„Dzwon” w świecie poezji Zbigniewa Herberta
Autorka jednej z wydanych w ostatnich latach monografii poświęconej twórczości Zbigniewa Herberta posłużyła się w tytule cytatem z wiersza Rovigo – „W asyście jakich dzwonów”
Dzwon nie stał się nigdy tematem odrębnego wiersza Herberta. Na pierwszy rzut oka nie jest też motywem szczególnie często występującym w jego twórczości. Co więcej, poeta stosunkowo rzadko używa słowa „dzwon” w jego najpowszechniejszym znaczeniu. Zacznijmy jednak nie tyle od samego dzwonu, ile od czynności związanej z dzwonem (także na poziomie słowotwórczym) i właściwej dzwonowi, to jest dzwonienia. W języku codziennym słowo „dzwonić” ma dziś, jak się wydaje, minimum dwa równoważne znaczenia. Pierwsze związane jest w sposób bezpośredni z dzwonami i oznacza ‘wydawanie dźwięku przez dzwon’ / ‘wprawianie w ruch dzwonu w celu wydobycia z niego dźwięku’. Znaczenie drugie związane jest z telefonem (oznacza telefonowanie). Przy czym, mimo iż dźwięki wydawane przez współczesne aparaty telefoniczne są dziś bardzo różnorodne i często nie mają nic wspólnego z odgłosem dzwonka, owo znaczenie utrwaliło się na tyle, że wyrażenia typu „zadzwoń do mnie”, „zadzwonię do ciebie” są zrozumiałe dla każdego, natomiast „zatelefonuj do mnie” moglibyśmy odebrać jako nienaturalne.
W twórczości poetyckiej Herberta motyw dzwonka i dzwonienia, przynajmniej z pozoru, powiązany jest głównie z obszarem życia codziennego. W prozie poetyckiej Fotoplastikon z tomu Hermes, pies i gwiazda (1957) pojawia się określenie: „Tramwaj, ironiczny transatlantyk, dzwoni na marzycieli”
Z analogiczną sytuacją mamy do czynienia w przypadku wiersza Objawienie z tomu Studium przedmiotu (1961). Oddającego się medytacjom bohatera (podmiot liryczny) przywołuje do stanu świadomości dzwoniący do drzwi listonosz:
ziemia stanęła
niebo stanęło
moja nieruchomość
była prawie doskonała
zadzwonił listonosz
musiałem wylać brudną wodę
nastawić herbatę
[…]
wróciłem do pokoju
gdzież ten pokój doskonały
idea szklanki
rozlewała się na stoleTamże, s. 291–292. [3]
Tu dzwonek do drzwi wyrywa bohatera ze stanu „doskonałości”
Z bardzo podobną, przynajmniej na pierwszy rzut oka, sytuacją mamy do czynienia w przypadku wiersza Pan Cogitobiada nad małością snów, pochodzącego z chyba najbardziej znanego tomu poetyckiego Herberta Pan Cogito (1974). Po wprowadzającej w temat utworu tezie: „I sny maleją”, podmiot i zarazem tytułowy bohater wiersza wylicza wielkie, wzniosłe tematy snów naszych przodków, by na koniec opowiedzieć o własnych:
mój sen – dzwonek golę się w łazience otwieram drzwi
inkasent wręcza mi rachunek za gaz i elektryczność
nie mam pieniędzy wracam do łazienki rozmyślając
nad liczbą 63,50
podnoszę oczy i wtedy widzę w lustrze
twarz mój tak realnie że budzę się z krzykiemZ. Herbert, Wiersze zebrane, s. 401. [5]
Tu jednak, w odróżnieniu od Objawienia, dzwonek do drzwi nie tyle jest czynnikiem odrywającym podmiot od wzniosłych uczuć i sfery „wysokich tematów” snów protoplastów, ile stanowi ich przeciwieństwo. Rzecz w tym, że Pan Cogito śni rzeczywistość/codzienność, której elementem jest między innymi dzwonek do drzwi.
Jeszcze inny przykład przynosi wiersz Telefon z tomu Epilog burzy (1998):
w nocy
dobrze po dwunastej
dzwoni telefo
przez nieprawdopodobne zasieki
mgły i drutu
przedziera się
Thomas Merton mnich
któremu niemało zawdzięczam
dzwoni tak cicho
że nawet mój
czujny kot Szu-szu
nie podnosi głowy
śpi wtulony ufnie
w stary narciarski sweter
– jak to ładnie
że ojciec nie zapomina o mnie
za życia nie udało się spotkanie
teraz możemy porozmawiać
o wszystkim –
Dzwonek telefonu jest tu sygnałem nawiązania kontaktu z „tamtym światem”
Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku wiersza Pan Cogito obserwuje zmarłego przyjaciela z tomu Pan Cogito (1974):
leżał na wąskim przylądku
zniszczenia
oderwany od pnia
porzucony jak koko
obiad
talerze dzwoniły
na Anioł Pański
aniołowie nie schodzili z góryZ. Herbert, Wiersze zebrane, s. 391. [9]
Dzwonienie nie pochodzi tu od dzwonków, ale od zwykłych talerzy, w jakich pacjenci dostają obiad w szpitalu. W przytoczonym fragmencie na poziomie języka dostrzec można swoistą kontaminację dwóch różnych porządków – szpitalnego rozkładu dnia (który możemy wiązać z szeroko pojmowanym wymiarem fizycznym życia i codziennością) oraz porządku sakralno-liturgicznego (który możemy połączyć z obszarem duchowym w szerokim znaczeniu tego pojęcia), kiedy w porze szpitalnego obiadu (południe) odmawiana jest modlitwa Anioł Pański. W świecie wiersza porządek duchowy zostaje jednak niemal całkowicie wyparty przez szpitalną codzienność, dlatego też rolę dzwonów przejmują tu talerze, a obiad staje się synonimem modlitwy. Jednocześnie jednak dzwoniące talerze w jakimś sensie spełniają kulturowe funkcje dzwonów. Z jednej strony można upatrywać w nich symboliki śmierci i żałoby (choć kontekst wierszowy sugeruje raczej, że są przejawem pewnej niezmienności szpitalnych rytuałów w kontraście do śmiertelności człowieka). Z innej zaś, dzwonienie talerzy może być interpretowane jako sygnał przejścia z tego na tamten świat, z bytu do nicości
Wiersz Pan Cogito obserwuje zmarłego przyjaciela odwołuje się w pewnym sensie do jednego z kulturowych znaczeń dzwonu i dzwonienia – związanego ze śmiercią. W kulturze ludowej funkcjonuje bowiem przekonanie, że dźwięk dzwonu może być z jednej strony czynnikiem pomocnym w czasie długiej agonii (skraca cierpienia), z drugiej zaś pomagającym w zbawieniu duszy zmarłego
Na tym tle diametralnie odmiennym przypadkiem są dzwonki w wierszu Ci którzy przegrali z tomu Pan Cogito:
Ci którzy przegrali tańczą z dzwonkami u nóg
w kajdanach śmiesznych strojów w piórach zdechłego orłaZ. Herbert, Wiersze zebrane, s. 400. [13]
Dzwonki możemy tu najprawdopodobniej interpretować jako formę kajdan (zob. frazeologizm „dzwonić kajdanami/kajdankami/łańcuchem”), tym bardziej, że słowo „kajdany” pojawia się już w kolejnym wersie.
W zasadzie trudno byłoby znaleźć w poezji Herberta przykłady wprowadzenia motywu dzwonu, w których nie byłby on obarczony jakimiś dodatkowymi funkcjami, dodatkową semantyką. Nawet kiedy w wierszu mówi się o dzwonie jako takim, opatrzony jest on dodatkowymi konotacjami. W wierszu Modlitwa Pana Cogito – podróżnika zamiast dzwonu pojawia się metonimiczne „spiż rozkołysany”. Spiż ten jest jednak głosem Boga, który „obwieszczał z wieży […] gniew lub wybaczenie”. Z kolei wyeksponowane w warstwie graficznej kapitalikami pytanie „W ASYŚCIE JAKICH DZWONÓW ZJAWIASZ SIĘ ROVIGO” z tytułowego utworu z tomu Rovigo (1992) należałoby najpewniej traktować jako wyraz własnej niewiedzy. Rovigo jest bowiem dla lirycznego „ja” jedynie punktem, stacją, przez którą przejeżdża wielokrotnie, ale na której nigdy nie wysiada, jest niewiadomą
W większości przypadków dzwon ma w utworach poetyckich Herberta charakter metaforyczny, a nazwanie czegoś dzwonem lub porównanie do dzwonu opiera się na zasadzie podobieństwa. Widać to chociażby w wierszu Ciernie i róże z tomu Hermes, pies i gwiazda (1957), gdzie święty Ignacy:
dzwonem czarnego habitu
pragnął zagłuszyć
urodę świata
która tryskała z ziemi jak z ranyZ. Herbert, Wiersze zebrane, s. 96. [15]
Słowo „dzwon” pojawia się tu jako metaforyczne określenie stroju zakonnego. Najbardziej oczywistym objaśnieniem takiej konstrukcji myślowej jest swoiście pojmowane graficzne podobieństwo habitu do dzwonu (habit, podobnie jak dzwon, u góry jest zwężony, by nie powiedzieć – zaokrąglony, jeśli uwzględnić krój ramion, natomiast w dolnej części rozszerza się
Z pozoru w bardzo podobnym kontekście użyte zostało słowo „dzwon” w wierszu Ballada o tym, że nie giniemy. Zamiast „dzwonu habitu” mamy tu „dzwon powietrza” – powietrze zostało nazwane dzwonem. Cały tekst odczytywany jest zwykle jako wyraz wiary w pamięć, w to, że po każdym człowieku coś pozostaje. Według Juliana Kornhausera:
Poeta szuka śladów tych, „którzy o świcie wypłynęli / ale już nigdy nie powrócą” […]. Oni zostawili ślad, „nie umarli cali”, są obecni wszędzie. Ich szept słychać codziennie
J. Kornhauser, Uśmiech Sfinksa…, s. 18. [17].
Problem jednak w tym, że treść wiersza sugeruje jednocześnie, że taki ślad jest w gruncie rzeczy niezauważalny (to ślad „na fali”, obecność „w dzwonie powietrza”, a zatem w przestrzeni, w której jakiekolwiek ślady nie są w naszym wyobrażeniu możliwe). Co zaś do samego „dzwonu powietrza”, wyrażenie to ma charakter niemal oksymoroniczny
Z kolei w słynnym wierszu Kołatka z tomu Hermes, pies i gwiazda dzwon pojawia się w odniesieniu do drzewa i wody:
innym zielony dzwon drzewa
niebieski dzwon wody
ja mam kołatkę
od niestrzeżonych ogrodówZ. Herbert, Wiersze zebrane, s. 102. [20]
Kołatka skonstruowana jest na zasadzie przeciwstawienia przez autorski podmiot liryczny siebie, swojej poezji i wyobraźni poetyckiej z twórczością innych poetów (w strukturze tekstu proporcje pomiędzy strofami dotyczącymi twórczości własnej i twórczości innych są zbliżone). Rozwarstwienie tematyczne utworu przekłada się przy tym również na inne poziomy jego organizacji. Widać to zwłaszcza w charakterystyce świata przedstawionego, na poziomie zastosowanych środków stylistycznych oraz leksykalnych. O ile strofy dotyczące poezji cudzej zawierają stosunkowo dobrze rozbudowane obrazy poetyckie podporządkowane głównej metaforze poezji jako ogrodu, wypowiedzi dotyczące poezji własnej są pod tym względem dość ubogie. Wprawdzie i tu pojawia się motyw ogrodu, ale z kontekstu wynika, że jest on dla wierszowego „ja” niedostępny, skoro jego instrumentem jest „kołatka do niestrzeżonych ogrodów”. Poezji cudzej przypisuje się ponadto wielobarwność („miasta słoneczne i białe”, „zielony dzwon drzewa”, „niebieski dzwon wody”). Z kolei poezja własna pozbawiona jest jakiejkolwiek kolorystyki, nieco metaforycznie można byłoby stwierdzić, że w odróżnieniu od cudzej pozostaje „przezroczysta”
Co do dzwonu, jest on przeciwstawiony tytułowej kołatce. Przeciwstawienie realizowane jest w sposób wieloaspektowy: na poziomie brzmienia słów „dzwon” (głoski dźwięczne) i „kołatka” (przewaga głosek bezdźwięcznych)
Na zakończenie rozważań o Kołatce jeszcze małe uściślenie, które w zasadzie mogłoby znaleźć się na ich początku. Słowo „kołatka” ma w polszczyźnie kilka znaczeń. Jedno z podstawowych to określenie drewnianego instrumentu muzycznego, wydającego przy potrząsaniu charakterystyczny dźwięk przypominający stukanie i użytkowany w liturgii katolickiej w okresie Triduum Paschalnego zamiast dzwonków. W tym sensie kołatka z wiersza Herberta również może być przeciwstawiana dzwonom. Z kontekstu utworu wynikałoby jednak, że podstawowym dla wiersza znaczeniem słowa „kołatka” jest określenie ruchomego uchwytu na drzwiach (wykonanego najczęściej z metalu) służącego do stukania (kołatania) do drzwi. Jeśli chcielibyśmy interpretować Herbertową kołatkę w nawiązaniu do liturgicznych konotacji związanych z tak nazywanym instrumentem, można byłoby dojść do wniosku, że poeta przypisuje swojej poezji z jednej strony pewną surowość i pokutny wręcz charakter
Warto też bliżej przyjrzeć się wierszowi Węgrom z tomu Hermes, pies i gwiazda
Stoimy na granicy
wyciągamy ręce
i wielki sznur z powietrza
wiążemy bracia dla was
z krzyku załamanego
z zaciśniętych pięści
odlewa się dzwon i serce
milczące na trwogę
proszą ranne kamienie
prosi woda zabita
stoimy na granicy
stoimy na granicy
stoimy na granicy
nazywanej rozsądkiem
i w pożar się patrzymy
i śmierć podziwiamy
1956
Wiersz ma rzadką dla poezji Herberta postać wypowiedzi podmiotu zbiorowego. Już sam fakt użycia takiej formy ma charakter wartościujący – liryka podmiotu zbiorowego właściwa jest przede wszystkim dla gatunków „poezji wysokiej”, na przykład dla hymnu. Liryka podmiotu zbiorowego (chóralna?) ma przy tym tę właściwość, że zwykle ukierunkowana jest na jakieś „Ty” (w przypadku wypowiedzi o charakterze modlitewnym) lub „wy”, na (wpisanego w tekst) odbiorcę.
Wiersz Herberta ma konstrukcję ramową. Pierwsza i ostatnia (czwarta) strofa rozpoczynają się słowami „stoimy na granicy”. Jest to jednak wyłącznie podobieństwo na poziomie planu wyrażenia, jako że w warstwie treściowej status obu tych inicjalnych wersów jest zupełnie inny. O ile bowiem otwierające wiersz „Stoimy na granicy” można rozpatrywać jako informację określającą sytuację lirycznej wypowiedzi, opis jej okoliczności, te same słowa, powtórzone trzykrotnie w końcowych partiach wiersza, należałoby odnosić przede wszystkim do stanu wewnętrznego wierszowego „my”. W pierwszym przypadku granica wydaje się mieć charakter przestrzenny, w drugim słowo to odnosi się natomiast bezsprzecznie do sfery psychiki.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że zaproponowane przez Barańczaka wytłumaczenie wyrażenia „sznur z powietrza” wydaje się co najmniej wątpliwe. Autor Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego stwierdza, że „«sznur z powietrza» to nie tylko zderzenie odległych znaczeń słów, ale i aluzja do mostu powietrznego, tzn. lotniczych transportów lekarstw i krwi z Polski na Węgry, będących jesienią 1956 roku stałym tematem rozmów, doniesień prasowych itp.”
Pojawiające się na początku drugiej strofy motywy „załamanego krzyku” oraz „zaciśniętych pięści” należy interpretować jako ekwiwalenty bezsilności. Nieprzypadkowo „krzyk” został tu opatrzony przymiotnikiem „załamany”, który odnosi się do stanu psychicznego („być załamanym” / „ktoś jest załamany”). „Załamany krzyk” należałoby dosłownie rozumieć jako taki, który został przerwany – po tym momencie krzyk staje się już ciszą. Stąd odlany z takiego krzyku dzwon jest dzwonem milczącym, ma on charakter metaforyczny. Herbert celowo łamie przy tym stały związek frazeologiczny „dzwon bijący na trwogę”. O ile o samym dzwonie mówi się jedynie, że powstaje z bezsilności („załamanego krzyku” i „zaciśniętych pięści”), to w tak zmodyfikowanym frazeologizmie w pozycji dzwonu pojawia się serce. Powstaje w ten sposób efekt wieloznaczności – z jednej strony serce jest przecież elementem składowym dzwonu, a zatem sama modyfikacja wyrażenia oparta jest na zasadzie pars pro toto. Z drugiej jednak, zwłaszcza przy uwzględnieniu, że metafora dzwonu służy opisaniu stanu wewnętrznego lirycznego „my”, uaktywnia się semantyka serca jako organu wewnętrznego (anatomiczna) oraz serca jako „siedliska uczuć” (kulturowa symbolika). A „milczące serce” to przecież serce martwe, serce nie spełniające swoich podstawowych funkcji. Można zatem wnosić, że bezsilność wobec cierpienia braci jest tak wielka, a samo ich cierpienie tak przerażające, że prowadzi do stanu duchowego odrętwienia czy wręcz śmierci.
Można przypuszczać, że stan taki wywołany jest świadomością totalnej zagłady Budapesztu. Otwierające trzecią strofę wersy „proszą ranne kamienie / prosi woda zabita” należy bowiem interpretować właśnie jako poetycki obraz zniszczenia węgierskiej stolicy, w której ranne są nawet mury/kamienie, a Dunaj (notabene etymologicznie nazwa rzeki oznacza właśnie wodę) jest martwy. Obraz to tym bardziej straszny, jeśli uwzględnimy, że wodzie przypisuje się w kulturze funkcję życiodajną, zaś postrzegane często w planie symbolicznym jako martwe, nieożywione kamienie są jeszcze dodatkowo poranione. Z drugiej strony taki sposób charakteryzowania miasta czyni je podobnym do człowieka, przez co w jeszcze większym stopniu staje się ono obiektem współczucia.
W pewnym sensie również w wierszu Węgrom dzwon pojawia się w powiązaniu z motywem śmierci – w tym przypadku zagłady miasta. Tu jednak dzwon (który z racji wieloznaczności słowa „serce” można także utożsamiać z człowiekiem) milczy, a jego milczenie staje się wyrazem ludzkiej bezsilności wobec cierpienia braci
Artykuł opublikowany w: „Зборник Матице српске за славистику” 90, Нови Сад 2016, c. 109–120.