Eternity
Z wiecznością policzono się jak z eternitem. Zedrzeć,
składować z dala od ludzi. Poszło szybko. Puszczono
Ryśka Riedla: W życiu ważne są tylko chwile. I dalej
prosty przekaz: Ładuj botoks w wargi, włosy smaruj farbą,
przekłuwaj, tatuuj, czuj. Wieczne to utrapienie, ciężkie
Norwidy. Wieczne pióro to pióro na wkłady.
Wieczny student? Dziś wszyscy zdają. Wieczne miasto
zmuszono, by zmieniło strategię promocyjną. Wieczność
jest be, podprogowo wciskano to już dzieciom.
Przeminiesz wszystek – wynajęto chłystka, by wciskał to
między futrynę a szyby. Uknuto slogany. Nawet Sto lat,
bo za blisko wieczności, śpiewano rzadziej. Zalecano:
będzie zabawa, będzie się działo. Pisywano wieczność
na śmietnikach, na odpadach promieniotwórczych.
Śmiano się z na wieki wieków lament. ZUS wyliczał takie
kwoty, żeby nikomu nie przyszła do głowy. Teraz, teraz,
teraz! krzyczała Chylińska w reklamie pożyczek chwilówek.
Wieczność była jak niszowe wydawnictwo
poetyckie, jak faux pas, jak zespół Bolter. Nocą ślusarze
odpinali kłódki na mostach, ogień przy świętych obrazach
polewano pianą, specjalne służby zabierały znicze.
Wiecznie zielone lasy nazwano lasami deszczowymi.
Nie było już motywacji do zostania laureatem –
laur stał się liściem bobkowym.
Ostatecznie w słownikach nie ma słowa wieczność,
jak w budynkach nie ma trzynastego piętra.
Po wieczku jest od razu wieczorek.