Do starego filozofa Jose’ Ortegi y Gasseta czytając książkę Juncedy „Ginecologia y vida intima de las reinas de españa”
Nie „giń, ginekologio” lecz „das Ewig – Weibliche zieht uns...”
Królowe podzielone na domy: habsburski, burboński
wyprawiane w podróże, obiecywane wcześniej
innemu (po naradach zmieniano partnera).
Zaślubione w katedrach, zdradzane w altankach,
czternastoletnie, bez cycków, otoczone dworem
(a przecież już Sartre mawiał, że „piekło to inni”)
Jak to przetłumaczyć na nasze?
Wychodzą bzdury. Lepiej „Życie kobiece i uczuciowe królowych Hiszpanii”
Po Wizygotach zostało parę greckich słów
i te zamki dźwięczące blankami bez czasu.
Życie kobiece: porody infantów, grzebanie
parugodzinnych niemowląt, poronienia
i wściekłość mężów, plotki hrabin.
A przecież wiadomo, gyne’ to kobieta.
Gotowa mnie tu kopnąć jakaś feministka,
że sprowadzam, wyznaczam, zaganiam do kuchni…
gdy sam lubię gotować. To bzdury. Zaciekła.
Sprawdzam ile w tym prawdy a ile goryczy.
Liczę żony. Filip czwarty miał dwie zaledwie
i czterdziestkę bękartów. A ta mniszka knująca
do której się zwracał po sercowe porady,
ta wielka mistyczka, która nawet grzechu
nie umiała wybaczyć, gdzie teraz przebywa?
Tyle tu malowanych: Velazquez, van Luyck,
Odświętnie założone portretowe miny…
Nozdrza wietrzą tragedię, zaratan – rak piersi,
rak macicy, rak trzustki, syfilis, suchoty…
A mnie interesuje: co czuły?
Poniżane, wciąż adorowane Ich katolickie Mości
i od kogo mogły pożyczać na procent
pod zastaw tylko wiana, bo wianek straciły…
Wianuszek władczyń ciągnie…
i już nie wiem, Ortego, jak mam wyjść
z tej matni?