04.01.2021

Dlaczego nie lubię Krakowa

Na jednym z najpiękniejszych 
stoję placów świata 
i zadaję pytanie: 
dlaczego tu wracam? 

 

Kraków nie dba o siebie 
jak nie zadbał o mnie. 
W tym czego tutaj nie ma 
a co zwą powietrzem 
zawisłą wielka chemia 
z ulotnym kamieniem: 
wiatr który kłuje w oczy 
odpryskiem historii. 

 

Miasto zrobione z kamienia 
co idzie do nieba. 

 

Rzędem domów 
zbyt niskich na Europę 
stoi Karmelicka. Niegdyś Czarna 
dziś znowu czarna to ulica. 
Na jednym rogu wojsko 
na innym dom gdzie 
wszystkie troski codzienne 
mieszkają. Naprzeciw 
kształtem misternym w niebo 
dźwiga się Talowski. 
                                     Stojąc obok niego 
spostrzegam światło w niebie   
moje dawne bocianie gniazdo 
na Michałowskiego. 
                                   Do przyjaciół 
stąd blisko lecz zmieniam 
dzielnicę taki mus cichym krokiem 
przemierzam ulicę 
Sarego. 
               Inżynier Józef Sare
przez blisko ćwierć wieku
przeszło pół wieku temu 
miastu patronował.  
                                 W pobliżu 
wzgórze zamek ale te pominę 
przenosząc się na Stradom 
czego jest przyczyną 
numer dwadzieścia siedem. 

 

Okazała zdobna cztery piętra  
z naddatkiem czuwa kamienica. 
Na niej brud w niej dywany 
mnie jednak zachwyca rozmach 
budowniczego. 
                           Wiedzie linia kręta 
ganków dziedzińca i w metalu gięte 
schody zewnętrzne przed pożarem 
ku wodzie do studni podworca  
nad którym okrojony 
jesiennego nieba spłacheć. 

 

Chłód sieni gardło bramy kafle  
Godzickiego dają schronienie 
i bronią przed zgiełkiem. 
Widomym znakiem czasu 
są witryny z życiem jaskrawe 
szyldy niszczenie substancji. 

 

Miasto zrobiono  
z kamienia co idzie do nieba. 

 

Potężny dumny domu 
godzien lepszych czasów 
gdybyś stał w towarzystwie kolosów 
tobie podobnych 
pachniałoby Europą światem 
metropolią 
                    tam właśnie 
gdzie dzisiaj straszą 
ulice poranione niepewne tramwaje 
przed instytucją sklepu 
to dziwne zebranie ta pustka 
kiedy na wschód trębacz 
oznajmia dziesiątą już po dniu 
i ten pył w oczy wiatr 
kurz noc szaruga. 

 

Ciemność wygładza zmarszczki 
uspokaja oddech. Łoskot 
tramwajów rzadko kroi ciszę 
zadźwięczy w niej pokora 
przejrzystość i słowo. 

 

Kamienne miasto idące do nieba. 

 

Krok nieśpieszny 
okryje wszystko pajęczyną 
ścieżek powrotnych. 
I znów na jednym 
z najpiękniejszych placów 
świata zaśpiewa 
głos natrętny: 
a jednak tu wracasz. 

 

PS. Ze szczerych uczuć 
choć niemiłym tonem 
tyradę wygłaszaną 
kończyć wreszcie trzeba
zachowując dla miłośników 
miasta i znawców historii 
myśl swobodną kwitnącą 
na ustach pytaniem 
o prezydenta co albańskie 
palił papierosy. 

 

(22 października 1980)

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Waldemar Żyszkiewicz, Dlaczego nie lubię Krakowa, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...