Kameralna, Foksal 11
Markowi H.,
Markowi K.,
Markowi N.
W Kameralnej przy Foksal po latach przerwy
łowię miniony czas. Rozmawiam z Markiem
zamiast żytniej pijemy młode piwo.
Nic nie jest takie jak kiedyś.
Ani bliki na kaflach posadzek ani milicyjna
nyska na zewnątrz ani śledź w śmietanie za szkłem.
Ktoś zagląda z dziedzińca. Krzywi się
bo sala prawie pusta… Marek upozowany
na Jamesa Deana patrzy na nas z antresoli.
Słychać ożywione głosy brzęk kieliszków
toasty. Ale nic nie jest takie jak kiedyś.
Młody kelner stawia przed nami pękate
kufle. Uśmiecha się od ucha do ucha.
Wiele lat temu tak wyglądał Roman…
Ale ten chłopak ma na imię Adam
i w wolnym czasie pije kawę starbucks.
Nic nie jest już takie jak kiedyś.
Piwo jest chłodne rozglądam się po sali.
Marka tu nie ma spaceruje gdzieś w okolicach
placu Zbawiciela stacji metra Politechnika
Śniadeckich. Ktoś widział go nawet na Pięknej.
Przecież nic nie jest takie jak kiedyś.
Wnętrze „Kamery” wystylizowano na nostalgię
po Peerelu: wszędzie te nieśmiertelne
kafelki krachle kisiel cytrynowy.
Marek opowiada o niepotrzebnych filmach
Wajdy Pasikowskiego Bugajskiego Holland.
Mówi też o filmach których nie zrobiono.
Dlaczego? Bo to nie żadna nostalgia
lecz chytra recydywa dawnych właścicieli
Polski Ludowej. Wychudzony milicjant
przechodzi obok naszego stolika
kropla kisielu upada na obrus.
– Miniony czas gęstnieje osadza się w naszym
doświadczeniu – zauważa Marek. I patrzy
jak piję piwo zamiast czystej wyborowej.
Dawno temu w Kameralnej przy Foksal 16
otwierały się nowe światy: jaskrawość półsnu
uderzała w nozdrza wzmagała tętno rozszerzała
źrenice pijanych dwudziestoletnich. I przez parę
godzin zanim znowu pochłonął ich ból istnienia
trwali poza czasem.
Współczesność zręczniej zarządza ryzykiem:
nas dopadła na Chmielnej. Dwóch policjantów
w czarnych kombinezonach znika w przechodniej
bramie. Z pobliskiej fabryki luzu cicho sączy się
muzyka. Ktoś rozmawia przez telefon.
Mityczna kurtka u szatniarza wyśnione iluzje
egzystencjalna heroina dla tamtych herosów.
Kameralna przy Foksal. Dziś tylko jedno
z setek miejsc w śródmieściu które zmaga się
z konkurencją w walce o klienta. Chmurną
legendę desperados przekuwając w markę.