nich swoją świadomość. Wszystko dla bycia innym ojcem. Ojcem, którego dzieci nie będą musiały pisać wierszy. Urazy zostaną wypowiedziane, sprzątnięte zawczasu.
Łączy Murowaniecki – czyniąc swojego bohatera ojcem i dzieckiem – motyw rodzicielstwa i dzieciństwa, które splatają się ze sobą w pewnym momencie życia. Podmiot nieustannie konfrontuje się z własnym dzieciństwem, pamięcią o nim – a powodem ku temu są jego własne dzieci. Widać tu świadomie rysowany przez autora kontrast – między traumą sprzed lat a pełną miłości i czułości postawą, którą przejawia jako rodzic. Ojciec kładzie się cieniem na poczynaniach bohatera tych wierszy, ale on próbuje temu cieniowi uciec. „Zmieniał pieluchy już chyba wszędzie. / Na parkingach i na stacjach benzynowych, / w mniej lub bardziej ekskluzywnych restauracjach” – rozpoczyna autor wyliczankę w wierszu Koniec pewnej estetyki, który wydaje się korespondować z utworem zamieszczonym w Stratosferze, traktującym o kąpaniu córki: „«Kiedy Kamil Stoch leciał / po swoje drugie olimpijskie złoto, / pierwszy raz kąpałem córkę»”. Dla porównania warto przytoczyć kilka innych wyimków z Ojców: „Była zima, gdy musiał wychodzić na spacer z psem / w kuloodpornej kamizelce. W zasadzie się nie bał / tylko żałować, że nie mógł pochwalić się w szkole” (Szczeniak). „Mój wołał na mnie rzadko / ale wiedziałem, że patrzy” (Syn city), „Swój gniew wcisnął synowi / nawet do imienia. Jak karę” (W imię ojca i syna). Nietrudno zauważyć przesunięcie, które musiało się tu dokonać – gdzieś między pokoleniami i religiami. Podmiot to człowiek zupełnie inny niż jego ojciec i dziadek. Wydaje się, że całe jego życie stanowi próbę ucieczki, wydostania się spod cienia ojca, działania mu na przekór, pokazania, że dziedzictwo i genetyka nie determinują wszystkiego. Kluczem do niepodległości okazują się być może czułość, być może literacka wrażliwość i wreszcie – społeczne zmiany. Czy starotestamentowe, surowe, upiorne nieco „ojce” mogłyby zmieniać dziecku pieluchy? Czy można byłoby ich porównać do wróżki? A przecież z tym ojcem (choć może raczej „tatusiem”?) właśnie tak się dzieje – „«Tatusiu jesteś piękny / jak wróżka, / jak piżamka w jednorożce»” – mówi bohaterowi córka w wierszu Wieczorynka.
Wychodzenie spod cienia ojca niewątpliwie ma tu związek z twórczością literacką, wypowiadaniem, które może być także sprzątaniem, ale czynnik społeczny również ma znaczenie. Murowaniecki dobrze to rozumie i podrzuca czytelnikowi pewne tropy, dzięki którym może on spróbować przynajmniej dokonać interpretacji zachowania ojca:
Stare kobiety
rzucające wekami z dziesiątego piętra.
Młodzi mężczyźni
uginający się pod tarczami
– pisze poeta w Migawce, lata osiemdziesiąte. A w Łańcuchu wydarzeń, wierszu jednoznacznie nawiązującym do historii, zauważa:
Kamień rzucony w proteście
mija go o milimetry,
niemal czyniąc trwałą krzywdę.
Dwadzieścia lat później
ten sam kamień
ostatecznie trafia syna.
Murowaniecki próbuje zinterpretować swojego ojca, przykłada do niego soczewkę, czytelnikowi proponując skrawki, okruchy, które układać można w różne całości. Poeta nie ocenia ojca, przeciwnie – wydaje się traktować człowieka, który zostawił mu tak wiele traumatycznych śladów, ze zrozumieniem i miłością. Nie skazuje go na potępienie, a czyni ofiarą systemu, sposobu myślenia i zachowania przyjętych w epoce. W tym kontekście bardzo przejmujący okazuje się wiersz Stare przeboje, w którym Murowaniecki czyni w starotestamentowym wizerunku ojca wyłom:
On i koledzy ze Słupska,
w pełnym rynsztunku,
siedzą w nysie i śpiewają Radio Ga Ga.
Jadą na Gdańsk.
Poeta w znakomity sposób zawiera w tych dwóch zdaniach kilka co najmniej perspektyw: a więc surowy ojciec, stuprocentowy mężczyzna, z bronią w ręku śpiewa piosenkę grupy Queen, co najmniej „niemęską”. Policjant podśpiewuje rock’n’rollowy utwór (dojmująco zachodni), jadąc pacyfikować strajk w stoczni gdańskiej. Kim więc jest policjant? Dobrym człowiekiem, złym? Podłym, okrutnym? A może jest zaledwie zabawką w rękach historii i Boga, a także własnego wychowania, właściwie nieodpowiedzialnym za to wszystko, co ma w życiu dopiero uczynić, w głębi duszy łagodnym i niewinnym człowiekiem, którego fascynuje grupa Queen?
Ostatecznie tym, co ojców splata okazuje się śmierć – syn musi współpracować ze swoim ojcem przy pogrzebie dziadka, który umiera w sposób bardzo tajemniczy. Historię wypadku, rozpoznania ciała, pogrzebu czytelnik musi nieustannie wydobywać z fragmentarycznych, urwanych, lapidarnych fraz Murowanieckiego.
Przez trzy dni nie odważył się
dotknąć ciała swojego ojca,
aż do końca
Gdy przyjdzie jego kolej,
syn pewnie też go nie dotknie,
choćby chciał
– pisze poeta w utworze Do żywego (tytuł okazuje się tu bardzo znaczący: bo przecież można kogoś „do żywego” dotknąć, można też „do żywego” mówić – w tym sensie wiersz byłby adresowany do ojca, nie dziadka, który umarł). Utwór Na zaś kończy się słowami: „Rodzina sprzątała mieszkanie tygodniami. / Tak jakby lokator przez całe życie / nie umiał się rozstać ani rozliczyć”, natomiast w wierszu Trudno powiedzieć zawiera poeta wspomnienie:
Sprzątali po ojcach,
jeździli i gotowali. Matki leżały
od jakiegoś czasu w ziemi,
zrobiły swoje.
Oboje szukali ostatniej szansy,
by usłyszeć coś więcej niż zwykle.
Trudno powiedzieć,
czy się wreszcie doczekali.
Śmierć zbliża do siebie ojca i syna, ale próżno szukać tu jakiegoś metafizycznego strachu przed własnym umieraniem, prostego żalu, który rodzi się w momencie, kiedy uświadamiamy sobie, że z bliską osobą nie będzie nam dane spędzić już więcej czasu. Czynności przy dziadku są mechaniczne, oszczędne, pozbawione serdeczności i emocji – chłodna więź trwa nawet po śmierci, nie zmienia swojego charakteru. Ratunkiem mogłoby okazać się mówienie, szczera rozmowa – ale na taką nie ma co liczyć. Niemożność porozumienia rodzi konieczność pisania.
Konceptualność tomu potęgują liczne intertekstualne nawiązania, które wplata do Ojców Murowaniecki. Sprawiają one, że książka nie jest wyłącznie prywatną opowieścią o doświadczaniu rodzicielstwa i ojcostwa, ale nabiera traktatowego wymiaru, chce mówić o sprawach uniwersalnych. Za sprawą inteligentnych rozmów z innymi twórcami Murowaniecki wynosi więc swoje doświadczenie nad prywatność, mitologizuje je, wplata w historię literatury. Można powiedzieć, że to typowe dla osoby piszącej zachowanie: widzieć w rzeczywistości także drugi, trzeci plan, zauważać, że dotykające nas procesy mają naturę powszechną. Tak się dzieje na przykład w wierszu Powrót taty, w którym poeta nawiązuje do ballady Mickiewicza.
Witają go śmiechem i piskiem,
na oślep, potykając się o własne nogi.
Dwa szkraby z bagażem,
jeszcze nieświadome swojej historii
– pisze Murowaniecki. W ten sposób sprawę ujął Mickiewicz: „Słysząc to dziatki, biegną wszystkie razem, / Za miasto, pod słup, na wzgórek”. Widać tu odległe podobieństwo, ale przecież zupełnie inną sytuację i odmienny charakter ojca. Zresztą nie chodzi tu przecież o proste paralele, ale nienachalne sygnały bycia nie tylko w świecie „ojców” namacalnych i fizycznych, ale też tych wyobrażonych, literackich. W wierszu Okruchy dnia Murowaniecki nawiązuje do powieści Kazuego Ishigury: „Z marzeń to głównie spać, / może czasem gdzieś ruszyć / albo chociaż przez chwilę nie ruszać się razem”. Dla kamerdynera w powieści noblisty podróż była pretekstem do połączenia tytułowych „okruchów dnia” w całość. Murowanieckiemu chodzi o coś innego: brak podróży, odpoczynek. „Okruchy dnia” w wierszu poety tracą metafizyczną ciężkość, stają się raczej zapisem dojmująco przyziemnego doświadczenia: braku czasu, zmęczenia, wrażenia, że życia nie można skleić, że ono się rozpada. Podobną strategię obiera twórca w wierszu Dwa fiaty, w którym fiaty oznaczają po prostu samochody. Czytelnik musi sam rozstrzygnąć czy fraza: „Rano sprzedał samochód na części. / Mówią, że części mają większą wartość niż całość” zawiera metafizyczną głębię, czy też odnosi się wyłącznie do namacalnej fizyczności: części, samochodu.
Murowaniecki nie stara się wpisywać w żadne nurty, ale w jego wierszach można odnaleźć pewne tony, które pozwalają łączyć autora z Wiśniowej Góry z mu współczesnymi. A więc przede wszystkim: minimalizm, który służy nie samemu sobie, ale – paradoksalnie – układa się w większą, wręcz pokoleniową narrację (nie mówię tu o pisaniu o „swoim pokoleniu”, jak czynią to na przykład Tomasz Bąk i Maciej Taranek, chodzi mi o wpływ różnych pokoleń na siebie). Tym, co Murowanieckiego wyróżnia, jest dążenie do afirmacji życia, odważne kontrastowanie traumy z post-traumą, pokazywanie kruchości rodzinnej egzystencji, która wciąż nawiedzana być musi przez upiory z przeszłości, które trudno nazwać inaczej niż właśnie Ojcami. Trudno oczekiwać, by poeta w kolejnych książkach odszedł od takiej strategii pisania. Bo przecież sam siebie określa w ten sposób w wierszu o ironicznym tytule Karty przy orderach:
Teraz mieści się w trzech zdaniach:
coś wydał, raz wygrał, zamieszkał
za miastem. Na końcu
będzie tylko żona, dzieci. Wszystko.
Poezja Murowanieckiego jest dyskretna i cicha, stanowi nie sens życia, ale pewne spoiwo, którym życie można spiąć. Opisane przez poetę „wszystko” mieści się właśnie w zdaniach. Język to zasiedlana przez niego przestrzeń „za miastem”.
M. Murowaniecki, Ojce, SPP Oddział w Łodzi, 2020.