Menelaus i Helena
Rupert Brooke
(Menelaus and Helen)
I
Poprzez Troi ruiny Menelaus wzburzony
Już pałacu Priama z mieczem w garści dopada;
Czas pomścić honor króla; na suce zdradzieckiej
Po latach się odegrać. Przez dym, krwawe jatki,
Szczęk broni, w ciszę odległych wtargnął korytarzy,
Gdzie w mroku drzwi tajemnej bieleją komnatki.
I machnął mieczem raźno. I wdarł się za próg
Gniazdeczka rozkosznego niczym gniewny bóg.
Tam Helena siedziała – sama, cicha, blada;
Nie pamiętał Menelaj, jak jest urodziwa
I jak łagodnym łukiem jej szyja opada...
I poczuł się zmęczony. I odrzucił miecz.
Stopy pani całował, z pochyloną głową
Witał ją jak cny rycerz swą prawą królową.
II
Tyle słowo poety. Jakże ma opisać
Trudy drogi do domu, długich lat pożycia?
Jak prawowite dzieci pani białolica
Rok po roku nosiła, aż się sekutnicą
Stała, uwiędłą z cnoty. Jak Menelaj dzielny
W gadatliwość popadał, o stu Trojach marzył,
Chrapiąc popołudniami. Heleny głos srebrny
Ostrzej brzmiał, bo król głuchnął. I byli już starzy.
Często duma Menelaj, po licho na Troję
Szedł, czemu biedny Parys w jego życie wkroczył.
Ona płacze, bezradna, ma czerwone oczy,
A gdy kto mruknie: „Parys”, drżą starcze kolana.
Więc Menelaus zrzędził, płakała Helena,
Parys zaś nad Skamandrem spał spokojnie dalej.