cantata de sal
uniosłam w myśli sól twego ciała
celebrowałam jej smak zamysł zmysł
z solnej materii powstawał pałac
kryształ ciosany dotykiem chwil
budowla rosła w miarę istnienia
w czasie dziwacznym w cyklu bez dni
ściany pęczniały sufit się zmieniał
kurczyły okna malały drzwi
w solnych komnatach oddech gorący
drążył bezwiednie snuł się to szalał
rzeźbił w przestrzeni byt wędrujący
tworząc posągi kreował marazm
stałam bez ruchu naga wpatrzona
wśród stalagmitów i innych brył
śniłam o tobie śniłam tak o nas
świat ginął w dali ledwie już ćmił
plotły się pnącza szkliste i słone
składały w szczyty fale i kry
patrzyły oczy łzami zamglone
chwycił je stupor trzymał i kpił
dziw to nad dziwy niemoc tak wielka
wśród ruchu soli wody i skroni
gdy woni ducha moc niepojęta
nie można ruszyć własnej swej dłoni