31.03.2021

Neurotyczna osobowość naszych czasów

1.

Narcyz był starszym specjalistą w firmie

konsultingowej. Po godzinach dorabiał

w pogotowiu – woził skóry do kostnicy.

Miał szykowny powozik z firankami

i srebrnymi klamkami, zawsze wypucowany

na błysk. Kiedy już załadował towar

i zatrzasnął wszystkie drzwiczki, siadał

Narcyz w czarnym fotelu, zapalał papierosa

i wkładał płytę do odtwarzacza, nieodmiennie

tę samą, z jednym krótkim kawałkiem,

rozpisanym na cztery głosy przez umrzyka

sprzed dwóch i pół wieku. Głosy zmarłych

śpiewaków śpiewały o trąbie, której straszliwy

dźwięk niesie się przez sepulchra regionum

i coget omnes ante tronum. Narcyz

uśmiechał się do siebie, przekręcając

kluczyk w stacyjce. Z podwyższenia

patrzył na świat przez krystalicznie czystą

szybę przednią, rzekłbyś: mistyk epifanista,

 

taką twarz piękną i uduchowioną

miał starszy specjalista Narcyz.

 

2.

Narcyz zarabiał przyzwoicie, był w końcu

starszym specjalistą w firmie konsultingowej.

Dla sportu jeździł po godzinach

z transportami skór, opancerzony

przeciwko światu, uśmiechnięty od ucha

do ucha. A gdy już dowiózł ładunek na miejsce

spoczynku, wyłączał płytowy odtwarzacz

i brząkając na kitarze chłopięcym swym głosem

taką oto nucił pieśń:

 

Jechali grabarze przez zielony las

Nie mieli pieniędzy ale mieli czas

Wędrowali rypcium-pypcium

I śpiewali rypcium-pypcium

Nie mieli pieniędzy ale mieli czas

 

3.

Pewnego pięknego dnia obok powozu Narcyza

zatrzymał się samochód brzuchatego pana

z bokobrodami. Bez szmeru opuściły się

przednie szyby, kiedy starszy specjalista

Narcyz chłopięcym swym głosem piał.

Pan słuchał uważnie, a gdy wozak skończył,

samochód pański zatrząsł się od braw.

Caruso! – zawyły bokobrody.

Kiepura! – wtórował brzuch jegomościa.

 

Dnia tego roku pańskiego

porzuciwszy konsulting dla opery,

obiit Narcyz, natus est maestro

Rypcium-Pypcium.

 

4.

Maestro Rypcium-Pypcium,

reprezentacyjny tenor Opery Narodowej

siedzi w garderobie

i ma kłopoty z głową.

 

Zdaje mu się,

że jest małym białym kwiatkiem

u stóp źródła, że przegląda się

w wodzie i po tylu latach

samodurstwa nareszcie

patrzy w swoją prawdziwą twarz.

 

Z tyłu tłoczno od praczek,

sprzątaczek, grabarzy i nauczycieli,

starszych i młodszych specjalistów,

a wszyscy biją mu brawo.

 

Mały wozak odwraca się

w stronę brzucha i bokobrodów,

a wtedy głos pański:

 

To nic, zupełnie nic.

Stryj Stanisław w taki wpadł stupor,

że na oczach rodziny

przemienił się w klamerkę.

 

Stryjenka wpięła go we włosy.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Przemysław Dakowicz, Neurotyczna osobowość naszych czasów, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...