Nieprzeniknione oczywistości. Warszawa z wczesnych lat 50. W powieściach kryminalnych
Z rozważań etycznych, prowadzonych na kartach Dziennika 1954 Leopolda Tyrmanda i Dzienników Stefana Kisielewskiego, wynika, jaki był stosunek obu autorów do powojennej literatury oraz jej czołowych twórców. W miarę konsekwentnie obydwaj zarzucali ówczsnym pisarzom eskapizm, zakłamanie, a może nade wszystko ucieczkę od problemów współczesności (utożsamianych z komunizmem); ucieczkę prowadzącą w historyzm albo fantastykę naukową. Ilustracją tych poglądów były opinie o Jarosławie Iwaszkiewiczu, Adolfie Rudnickim czy Stanisławie Lemie. Ostatecznie, wspomniani diaryści doskonale zdawali sobie sprawę z istnienia zapory nie do ominięcia na drodze prowadzącej do opisania bieżącej rzeczywistości. Dlatego ,,nie ma literatury o współczesnej Polsce, bo cenzura nie daje pisać”
Zapatrywania Tyrmanda i Kisielewskiego na współczesną im literaturę skłaniają do wnikliwszego przyjrzenia się ich własnej twórczości beletrystycznej. Skupię się na trzech powieściach kryminalnych: Złym Tyrmanda, Miałem tylko jedno życie i Przygodzie w Warszawie Kisielewskiego. Konwencja tych utworów w latach 50. Zapewne była odbierana jako ,,niska”. Kryminał – co istotne z cenzuralnego punktu widzenia – nie rościł sobie praw do obiektywizmu w przedstawieniu bohaterów i wypadków, nie skłaniał zarazem do interpretacji werystycznych, jako komentarza do współczesnych wydarzeń. W przeciwieństwie do powieści realistycznej nie obowiązywała w nim – a przynajmniej nie musiała obowiązywać – zasada prawdopodobieństwa, zaś jego twórcy lubili korzystać ze schematycznych bohaterów: skrajnie złych lub dobrych. Cechy genologiczne w pewnym stopniu minimalizowały ryzyko problemów cenzuralnych
Według znawców przedmiotu struktura powieści kryminalnej nie musi być jednak politycznie neutralna. Badacze tego podgatunku zwracają uwagę na jego podatność na absorpcję różnorakich wątków światopoglądowych
Paradoksem jest, że newralgiczne punkty wizerunku Warszawy lat 50. – newralgiczne, bo związane z przemianami politycznymi, które zaszły w Polsce po drugiej wojnie światowej – nie zostały w wybranych powieściach ukryte, a ich dostrzeżenie nie wymaga zastosowania specjalnie skomplikowanych procedur deszyfrujących
W Skradzionym liście, jak pisze Joanna Niżyńska:
[…] rozgrywa się rywalizacja różnych optyk, za pomocą których główni bohaterowie usiłują się nawzajem przechytrzyć, próbując przewidzieć oczekiwania drugiej strony. Minister przechytrza policję, która bezskutecznie szuka listu w miejscach na ogół służących za kryjówki – ukrywa list na list na widoku, kładzie wśród innych papierów, tak że wtapia się on w tło. Takie ukrycie poprzez pozostawienie na widoku wyprowadza w pole wszystkich, którzy stosują zwykle przyjmowaną perspektywę, zgodnie z którą to, co ukrywane, musi być niewidoczne; w tym wypadku list zostaje bowiem ukryty poprzez odkrycie. Detektyw odnajduje go dzięki temu, że, z jednej strony, potrafi wczuć się w psychikę Ministra, a z drugiej – zakłada, że musi się spodziewać, iż list może się różnić wyglądem od podanego pierwotnie opisu. Wśród innych dokumentów zauważa nagle list, którego wygląd został zmieniony […]. I to jest właśnie ów skradziony list; złodziej zmienił jego wygląd, by dokument łatwiej zlał się z otoczeniem
Niżyńska metaforę ,,skradzionego listu” wykorzystuje dalej w fascynującej interpretacji małych narracji Białoszewskiego. J. Niżyńska, „Królestwo małoznaczącości: Miron Białoszewski a trauma, codzienność i queer…”, s. 230. [13].
Tyrmand i Kisielewski przypominają Ministra, ponieważ utrudniają, jak on, rozpoznanie poszukiwanego obiektu, zmieniając celowo jego wygląd przy wykorzystaniu strategii tekstowych. Cenzorom w ramach opowieści odpowiadałaby z kolei rola Detektywa. Wypada nadmienić, że badania najnowsze archiwów tej instytucji zmuszają do przyjęcia bardziej sceptycznego stanowiska w kwestii omylności jej pracowników. Cenzura w Polsce – jak zauważa Kajetan Mojsak – działała bardziej pragmatycznie i przebiegle, niż się jeszcze niedawno przypuszczało. Tak często zakładane w badaniach nad prozą nowoczesną porozumienie między autorem a czytelnikiem na ogół nie zachodziło nad głową cenzorów. W trójkącie komunikacyjnym autor → odbiorca prymarny → odbiorca sekundarny osoby dopuszczające teksty do druku nie ustępowały właściwie – pod względem posiadanych kompetencji – wykwalifikowanym odbiorcom sekundarnym, na przykład filologom
Fabułę opowiadania Poego zamierzam potraktować jako metaforę interpretacyjną, o którą oprę lekturę utworów. Za jej pomocą zamierzam przyjrzeć się strategiom tekstowym, które wykorzystują autorzy, aby uwzględnić detale historyczno-kulturowe i polityczne w wizerunku stolicy.
***
Rozważania o Złym rozpocznę od repetycji wstępnej uwagi: jest to kryminał uszlachetniony, w wysokiej artystycznie formie. Można go określić mianem kryminału autotematycznego, ponieważ typowe dla tej konwencji motywy trafiają w obręb refleksji bohaterów lub narratora, przez co obnażona zostaje ich umowność. Motywy kryminalnej literatury pojawiają się najczęściej w związku z Jonaszem Drobnikiem, entuzjastą książek i filmów o tej tematyce
W zasadzie już pierwsza scena Złego zwraca uwagę na przestrzeń cyrkulacji w Warszawie, tak istotną dla przestawienia stolicy z Dziennika 1954: ,,Chyba jestem ładna? – zastanawiała się Marta, gdy skręcony w ślimak, nabity ludźmi ogonek wypchnął ją tuż przed ladę, za którą były lustra”
Na ladach, nisko przy ziemi, kłębiło się nieprawdopodobne bogactwo barw i kolorów, faktur i kształtów rozrzuconej pozornie w nieporządne sterty odzieży: suknie, od balowych, mieniących się taft, po płócienne, jaskrawe plażówki, spódnice w egzotyczne wzory, koszule, cardigany, sweterki, bielizna ręczniki, kostiumy kąpielowe, trykotowe wdzianka, szorty, pasiaste skarpetki, obuwie, wiatrówki o oryginalnym kroju, dziwaczne dzianiny, mankiety z napisami i rysunkami, tkaniny pełne malowanek w palmy, instrumenty muzyczne lub łby zwierzęce, męskie marynarki w krzyczących odcieniach, spodnie, krawaty o fantasmagorycznych deseniach
Tamże, s. 474. [22].Wśród głównego nurtu wiło się sporo odnóg: stosy guzików, zamków błyskawicznych, pasmanteria, zagraniczne papierosy, przybory toaletowe, grzebienie i szczotki do włosów w oprawach z plastyku, żyletki, kosmetyki, kremy, paczki z herbatą, kawą, puszki z mlekiem w proszku, guma do żucia, wreszcie lekarstwa, zastrzyki, specyfiki. Pomiędzy rzędami przewalał się gęsty tłum pochylający się co chwila ku ziemi i grzebiący w rozrzuconych skarbach, uwijali się ręczniacy, sprzedawcy gorącego jadła, dźwigający oburącz dymiące, blaszane wiadra, lub handlarki pieczywem z koszami pełnymi słodkich maślanek i strucli
Tamże. [23].
Również później wymieniane nazwy sklepów i małych przedsiębiorstw prowadzonych pokątnie na obrzeżach miasta, często, jak można się domyślać, z naruszeniem prawa, informują czytelnika o systemie politycznym, w jakim odradza się Warszawa, jak i o stosunku państwa do ,,marginesowych” prywatnych przedsiębiorców.
Była ciemna, brudna i mglista pora tuż przed brzaskiem. Na podwórzu paliła się jakaś mdła lampka. Halski przystanął i z rozmyślnym trudem czytał napisy wymalowane grubą farbą na ścianach i na sterczących zewsząd szyldach: MEBLE – AMERYKANKI – TAPCZANY – PALTA MĘSKIE I DAMSKIE – FARBOWANIE 1 ODŚWIEŻANIE OBUWIA. Brama najeżona była tandetnymi tabliczkami o malowanych strzałkach i wskazujących palcach: „w podwórzu na lewo”, „w oficynie na prawo”, tandetne szyldy głosiły: KRAWATY – DREWNIAKI – PRACOWNIA PARASOLI – JESIONKI – PELISY – ZEGARKI, KUPNO, SPRZEDAŻ, NAPRAWA — GOTOWE I NA MIARĘ – FOTOPSTRYK! – PODNOSZENIE OCZEK – PASY PRZEPUKLINOWE – ANALIZY LEKARSKIE
Tamże, s. 119–120. [24].
Zabieg wyliczenia pozwala Tyrmandowi, po pierwsze, zobrazować zakres potrzeb mieszkańców, a po drugie, zdać sprawę z porażki państwa w zakresie ich zaspokojenia. Podważa on tym samym ideę państwa komunistycznego jako państwa opiekuńczego, które pomyślnie zaspokaja potrzeby materialne swoich obywateli.
W interesujący sposób Tyrmand modyfikuje przy użyciu omawianej figury wątek polityczny z Dziennika 1954, mówiący o dysproporcji w jakości produktów krajowych i zagranicznych. Temat ten został rozwinięty w dziennikowej notatce o kupionym grzebieniu.
Złamał mi się stary grzebień, kupiłem nowy w reprezentacyjnej państwowej drogerii, w Alejach Ujazdowskich, recte Stalina. Dziś rano próbowałem się nim uczesać. Poraniłem sobie dotkliwie skórę na głowie, poorałem sobie czaszkę w krwawe bruzdy długich, konsekwentnych zadrapań. Spojrzałem jeszcze raz na grzebień – na oko zwykły, niczego sobie grzebień, nawet bardzo ładny, z plastiku, w seledynowomorskim kolorze. Kosztował 8 złotych, a więc drożej niż obiad klubowy w Klubie Literatów. Z tym że obiad można od biedy zjeść, grzebieniem zaś nie można się uczesać. Kaleczy. Czy producenci o tym nie wiedzą? Chyba tak, nic bowiem nie wskazuje na to, że mają czaszki ze stalowej blachy. Co zatem sprawia, że grzebienie, których produkcja jest łatwiejsza od traktorów, nie nadają się do użytku
L. Tyrmand, „Dziennik 1954. Wersja oryginalna…”, s. 421. [25].
Halskiego uderza w jedynym ze sklepów właśnie ów kontrast – eksponowanych, dobrych i pożądanych kosmetyków z zagranicy oraz krajowy dział sztuczności: tandetny i szmirowaty, odcinający się wyraźnie od reszty.
Halski rozglądał się ciekawie wokoło […] w szufladach lady i w przegródkach leżały i wisiały krawaty, lakier do paznokci, kosmetyki, jedwabie, wzorzyste chustki, przybory toaletowe, aceton, pończochy, paski, kolorowa włóczka i druty do robót ręcznych, pasta do obuwia, puderniczki. Uderzało jakby eksponowane zagraniczne pochodzenie niektórych przedmiotów, zewsząd widniały barwne, krzyczące etykietki, nalepki, wyraźny, reklamowy druk nazw: Palmolive. Pond’s, Colgate, Kiwi, Bourjois-Geranium, Soir de Paris, Irresistible Lipstick. Od drogich kosmetyków odbijał się tu wyraźnie dział sztuczności, tandetne klipsy i broszki z nylonu, metalowe, okrągłe puderniczki, imitacja kamei, jakieś chrabąszcze i motyle z tanich celuloz, czeska sztuczna biżuteria, krajowe liche świecidełka, spinki do kołnierzyków, klamry, spinacze do włosów
L. Tyrmand, „Zły…”, s. 112. [26].
Nie bez powodu wartościowanie pojawia się w trakcie wyliczeń, które odciągają od niego uwagę czytelnika (określmy tę strategię strategią odwracania uwagi). Podsumujmy: pożądane przez warszawian zagraniczne produkty i przedmioty Tyrmand ostentacyjnie eksponuje na wierzchu, zwracając tym samym uwagę na wybrakowanie rodzimego rynku. Żeby dostrzec jego przebiegłość, trzeba poruszać się po świecie przestawionym w Złym ,,interesownie”
Paradoks jednoczesnego odkrywania i ukrywania unaocznia także język postaci, sławetne intonacje warszawskie. W utworze następuje, określmy to, indywidualizacją przez mowę. Mikołaj Madurowicz dokonuje trafnego uporządkowania języka postaci. Autor Złego, pisze on:
z kronikarskim zacięciem oddał mowę miasta w użytkowanie z jednej strony slangowi, dialektom lokalnym, gwarze na poły więziennej, przeróżnym odmianom codziennej polszczyzny (dziennikarskiej, artystycznej, robotniczej, chuligańskiej, politycznej, rzemieślniczej, plebejskiej) konotującym zarówno kontekst społeczny, jak i osadzenie w przestrzeni Warszawy
M. Madurowicz, „Tekst warszawski literatury Tyrmanda” [w:] „Ceglane ciało, gorący oddech. Warszawa Leopolda Tyrmanda…”, s. 110–111. [28].
Dzięki owej indywidualizacji – charakterystycznej zresztą dla powieści realistycznej – czytelnik utworu jest w stanie rozpoznać ulubionego bohatera po wysłowieniu – choć nie tylko po nim. Równie istotnym czynnikiem indywidualizującym są ,,przyzwyczajenia terytorialne”
Mowa postaci, tak jak i ich ubiór są czynnikami uwiarygodniającymi powieściową wizję Warszawy. Słownictwo używane w toku rozmów prowadzonych na kartach Złego, język transparentów eksponowanych na ulicach
– Słucham was, obywatelu? – myśląc: Cholera! Śmierci na niego nie ma! – Obywatelu – portier dotknął życzliwie klapy marynarki Meteora – a czego wy szukacie w Zatrudnieniu i Płacach?
– A, takie rzeczy… – rzekł wymijająco Meteor – chcę się czegoś dowiedzieć.
– Bo widzicie – portier pukał przyjaźnie zasuszonym palcem w pierś Meteora – tu jest jeden towarzysz z tego wydziału, to może on was poinformuje
Tamże, s. 534. [32].
Podczas niezobowiązującej konwersacji mowa portiera jaskrawo odcina się od języka, którego używa Meteor, jak i pozostałe postaci utworu. Charakteryzuje go wymuszona sztuczność i nadorganizacja. Recepcjonista konsekwentnie operuje zwrotem grzecznościowym per wy, tytułuje Meteora ,,towarzyszem”. Są to elementy językowe rzeczywistości symbolicznej ukształtowanej przez komunizm właśnie
Kolejna strategia tekstowa zakłada formułowanie pewnych problemów przy równoczesnym ostentacyjnym okazywaniu braku kompetencji do ich rozwiązania; ewentualnie unikanie wyciągnięcia wniosków z przesłanek i pozostawianie rozważanej kwestii otwartą. Egzemplifikacją jest fragment przemyśleń narratora na temat fenomenu warszawskich ciuchów.
Warszawskie ciuchy stanowią centrum i wylęgarnię mody i elegancji, co prawda ekscentrycznej i ograniczonej do kilku tysięcy wyznawców obojga płci, niemniej jednak mody autentycznej. – Czym się to tłumaczy? – zapyta dalej zdumiony przybysz, a wtedy machnę z rezygnacją ręką. Nie potrafię pisać traktatów historyczno-ekonomicznych. Nie jestem w stanie wytłumaczyć, jak to się dzieje, że odzież, przysłana z zagranicy od wzbogaconych krewnych dla małopolskich wieśniaków i kurpiowskich drwali, trafia do stolicy na ciuchy i dyktuje modę
L. Tyrmand, „Zły”, s. 470. [34].
W zacytowanym fragmencie narrator Złego przyjmuje pozę, nazwijmy ją – nieudolnego komentatora. Jest to unik; wiadomo przecież, jak wiele Tyrmand wiedział o modzie warszawskiej i jej uwarunkowaniach politycznych
Elipsa, kolejna strategia tekstowa Tyrmanda, funkcjonuje w Złym na zasadzie bufora, pamięci pomocniczej, w której zbierane są sensy, których autor nie może wypowiedzieć, ale które są uchwytne dla czytelnika czy to na podstawie kontekstu, czy też sytuacji towarzyszącej wypowiedzi
Do elipsy zostają przeniesione choćby przyczyny tak często poruszanego w Złym problemu obumierania prywatnych przedsiębiorstw. Wątek ten pojawia się w co najmniej trzech fragmentach powieści; w przytoczonej w epilogu biografii Filipa Merynosa:
Widoczność i przejrzystość spraw Filipa Merynosa uległa jeszcze większemu zaciemnieniu, gdy Filip Merynos zupełnie nieoczekiwanie, w dobie, kiedy inicjatywa prywatna cieszyła się pełnymi możliwościami rozwoju, przekształcił swe przedsiębiorstwo na spółdzielnię pracy pod firmą ,,Woreczek”
L. Tyrmand, „Zły”, s. 751–752. [37].
W opowieści na temat działalności przedsiębiorczej Legabieckiego:
Był właścicielem małej fabryczki, zatrudniającej pięćdziesięciu robotników w myśl ustawowo dozwolonych dla inicjatywy prywatnej norm, i przy ich pomocy produkował ważną część jakiegoś ważnego aparatu hydraulicznego czy pomiarowego
Tamże, s. 390. [38].
Oraz w jednym z dialogów, w którym Meteor skarży się, że: "Młodzi przedsiębiorcy odzieżowi nie dostają mieszkań z przydziału"
Każda z tych wypowiedzi skłania do namysłu nad polityczno-społecznymi uwarunkowaniami świata przestawionego. Można naiwnie zapytać: co wpływa na obumieranie inicjatywy prywatnej w Warszawie? Dla kogo rezerwowane są – jeśli nie dla przedsiębiorców prywatnych – mieszkania z przydziału? I dlaczego wreszcie państwo sankcjonuje działalność przedsiębiorstwa Legabieckiego? Odpowiedzi zostają przez Tyrmanda umieszczone w elipsie; zakładana jest pozaliteracka wiedza czytelnika, który uzupełni luki w narracji.
Uwzględnienie przez autora wiedzy czytelnika na temat komunizmu widać także we fragmentach opisujących odbudowę stolicy. Z jednej strony przywraca ona miastu dawną wielkość i świetność, a z drugiej jawi się jako przedsięwzięcie realizowane bezwzględnie i bezkompromisowo.
Były to Aleje Jerozolimskie pomiędzy Marszałkowską a Kruczą, jeden z ostatnich w śródmieściu rezerwatów na wpół zrujnowanych przez wojnę kamienic i jedno z ostatnich centrów prywatnych sklepów, warsztatów, malutkich fabryczek, przedsiębiorstw, firm. Przez ostatnie dziesięć lat tętniło bujne życie w tych potrzaskanych, odrapanych, do połowy wypalonych, a potem odremontowanych naprędce domach; było to jednak życie chwili, życie bez przyszłości, ustępujące ciągle miejsca wielkiej, planowej odbudowie
Tamże, s. 111–112. [40].Ulica Krucza sprzed wojny, minoderyjna i drobnomieszczańska, była ongiś ulicą modystek i knajp. Obecnie zmieniła krańcowo charakter i zmiany takie są w dziejach ulic najzupełniej bezwiedne
Tamże, s. 352. [41].
Nasuwają się pytania: odbudowa czy przebudowa? Jeśli odbudowa, to dlaczego z jej powodu odremontowywane ulice zmieniają krańcowo swój charakter i przeznaczenie? I dlaczego zmiany w krajobrazie miasta zachodzą bezwiednie, w oderwaniu od historii miejsc? Już samo wysłowienie wątpliwości i postawienie pytań sprawia, że pozornie neutralny przekaz nagle staje się problematyczny. Tyrmand udaremnia próby znalezienia odpowiedzi w tekście utworu. Jedynym sposobem na wniknięcie w świat przedstawiony zdaje się być poruszanie po nim ze świadomością niedomiaru informacji, jego niekompletności i niesamowystarczalności. Wyakcentuję moją tezę, korzystając z wybranej metafory interpretacyjnej: Zły to powieść z wykradzionym prologiem, którego zawartość nadal retroaktywnie oddziałuje na właściwy tekst utworu – stąd rozmaite sensy implikowane, założone bądź zasugerowane, których narrator ani bohaterowie nie wyjaśniają. Aby pokazać, jakiej wiedzy, czy też – jakiego prologu do zrozumienia Złego brakuje, proponuję analizę jednego z monologów Marty.
Handlowanie to namiętność – zamyśliła się Marta – tu wszyscy ogarnięci są namiętnością kupowania i sprzedawania, sam proces handlu pasjonuje ich więcej niż przedmioty transakcji, niż zysk nawet. Polacy obudzili się, jak zawsze, zbyt późno. Dopiero w czasie ostatniej wojny odnaleźli w sobie pasję i talent do handlowania. Tymczasem minęła już dawno era, gdy namiętność do handlu tworzyła wielkie cywilizacje i imperia…
Tamże, s. 475. [42].
Skoro w czasie drugiej wojny światowej namiętność do handlowania jeszcze kwitła – można wytknąć bohaterce – nie znikła znów tak dawno… Z pewnością tajemnica zaniku handlu nie ma natury starogreckiej zagadki na temat łysiny – musiał istnieć moment załamania. Tyrmand i tym razem dokonuje uniku ze względów cenzuralnych. Wysłówmy sens umieszczony przez niego w elipsie: rzecz miała swój początek w nastaniu komunizmu w Polsce – oto faktyczne jądro ,,wykradzionego prologu”, przez który nie należy rozumieć oczywiście faktycznej części rękopisu, lecz wiedzę na temat najnowszej historii Polski i jej realiów politycznych; wiedzę, której ze względów cenzuralnych autor nie mógł przekazać, jednocześnie wymagając jej znajomości w strukturze narracyjnej powieści. Czytelnik z lat 60. Złego – zaryzykuję tezę – praktycznie nie dostrzega elips, jest w stanie mimowolnie uzupełniać luki w przekazie. Dla współczesnego odbiorcy z kolei, który zna realia komunizmu, tak jak autor niniejszej interpretacji, z przekazów – elipsy stają się miejscami problematycznymi lektury, które apelują o uwagę i prowokują do stawiania pytań o genezę zjawisk. Przyczyną owej względności jest to, że współczesny czytelnik przestał być tak zwanym czytelnikiem modelowym Złego. Staje on w obliczu tekstu zakorzenionego w nieznanej z doświadczenia sytuacji społeczno-politycznej i kulturowej, wnosząc do lektury własny, odmienny bagaż doświadczeń.
***
Rozważania nad kryminałami Kisielewskiego wypada rozpocząć od repetycji diagnozy postawionej na wstępie: tak jak Zły nie są one szablonowymi realizacjami konwencji. Jeden ze znamienitych badaczy prozy autora znajduje liczne argumenty na poparcie tej tezy. Do głównych sposobów naruszania przez Kisielewskiego prawideł kryminału zalicza on:
- podważanie spójnej wizji świata
M. Ryszkiewicz, „Forma ideologii ― ideologia formy. O powieściach Stefana Kisielewskiego…”, s. 131. [43] i kreowanie ,,rozsypanego” lub ,,nieokreślonego” obrazu rzeczywistości, który zakorzeniony został w ideologii liberalizmuTamże, s. 206. [44]; - łączenie tradycji powieściowych: łączenie wątków kryminalnych z romansowymi
Tamże, s. 113. [45]; - mieszanie narracji o różnym horyzoncie czasowym
Tamże, s. 130. [46]; łączenie kilku punktów widzenia w narracji: narratora ukrytego za przedstawianym światem, narratora-pisarza, narratora-ideologaTamże, s. 133. [47]; - stosowanie wtrętów dyskursywnych manifestujących podmiotowość narratora
Tamże, s. 141. [48], - manifestowanie podmiotowości narratora (dominacja narracji podmiotowej nad narracją przedmiotową)
Tamże. [49].
W powieści Miałem tylko jedno życie zbiegają się prawie wszystkie z wymienionych tendencji. Wydany jesienią 1958 roku utwór, podpisany pseudonimem Teodor Klon, łączy – co charakterystyczne również dla Złego – wątek romansowy z kryminalnym. Jego schemat kompozycyjny wygląda następująco:
alkoholizm → wątek romansowy → wątek kryminalny.
Wątek romansowy uruchamia w powieści intrygę kryminalną. Kisielewski eksponuje podmiotowość narratora-alkoholika, przedwojennego mieszkańca stolicy (z punktu widzenia niniejszej analizy fragmenty te będą kluczowe). Stosuje wtręty dyskursywne, pokazujące kłopoty z pamięcią Stefana, percepcją, brakiem siły i tym podobne, ,,Spróbuję teraz sobie to przypomnieć i opisać, a potem przejdę do mojej sprawy najważniejszej. Nie mogę pisać za dużo, bo chcę opowiedzieć wszystko, a boję się, że nie starczy mi energii. Jestem przecież właściwie całkiem zniszczony”
Wątek romansowy okazuje się wyjątkowo rozbudowany, jako że na nim został wsparty wątek kryminalny; zauważę: struktura romansu miała szczególne dla warsztatu pisarskiego autora
rozpoznanie/zakochanie → oczekiwanie → komplikacja → spotkanie → komplikacja → domniemana zbrodnia → właściwa zbrodnia.
Zgodnie z propozycją i terminologią Józefa Bachórza, schemat romansowy tworzy pewien typowy układ zdarzeń, który rozpoczyna się spodziewaniem, oczekiwaniem lub gotowością, a zamknięty zostaje rozstrzygnięciem. Między pierwszą a ostatnią jednostką tego ciągu badacz wyodrębnia: spotkanie, przysługę, zobowiązanie, rozstanie, przeszkodę i pomoc
W utworze pojawiają się dwie Warszawy, Warszawa okupacyjna i powojenna. Wizerunek pierwszej z nich nie będzie istotny dla analizy. Stolica powojenna została przedstawiona szczątkowo w drugiej połowie powieści. Jest to przestrzeń, w której, wszystko się zmieniło”
Pierwszy raz od Powstania zobaczyłem Warszawę. Cóż za dziwne i obce miasto, a właściwie nie miasto: domy zagubione w polach, ulice przeplecione wypaloną pustką, a w środku nowy drapacz chmur. Czyż to naprawdę była ta sama Warszawa mojej młodości? Okazało się, że nawet miejsca w przestrzeni nie są niezmienne. Tego nie przewidzieli dawni filozofowie
Tamże, s. 193. [59].
Przyjrzyjmy się dokładnie temu, co leży ,,na wierzchu”. Miasto jest obce i dziwne – wyznaje narrator, a potem argumentuje: bo pośrodku stoi nowy drapacz chmur, podczas gdy domy są jeszcze ,,zagubione w polach, ulice przeplecione wypaloną pustką”, innymi słowy: zaniedbane. Można rozumieć zacytowany fragment następująco: w równym stopniu, co zniszczenia, zaskakuje bohatera utworu odbudowa. I jedno, i drugie ma wpływ na obserwowaną przez Stefana przestrzeń; na to, że stała się mu obca oraz nie powróciła do dawnych ram. Obcość powojennej Warszawy Kisielewski będzie podkreślał także w Przygodzie w Warszawie, choć wniesie przy tym do jej wizerunku także nowe rysy.
Do charakterystyki powyższej można dodać jeszcze jeden ważny szczegół. W Miałem tylko jedno życie mowa jest o warszawskich fabrykach, w których po wojnie, jak wyznaje narrator, łatwo ,,zarobić na lewo” z powodu dostaw surowca od prywatnych i upaństwowionych firm. Kisielewski wielokrotnie wracał do tego tematu w Dziennikach. Przykładem jest notatka z 10 listopada 1968 roku
Nie będę tu opisywał szczegółów. Zresztą, w ówczesnych stosunkach nie było specjalnie trudno zarobić na lewo. Nasza fabryka otrzymywała na przykład wtedy od rozmaitych prywatnych i niedawno upaństwowionych przedsiębiorstw duże dostawy surowca. To była wielka okazja, bo przecież w dziedzinie cen panowała zupełna anarchia. Wystarczyło umówić się na cenę wyższą, a w rachunku wypisać niższą — przy dużej dostawie zysk był ogromny. Naturalnie trzeba to było wszystko umówić z dostawcami, podzielić się pieniędzmi, opić sprawę. Robiłem to wszystko ze wstrętem do siebie, ale robiłem. Nie miałem wyjścia — przeklęty pech mojego życia trwał dalej. Nie udało mi się uciec od przeszłości, tak przynajmniej sądziłem. Żebym był wiedział wówczas to, co wiem teraz! Za zarobione pieniądze kupiłem dolary i wręczyłem je Edmundowi, który przyjechał do Krakowa w umówionym terminie
S. Kisielewski, „Miałem tylko jedno życie…”, s. 192. [61].
Strategia Kisielewskiego polega na ciągłym odwracaniu hierarchii obiektów: tematy gospodarcze i ekonomiczne zdają się być tłem do dominującego wątku szantażu. Wcale nie jest jednak tak, jakoby narrator nie wdawał się w opisywanie szczegółów, jak sugeruje. Całkiem sporo opowiada o kulisach sprawy, omawiając sposób, w jaki zdobył pieniądze, przy okazji zwracając uwagę na uzależnienie prywatnych i państwowych przedsiębiorstw, upaństwowienie przemysłu czy anarchię w cenach. Z punktu widzenia retoryki mamy tu do czynienia z figurą synekdochy: mieszczenia większych całości znaczeniowych w semantycznych koncentratach; zarazem stosowana jest strategia odwracania uwagi. Wspomniana dewaluacja pieniądza tylko z pozoru została wspomniana mimochodem – była ważnym wydarzeniem społecznym wartym odnotowania w powieści. Wystąpiła po wojnie i wiązała się z gwałtownym wzrostem cen. Wskutek tych procesów w roku 1950 przeprowadzono niespodziewaną i niekorzystną dla interesu obywateli (ich oszczędności) wymianę waluty. Podobnie ma się rzecz ze wspomnianymi dolarami. Narrator wyjaśnia, że musiał wymienić pieniądze, ponieważ Edmund zaplanował ucieczkę za granicę; nie można ufać temu tłumaczeniu. Dolar w okresie komunizmu miał specjalne znaczenie: był tak zwaną walutą ,,czarnorynkową”, według niego określano ceny samochodów, a nawet nieruchomości, mimo że wymiana wiązała się z karami. Krótko: okup to tylko pretekst, by umieścić w tekście kolejną synekdochę.
Przygoda w Warszawie pierwotnie publikowana była w odcinkach w ,,Tygodniku Powszechnym”. Pierwszego zwartego wydania w Polsce doczekała się w roku 1989.
Głównym bohaterem utworu jest pięćdziesięcioletni wdowiec, z zawodu prawnik, Antoni Gesztowt. Pochodzi on z Wilna, choć większość życia spędził w Warszawie. Po wydarzeniach drugiej wojny światowej – tak jak narrator Miałem tylko jedno życie –nie poznaje on stolicy; traci zaufanie do jej murów, które oferują wyłącznie ,,złudę trwałości”
W utworze mamy do czynienia z klasyczną dla kryminału narracją linearno-powrotną, chociaż Przygoda w Warszawie – co warto wyakcentować – to pododmiana sensacyjna gatunku. W ramach tejże narracji jednostajne i monotonne życie Antoniego przerywa konfrontacja z członkami tajemniczego gangu. Choć początkowo Gesztowta ekscytuje odmiana egzystencji z nimi związana
Ostatnie sceny nadają powieści wydźwięk negatywny. Gesztowt ulegając gangsterom i przystając na przyłączenie się do ich grupy, podpisuje kompromitujące go dokumenty, które w przypadku ewentualnej rezygnacji lub oporu z jego strony posłużą gangsterom jako środek szantażu. W moim przekonaniu ten właśnie szczegół nie pasuje do reszty. Używając wybranej metafory interpretacyjnej – to detal pozwalający odróżnić skradziony list. Sposób werbunku do gangu w Przygodzie w Warszawie nie przypomina wszak metod obowiązujących w środowisku przestępczym. Jego członkowie zrzeszają się na ogół przygodnie i nieprzymusowo, choć na pewnych, ustalonych z góry mniej lub bardziej restrykcyjnych zasadach
Angaż na zasadzie gromadzenia „materiału kompromitującego”, z jakim mamy do czynienia w powieści, odbywał się za to w Służbach Bezpieczeństwa. W latach 70. była to – jak pisze Paweł Piotrowski – jedna z głównych metod werbunku tak zwanych ,,tajnych współpracowników” w tej instytucji
Z kolei aby uwzględnić newralgiczne rysy (z punktu widzenia politycznego) w wizerunku Warszawy, Kisielewski stosuje szereg chwytów narracyjnych i retorycznych. Jeden z nich przypomina omawianą strategię Tyrmanda ze Złego, która zakłada formułowanie pewnych problemów, a potem okazywanie braku kompetencji do ich rozstrzygnięcia.
Produkcja krajowa: po cóż właściwie produkujemy taką starzyznę. Ale cóż ― nic innego w tej cenie nie znalazł. Może za krótko szukał? To był błąd
S. Kisielewski, „Przygoda w Warszawie…”, s. 11. [73].
Zaraz po wyrażeniu opinii pojawia się ,,akt skruchy”; narrator stara się pomniejszyć wagę oskarżenia, poddając ją subiektywizacji. Przynosi to ten skutek, że osłabia jej ,,moc oskarżycielską”.
Także dialog – niekoniecznie język postaci, który nie jest z pewnością tak zindywidualizowany w utworach Kisielewskiego jak w Złym – bywa w Przygodzie w Warszawie ,,wehikułem” przemycającym treści współczesne. Przykładem jest konwersacja Antoniego z jednym z członków gangu, Anzelmem.
― Przebywałem w Libanie, panie czcigodny: Amman, Damaszek, Bejrut – to moje miasta. I na Cyprze miesiąc – w Nikozji. A wróciłem przez Kaukaz – podróż była daleka, ale dla mnie to życie. Przyzwyczajony jestem, czcigodny panie: świat przemierzyłem od końca do końca, dla mnie nie ma granic.
― I wolno panu tak swobodnie jeździć? ― Antoni był zdziwiony, choć bez zbytniego zainteresowania; zresztą podejrzewał, że tamten koloryzuje
Tamże, s. 132. [74].
Można zaryzykować hipotezę, że pytanie Antoniego nie przykuwało uwagi pierwszych czytelników powieści tak, jak przykuwa ono uwagę dziś, jako że problemy wizowe były przez cały okres istnienia poprzedniego ustroju właściwie powszechne
Stolica w Przygodzie w Warszawie jest przestrzenią negatywną: utraciła ona swoją historię, nie ma trwałości, a do tego jest monotonna i brzydka. Wizerunek ten nie byłby kompletny bez Pałacu Kultury. Kisielewski aż sześciokrotnie zwraca uwagę na ten obiekt
***
Na koniec kilka uwag natury ogólniejszej. Czytanie Złego przy użyciu metafory skradzionego listu pokazuje, że wbrew opiniom krytyków, jego autor nie przechodzi obojętnie obok epoki stalinowskiej. Jest przeciwnie: epoka ta, tak wiele wnosząca do historii stolicy i kraju, ma charakter retroaktywny i rzutuje na wykreowany wizerunek miasta. Tyrmand korzysta z fascynujących strategii tekstowych, by jej nie przemilczeć: stosuje elipsy, wyliczenia, niedookreślenia, przyjmuje pozę nieudolnego komentatora, czyni uniki. Dwuznaczności w tekście zakładają istnienie metaforycznie określonego ,,skradzionego prologu”, implikującego wiedzę odbiorcy na temat komunizmu w Polsce. Interpretacja unaoczniła ponadto, że w zestawianych dziełach Tyrmand i Kisielewski podnoszą ważkie problemy swoich czasów, nie mogąc ich wytłumaczyć ani rozstrzygnąć. Jeśli zaś próbują, zaraz następuje unik, bądź sfingowany ,,akt skruchy”, który dyskredytuje moc oskarżycielską opinii. Na koniec doprecyzowania wymaga postawiona teza, zakładająca względną naturę odbioru szczegółów pozaliterackich w omawianych utworach. Ich identyfikację ze współczesnej perspektywy (czytelnika urodzonego w Trzeciej Rzeczpospolitej) ułatwiają, jak sądzę, trzy czynniki:
a) współczesny kontekst historyczno-kulturowy;
b) wiedza na temat historii powojennej Polski i realiów życia w komunizmie;
c) znajomość dzienników pisarzy.
Zestawienie dzienników Tyrmanda i Kisielewskiego z ich tekstami beletrystycznymi ułatwiło dostrzeżenie tego, co zostało poddane zniekształcaniu, a z drugiej strony umożliwiło zidentyfikowanie technik, jakich w tym celu użyto. Relacja między Warszawą z dzienników Tyrmanda i Kisielewskiego a Warszawą z ich powieści jawi się znamiennie: problemy polityczne związane ze stolicą szeroko omawiane w diariuszach, w prozie beletrystycznej przechodzą artystyczną sublimację; trafiają w jej skutek jednak nie do trudno dostępnych, głębokich struktur utworu, lecz tworzą zupełnie naskórkową warstwę opisywanej rzeczywistości, jak opis asortymentu warszawskiego bazaru w Złym, albo też stanowią tło centralnego konfliktu, jak dokumenty kompromitujące w Przygodzie w Warszawie.
Tekst pierwotnie został opublikowany w czasopiśmie ,,Arcana”, nr 151–152, 2020, s. 148–165.