*** [kiedy idę ulicą czystszą niż kilkadziesiąt lat temu…]
kiedy idę ulicą czystszą niż kilkadziesiąt lat temu
z budynkami tak samo stojącymi
ale w innych kolorach i z innym przeznaczeniem
bo pogotowie zmieniono w kancelarie adwokackie
a szpital psychiatryczny jest domem mieszkalnym
przypominam sobie tych którzy tędy chodzili
panowali nad światem byli jego głosem nadawali bieg
codziennym wiadomościom kupowali warzywa
mieli pełne siatki i uszy plotek śmiechu i czego tam jeszcze
pani Henia co wpadała z drożdżówkami i rozmawiała z moją mamą
pani Kozowa podczas zakupów poważna jak na lekcji polskiego
profesor Włodek wspierał mnie niesłusznie oskarżoną
przez kilku redaktorów którzy już też zmarli
a przecież mieli władzę układania pisma dawania honorariów
brania ich dla siebie po cichu przeszli do historii
z tej ulicy na niewidzialną ulicę innego świata
zgasło ich ciepło rozpalone kiedy wypowiadali
jakieś jaśniejące słowa ich zmęczenie
zmienianiem niezmienialnego nikomu nieprzydatne
jak proch rzucony w gwiazdy w słońce w ciszę
której minutą czcimy zmarłych
a więc idę ulicą czystszą niż kilkadziesiąt lat temu
bo wymieciono z niej tylu dobrych łagodnych kochanych
których ja tylko pamiętam jakbym miała jakąś moc
a nie mam żadnej tylko jeszcze żyję żyją też oni
nie tylko w mojej głowie w myślach wysokich jasnych
nie wziętych znikąd i nie odlatujących donikąd
kiedy ciepłe kraje zaczynają wzywać