04.01.2021

Marzenia miłosne Zygmunta B. 

Siedział na ławce wpatrzony w mur
opasujący klasztorną posesję. Smakowane 
przez niego słowa moderował zgrzytliwy dźwięk 
tramwaju mknącego ulicą Świętej Gertrudy. 
Zachwyt miał wyśpiewać młodzieńcze swawole, 
pełne ekstatycznych uniesień i rozkoszy ciał 
których nie krępowały rygory etyki od wieków 
pielęgnowanej w chłodzie katedr skwarze 
procesji szepcie konfesjonałów samotni 
mnisich cel. 
                     Jednak pienia Zygmunta B. 
– co do tego nie było żadnych wątpliwości – 
ujawniały raczej twardy los niewolnika 
własnych zmysłów: chropawa dusza 
otarcia na przegubach blizny po ranach 
sprzed lat. Sycąc się nostalgiczną urodą 
wspomnień Zygmunt B. trwał na ławce 
niczym motyl uwięziony podczas próby 
przelotu przez ucho igielne. A wokół 
niego kłębiła się historia.

 

Miał przed sobą jeszcze wiele lat. Jeśli tylko 
wyjdzie zwycięsko z matni, jeśli uniknie 
zastawionej na siebie pułapki i nie stanie się żertwą 
własnych nieotamowanych popędów… W przeciwnym 
razie czeka go los mocarnego bramkarza snującego 
w chwilach wolnych od zmagań z gośćmi nocnego 
lokalu trywialne marzenia o lolitkach. 
                                                               Do dnia 
w którym policzek rozorany paznokciami dojrzałej 
kobiety broniącej swego męża raz na zawsze 
przekreśli jego karierę wykidajły 
w krakowskim Spatifie. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Waldemar Żyszkiewicz, Marzenia miłosne Zygmunta B. , Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...