08.11.2021

Moja babcia miała na imię Paulina

Nosiła bluzki w białe groszki, wykrochmalone kołnierzyki.

Włosy podpinała rogowymi grzebykami,

wtedy było widać jej łagodne spojrzenie.

Mówiła, że kobieta to przede wszystkim matka.

Wiktorię do domu dziecka zabrali z warszawskiej meliny,

gdzie stawiała pierwsze kroki pomiędzy wyschniętymi butelkami.

Dziewczynka pod batystową sukienką skrywa blizny.

Ma niedosłuch.

Wczoraj laryngolog wyjął z jej ucha zasuszonego prusaka.

Polubiła ciocię Basię, to u niej przesiaduje na kolanach.

Zbyszka znaleziono na śmietniku.

Dziś ma osiemnaście lat, właśnie się usamodzielnił.

Jest twardzielem, przynajmniej za takiego się uważa.

Nie myślał o założeniu rodziny,

przecież całe życie jest państwowym.

Na nowojorskich obrzeżach płoną garaże.

Strażacy obserwują kotkę,

przenosi swoje potomstwo w bezpieczne miejsce.

Poranione zwierzę zawieźli do weterynarza.

Lekarz walczy o jej życie.

Nigdy nie odzyska wzroku.

Świat okrzyknął ją symbolem macierzyństwa.

A ona tylko ratowała swoje dzieci.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krystyna Woźniak, Moja babcia miała na imię Paulina, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...