Niedokończony blues dla Eurydyki
Czemu przychodzisz
Czemu odchodzisz
Rzeko jak oczy spadające w przepaść
Nie ma tu miejsca na umieranie
Nie ma tu miejsca na kochanie
Tylko łzy rozsiewają na polach
Czemu odchodzisz
Czemu przychodzisz
Pszenicznowłosa jak spalone listy
do bogów dzieciństwa
zapalasz niebo nad umarłym lasem
głowy spadają ptakami w dół
wąwozy pełne umierania
furgony porąbanych ciał i słów drzew
Przychodzisz
Odchodzisz
*
Lubiłem dżem w spirytusie
I zimne nóżki Eurydyki
Jasną słodycz wschodu
Czarne jagody zachodu
Jak też cynamon z renetą
Śliwki w brzuchach szpaków
Tylko krzyk pawia straszył
Umarli zapalali lampę mojej głowy
Ból w jądrach łagodził ciche
Skargi myszy dalej pola
Pola spalone łąki wiatru
W naszych ustach
*
W zadymce snów słów głogi
Śniegi gile wydziobują oczy
Lata ja brudna szmata od boga
Wariata dziś nie ma wczoraj
Przegania Syberię naszych
Bólów reumatyzmów Dzięki
Zielonooki panie zastępów
Ładnie ci w płonącej sukni
Zagraj dla kanarka na lutni
Oni zaraz przyjdą po nas
Zabiorą serca w rozterkach
Już nie będzie lat i zim
Oni przyjdą zaraz czuwaj
Na wzgórzu nizinie dolinie