04.01.2021

Krakowiak napowietrzny

                                            Motyle nad kurhanem

 

Gęstniał opar. Zmierzch tężał wieńcząc przesilenie.  
Wśród zórz rozbłysła Wenus na czerwcowym niebie. 
Dyżur zakończył strażnik przeprawy promowej na Wiśle 
gdzieś pod Tyńcem. 
                                  Ponad Kopcem Kraka 
w ten legendowy wieczór tańczyły motyle. 
Z oddali kruk zakrakał. A może to nie kruk był 
lecz Krak – syn Ludoli? 

 

Tym miejscem rządzi wieczny 
krakowiak napowietrzny. Hop dziś!

 

Klasztor na Srebrnej Górze opactwo tynieckie 
z kurhanem Kraka od stuleci tworzą ważny trójkąt. 
Pomroki słowiańszczyzny – tak jak chciał Stach 
z Warty. I cnoty dwóch zgromadzeń osiadłych 
nad Wisłą. Życie wiarą – bez której mozół znój mitręga 
alienują człowieka miast go doskonalić. Życie nadzieją 
– bez której z półmitycznych plemion nie zdołałby się 
zrodzić szczep dumnych Polaków. 

 

Panorama Krakowa pełna zamgleń i półtonów.  Słońce płytko 
pod horyzontem. Klasztor Kamedułów chowa się za telewizyjną 
wieżą na Krzemionkach. Robi się ciepło wokół serca dusząco 
i słodko. Odwieczne miasto? Wykluczone – to aura Miodyni. 

 

 

                                               Metafizyka Krupniczej 22 

 

Ruskie pierogi na Krupniczej robiły karierę. Zwłaszcza 
kiedy za barem stała pani Muszka. Jej smakowity uśmiech 
z kresowym pomrukiem zaraz przywodził na myśl 
miąższość obwarzanka. Do pierogów wskazał mi drogę 
Tadeusz gdy z uczelni wracaliśmy pieszo przez miasto. 
Kuzyn Ireny był od zawsze czuły na snobizmy: mieszkał 
w Cichym Kąciku, liceum w Afryce, teraz od lat oswaja
przestrzenie Kanady. Stołówka literatów? Nie wiem 
czy wciąż hołubiłby przaśny czar Krupniczej którym 
dzielił się ze mną w latach sześćdziesiątych. 

 

W tym mieście rządzi wieczny 
krakowiak napowietrzny. Hop dziś!  

 

Stolik młodych poetów. Literackie harce przywiodły mnie 
na Krupniczą o dekadę później. Tak, Miłosz nie dopił wody. 
Machejek się wściekał że to zemsta po Sierpniu. Jednak 
nie miał racji. Generał okrutniejszy od Hammurabiego 
zadał ostry cios zimą w obronie Machejka. 

 

Suche strąki fasoli – mój plon zeszłoroczny. Szlachetna 
szarość. Papuziobarwne kwiaty ze strzelnicy. Pani Ewa 
wciąż jeszcze porusza się z gracją choć tancerką przestała 
już być przed pół wiekiem. Jej mąż – potomek ziemian 
znajomek Witolda – przez trzy dekady prezesem 
był tu przy Krupniczej. I zbyt młodo (do młodych 
mówiąc) pożegnał się z życiem.  

 

Kręte schody do nieba ogród Mehoffera rozmowy 
z Czyczem z lat osiemdziesiątych to znowu inna 
epoka na Piasku. Andrzej w noc krzyczy: Szajowo 
i Ty Pani Lolu. Z nagła ciska sprzętami. Wanda karmi 
koty – wnet znajdzie jedną z kotek sztywną od trucizny. 
Przy trzepaku Bogusław w metafizyk głębie wiedzie 
chętnych słuchaczy. Jaś wraca z Groteski. Roman gdzieś 
zagranicą, Zbyszek w Ameryce… Pisarze już nie mają 
odczytów w fabryce. Nie ten czas nie to miejsce. 

 

Dotąd rządził tym wieczny 
krakowiak napowietrzny. Lecz dziś? 

 

Bronek już dawno temu wodę po Miłoszu przestał 
dzielić pomiędzy wybranych kolegów. Prezes Bogusław  
dziś na Półwsiu gdzie chadzał Broniuszyc – teraz on 
przez telefon roztacza narracje. Kąpieli w Kryspinowie 
Czycz nie kultywuje. Z Krupniczej do Krzeszowic 
na zawsze powrócił. 

 

Róg Dolnych Młynów. W noc upalną słodka woń akacji 
odurzała przed laty gdy szedłem do siebie. Upojna i namiętna 
rozkosznie zaborcza. Jak burzan co porasta nasyp kolejowy. 

 

Liszaj mocno się wgryza w tynki kamienicy. Mimo starań
podupadł ogród Mehoffera. Skruszały złotej ważki delikatne 
skrzydła. Mania w Gorzeniu Górnym – bardzo górnym – w niebie. 
Nie ma już Zbyszka Wandy Jana Bolesława. Bez pani Loli 
dziwnie pusto na kręconych schodach. W dawnej stołówce 
literatów karmią wegetarian. Cicho swych dni dożywa 

stara kamienica. 

 

 

                                           Bogactwa starowieku  

 

Rozsypane w powietrzu złoto marmury ołtarzy 
– Mariacki o poranku ma piękność przeźroczy 
na których Zbysław Maciejewski zapisywał kunszta 
dawnych mistrzów: ich zachwyt nad Transcendencją 
rzadką dziś pokorę. Praktycznie nieobecną. 

 

Minione piękno mrocznych sieni starowiecznych 
parków wirydarzy rozjarzonych akrylowym słońcem 
utrwalił na swych płótnach. Tam mają szansę przetrwać 
dłużej niż ich twórca niczym sekretne wizje motywy 
z dzieciństwa. 

 

W mieście rządzi odwieczny 
krakowiak napowietrzny. Hop dziś! 

 

Ale z pejzażu ktoś wymazał już antykwariaty 
wszędzie za to panoszą się piwne przybytki.  
Widomy znak że czas krakowski dokonał obrotu. 

 

Wartko spłynęły z brudem niegdysiejsze śniegi 
duch epoki zdziecinniał i stanął na głowie. 
Zmieniły właściciela zgromadzone skarby  
innym już zapisano miejskie realności. 

 

Nowe fiakry z zapałem obwożą klientów. Nie ma 
czasu na drzemkę pod Mariacką Wieżą.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Waldemar Żyszkiewicz, Krakowiak napowietrzny, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...