Ludzie podziemni
Igor Jarek znany był wcześniej głównie jako autor scenariuszy komiksowych i poeta. Jednak nawet osoba dość pobieżnie śledząca życie literackie w Polsce mogła zauważyć, jak dobrze przyjęta została debiutancka proza Jarka. Choć słowo znany chyba powinienem napisać w cudzysłowie, wiedząc, w jakich nakładach sprzedają się wyraziste debiuty. Autor, będąc rozpoznawalny przede wszystkim dla tej „niszy nisz”, jaką jest polski komiks, przeszedł do Niszy. I był to dobry krok. Bo Nisza to wydawnictwo publikujące literaturę, która z jednej strony posiada wartość artystyczną, z drugiej – może ją czytać z przyjemnością każdy, bez konieczności używania specjalistycznych narzędzi literaturoznawczych.
Halny Jarka świetnie się w to wpisuje, jest to proza, która powinna zadowolić zarówno czytelników poszukujących tego, co „nowe”, „odkrywcze” czy „nowatorskie” w sposobie opowiadania, jak i ceniących fabularność. W Halnym nieustannie coś się dzieje, są zwroty akcji, ale też retardacje wywołujące napięcie i poczucie niepewności dotyczące tego, co zaraz się wydarzy. Czy można więc powiedzieć, że Igor Jarek wpadł jak burza do tego cyrku z podpisem „najnowsza proza polska”? Ze skiśniętą, sztuczną, stęchłą atmosferą od poklepywania się po plecach i nieotwierania okna, gdzie większość działa według marketingowego planu wydawcy we know how. Bo jego proza to przecież antyteza pięknej polszczyzny literackiej, tego pisarstwa poprawnego stylistycznie do bólu. To przeciwieństwo cyzelowania fraz dla wrażeń li tylko estetycznych. Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że debiutując jako prozaik, zdobył takie uznanie.
Moja przygoda z Igorem Jarkiem zaczęła się od opowiadania Nowohucka kolęda opublikowanego w 2018 roku na łamach grudniowego numeru „Twórczości”
Nie wiem, czy jest to kwestia otwartości, czy wcześniejszego zaznajomienia z idiolektem pisarza, ale sądzę, że trzeba być chyba skrajnym konserwatystą literackim, żeby nie dostrzec w autorze potencjału, który z czasem może się tylko rozrastać. Na marginesie dodam więc, że byłem nieco zdziwiony, kiedy składając propozycję do przeprowadzenia spotkania z autorem na Forum Młodej Literatury w Łodzi w 2020 roku, organizator nie wyraził zainteresowania.
O czym jest proza Igora Jarka, pisało już wielu krytyków. Pisano między innymi, że jest jakimś nowym polskim Sofoklesem
Raczej nieprzypadkowo zatytułowałem ten tekst Ludzie podziemni, choć pomysły na tytuły przychodzą mi zazwyczaj z trudem. Ale tacy właśnie bohaterowie wypełniają świat opowiadań Jarka. Uliczny element, nowohuccy kryminaliści, ludzie przegrani przez wielkie „P”, osoby związane z przestępczym światkiem, których los został już z góry zapisany i o którym nie mam pojęcia, bo nie znam osobiście tego środowiska. Takim labiryntem bez wyjścia wydaje się w świecie Igora Jarka Nowa Huta. Z niej, mimo wielu prób, nie da się wydostać na powierzchnię ot tak, lekko odbijając się od dna i rozpoczynając budowanie swojej pozycji od nowa. To miejsce kształtuje zachowania społeczne, wygrywają w nim zwierzęce instynkty przetrwania. Sposobami na przeżycie są przemoc, dilerka, szemrane interesy. Nie oznacza to jednak, że wszyscy bohaterowie są źli, bo nie ma tam podziałów na „złych” czy „dobrych”. Podobno „nowe dobro to zło”
Jedno z opowiadań, Królowa Jarka, zostało napisane w konwencji monodramu. Ale w sumie każde można by z powodzeniem zaadaptować do teatru. Tu dramat goni dramat, a każdy z bohaterów prowadzi swój monolog. Monolog, w którym samotność wyziera z człowieka, człowieka przegranego, mającego wewnętrzną potrzebę, żeby opowiedzieć o tym, co przeżył i jak życie rozjeżdża się z jego oczekiwaniami. Prawdziwym dramatem jest historia o alkoholiku, który kiedyś śpiewał w półamatorskim zespole Torreador, a teraz piciem próbuje uśmierzyć egzystencjalny ból, odciążyć pamięć z przeszłości, pozbyć się wyrzutów sumienia po spowodowaniu wypadku samochodowego i zapomnieć, po prostu, zapomnieć o tym, kim jest. Odejść powoli od siebie. Prawdziwym dramatem jest życie córki gangstera, która wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, żeby pracować fizycznie, wbrew woli ojca, po tym jak wykorzystał jej uczucie chłopak, którego kochała miłością najpierwszą i dowiaduje się na obczyźnie, że ma nieuleczalnego raka. Prawdziwym dramatem jest życie wyrywnego ochroniarza, który myślał, że poznał miłość swojego życia, wybawicielkę, kobietę ze snów, ale wspólne życie okazuje się czarne jak smoła i zostawia w nim na stałe ślad. Prawdziwym dramatem jest życie dilera narkotyków, który kiedyś był wyczynowym sportowcem, skakał wzwyż i chce teraz wykonać „ostatni skok”, aby pomóc finansowo swojemu młodszemu bratu, ale znowu zalicza upadek, i to z niemałej wysokości.
Te wszystkie opisane tu (możliwie syntetycznie) losy spinają się w jedną całość, ale nie o ingerencję w los przez siły wyższe (jak w tragedii greckiej) tu chodzi. W opowiadaniu Halny wieje silny wiatr, a bohaterowie wierzą, że to on kieruje ich poczynaniami, wpływa na przebieg zdarzeń. Ten „wiatr wiejący w oczy” stanowi determinizm, który uniemożliwia znalezienie właściwej drogi, osiągnięcie celu. I ten wiatr wieje w oczy ludziom podziemnym, którzy na wyjście z przypisanej im roli społecznej, wyjście na prostą, wydostanie się z piekielnego podziemia nie mają szans. Opowiadania Jarka to dramaty społeczno-egzystencjalne, dramaty jednostek bez jutra, bez szansy na lepszą przyszłość. I choć walczą o swoje szczęście, to jak wiadomo „szczęściu trzeba pomóc”. a pomocy znikąd nie ma. Próbują przeskoczyć na drugą, lepszą stronę rzeczywistości, niepowiązaną z przestępczym złem, ale zawsze o coś się potkną przy wyskoku i spadają na dno, coraz głębiej i niżej, aż znajdą się w podziemiu. Z powrotem. I właśnie za to, jak Jarek prowadzi narrację oraz w jaki sposób skomponował swoje opowiadania należą mu się gratulacje. Ale nie tylko za to.
Bo czym innym jest fabularność, która niesie te opowieści, pisane z biglem, a czym innym język prozy Jarka, który stanowi osobną, osobliwą wręcz wartość artystyczną. Bohaterowie Halnego posługują się żywą mową, wulgarnym, ulicznym żargonem, czasem wzbogaconym zaskakującą metaforą, slangiem podszytym czarnym, sytuacyjnym humorem. Jak na przykład wtedy, gdy jeden z bohaterów mówi: „W naszym fachu się nie stresować to jak być księdzem i nie ruchać dzieci… No po prostu się nie da”. Świat wymaga od nich określonych postaw i reakcji, a w ich życiu nie ma miejsca na metafizykę oraz użalanie się nad sobą. Oni swoje historie przekazują do nas, do czytelników, ale nie dlatego, że oczekują empatii. To raport ludzi podziemnych, ze straconymi złudzeniami, naszkicowanych nieraz grubą, komiksowo-groteskową kreską. Zresztą ta proza wydaje się nawiązywać zarówno językowo, jak i tematycznie do Spodoustych
Czego może chcieć więcej pisarz na początku drogi? Ma talent, który został zauważony. Więc płyńcież, płyńcież z Halnym, bo choć w tych opowieściach wszyscy mają pod wiatr, to lepszego przewodnika niż Igor Jarek po tym świecie podziemnych ludzi trudno sobie wyobrazić.
I. Jarek, Halny, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2020.