Elegia dla Wojciecha Bąka (23 IV 1907, Ostrów Wielkopolski – 30 IV 1961, Poznań)
1.
W chłodny kwietniowy poranek
wąską uliczką Ostrowa sunie Cień
do księgarni – na zakręcie przystaje
przy latarni stłuczonej. W zaułku ślad
nieostygły, na murze ciemnokrwista
róża: ostrzeżenie.
2.
W deszcz nie podnoś kołnierza,
oglądaj się za siebie niosąc brzemię
niebieskie; patrz śmiało, z podniesioną
głową, w uwolnioną w sobie przestrzeń.
Jego Dłoń mnie trzyma / I leżę cicho w niej
jako źdźbło śniegu. / I ciepło Jego Krwi
tak mnie przenika...[1]
3.
Nie usłuchałeś naprawiaczy świata,
ich pokrętnych obietnic – mistrzu
mowy przejrzystej – prawy
przeciw osądom (u)biegłych.
Otworzyłeś swoją dla niej żyłę,
tu, gdzie porzucają różę
zniewalając słowa.
Lecz serce róży nie stygnie.
Dziś na murze ratusza lśni
kolcem graffiti przywołane
Twoje prawdziwe imię.
4.
Złota różo ołtarza
ochroń ścieżki poety,
jego wiersze dla Boga
i bunt przeciw złoczyńcom.
Prowadź go i przywracaj
naszej wiernej pamięci,
by w kamieniu samotnym
nie pozostał zamknięty.
Poznań, 30 kwietnia 2013