24.06.2021
Na końcu świata albo języka
Każdy ma swój Eden, choćby smakując zapach pigwy,
podziwiając jaskry opite rosą. Starasz się być lepszym
od samego siebie – później przebudzenie na pstryknięcie
palców. Stroisz głupie miny, a nowe lądy odkryte
przez Kolumba pulsują w skroniach. Próbujesz to ogarnąć,
doścignąć. (Można posunąć się za daleko).
W końcu ktoś powołał do życia w szeregu. Postanawiasz
zbudować arkę. Dryfujesz pusty i pełen jak butelka z listem
(oblepiona ikrą). Dobierasz atrybuty, zwierzęta do pary.
Trzeba wymyślić świt, poukładać skrawki dnia, naznaczyć
miejsce, gdzie najlepiej utopić czerwone słońce. Ten trik
można powtarzać i powtarzać aż do znudzenia.
Ale nie można znudzić się oddechem, poezją.
Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Łucja Dudzińska, Na końcu świata albo języka, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021