Cienie potrzebują światła
Policzek przytulony do szyby.
Pod powieką słońce, wędrowne plamy,
miarowy rytm kołyski.
Szosa faluje od gorąca. Pręży się i wije
niczym zwiewna suknia hinduskiej dewadasi.
Podnosi się i opada. Na koniec znika za zakrętem.
Z głośników wtóruje samba pa ti.
Wyciągam przez okno rękę, powietrze
stawia opór, broni się przed intruzem.
Liście natychmiast zrywają się z drzew,
jakby chciały wykorzystać nieuwagę drzewa
i uciec stąd jak najdalej.
Łaszą się do rąk, przyklejają do karoserii,
mamią nas cekinowym odblaskiem.
Nie dajemy się zwieść;
błękit potrzebuje kontrastu, a ptaki schronienia.
Musimy je zgubić, zostawić tam, gdzie mają
korzenie. Drzemie w nich cierpki zapach z łąk,
a w nas, resztki z lodowca
i niezaprzeczalna
tęsknota za południem.