21.12.2020

Nieprzeniknione oczywistości. Warszawa z wczesnych lat 50. W powieściach kryminalnych 

Z rozważań etycznych, prowadzonych na kartach Dziennika 1954 Leopolda Tyrmanda i Dzienników Stefana Kisielewskiego, wynika, jaki był stosunek obu autorów do powojennej literatury oraz jej czołowych twórców. W miarę konsekwentnie obydwaj zarzucali ówczsnym pisarzom eskapizm, zakłamanie, a może nade wszystko ucieczkę od problemów współczesności (utożsamianych z komunizmem); ucieczkę prowadzącą w historyzm albo fantastykę naukową. Ilustracją tych poglądów były opinie o Jarosławie Iwaszkiewiczu, Adolfie Rudnickim czy Stanisławie Lemie. Ostatecznie, wspomniani diaryści doskonale zdawali sobie sprawę z istnienia zapory nie do ominięcia na drodze prowadzącej do opisania bieżącej rzeczywistości. Dlatego ,,nie ma literatury o współczesnej Polsce, bo cenzura nie daje pisać”S. Kisielewski, Dzienniki…, s. 295. Gdzie indziej dodaje: „Trudno byłoby właściwie zrobić listę książek zakazanych, istnieje raczej smutna lista książek nie napisanych, rezultat autocenzury. To już ja jestem lepszy, bo wyrzucili mnie z druku — poza muzyką — dostatecznie wcześnie, więc nie mając złudzeń napisałem, z niczym się nie licząc, moje 5 powieści o Polsce współczesnej. Napisałem i wydałem w Paryżu — tyle że mało kto je tutaj czytał, ale wszystkiego widać naraz mieć nie można”. Tamże, s. 902.[1] – puentował Kisielewski jedną z notatek. W kontrze warto dodać za badaczem tej problematyki – Kajetanem Mojsakiem, że nie tyle poszczególne ingerencje cenzorskie, co samo istnienie cenzury skutkowało tym, że ,,pewne rodzaje twórczości – przede wszystkim zaangażowana, współczesna literatura realistyczna […] nie mogły się rozwinąć, inne zaś – jak np. paraboliczna proza groteskowa – rozwijały się «dzięki» cenzurze”K. Mojsak, „Cenzura wobec prozy «nowoczesnej». 1956–1965…”, s. 7.[2].

Zapatrywania Tyrmanda i Kisielewskiego na współczesną im literaturę skłaniają do wnikliwszego przyjrzenia się ich własnej twórczości beletrystycznej. Skupię się na trzech powieściach kryminalnych: Złym Tyrmanda, Miałem tylko jedno życie Przygodzie w Warszawie Kisielewskiego. Konwencja tych utworów w latach 50. Zapewne była odbierana jako ,,niska”. Kryminał – co istotne z cenzuralnego punktu widzenia – nie rościł sobie praw do obiektywizmu w przedstawieniu bohaterów i wypadków, nie skłaniał zarazem do interpretacji werystycznych, jako komentarza do współczesnych wydarzeń. W przeciwieństwie do powieści realistycznej nie obowiązywała w nim – a przynajmniej nie musiała obowiązywać – zasada prawdopodobieństwa, zaś jego twórcy lubili korzystać ze schematycznych bohaterów: skrajnie złych lub dobrych. Cechy genologiczne w pewnym stopniu minimalizowały ryzyko problemów cenzuralnychO tym, że „Zły” nie miał problemów z cenzurą wspomina jeden z badaczy. M. Urbanek, „Zły Tyrmand,” Warszawa 1992, s. 181.[3]. 

Według znawców przedmiotu struktura powieści kryminalnej nie musi być jednak politycznie neutralna. Badacze tego podgatunku zwracają uwagę na jego podatność na absorpcję różnorakich wątków światopoglądowychZob. R. Zimand, „«Uznanie» i «nobilitacja» literatury kryminalnej” [w:] ,,Kultura i Społeczeństwo”, z. 2, 1963.[4]. Świadomość tego faktu towarzyszyła Stefanowi Kisielewskiemu, co zauważa znakomity badacz jego prozy – Mirosław RyszkiewiczRyszkiewicz zauważa, że pisarz ,,zdawał sobie sprawę z tego, że zrygoryzowana konstrukcja i kompozycja kryminału umożliwia sprawne i atrakcyjne zobrazowanie poznawczych oraz etycznych dylematów”. Ideologia w dziele literackim Kisielewskiego zdaniem badacza łączy się z poznawczymi i etycznymi wartościami, z kształcącym i wychowawczym oddziaływaniem na postawę odbiorców, a więc z literacką perswazją. M. Ryszkiewicz, „Forma ideologii ― ideologia formy. O powieściach Stefana Kisielewskiego”, Lublin 2003, s. 122, 9. Powieściom Kisielewskiego przypisywano zresztą liczne miana, sugerujące polityczne treści: ,,powieściowa publicystyka” (Leopold Tyrmand), „zbeletryzowana publicystyka” (Wojciech Skalmowski), ,,powieść z antysocjalistyczną tezą” (Piotr Śliwiński), ,,powieść-pamflet” (Robert Jarocki).[5]. To samo można z całą pewnością powiedzieć o autorze Złego. W moim przekonaniu każda z wybranych powieści stanowi nośnik współczesnej autorom wizji ówczesnej Warszawy i Polski, dostarczając lub implikując wiedzę na temat rzeczywistości pozaliterackiej. Natomiast samo uszlachetnienie kryminału – z jakim bez wątpienia mamy w tych powieściach do czynieniaW fascynującej analizie prozy Kisielewskiego pióra Ryszkiewicza, skoncentrowanej na aspektach ideologicznych powieści, uwagę badacza zwraca gra z konwencją kryminału. W trakcie analizy „Zbrodni w Dzielnicy Północnej” dochodzi on choćby do wniosku, że utwór ,,łamie ważne reguły kryminału, gdyż utrzymuje zachwianie myślowej równowagi wskutek wprowadzenia niewyjaśnionej tajemnicy, doprowadza do odwrócenia funkcji ról w działaniach bohaterów, narusza spójność narracji o zdarzeniach, a także manifestacyjnie obniża konwencjonalny charakter kreowanego świata”. Tamże, s. 133.[6] – warto umieścić wstępnie na szerszym tle literatury. Korelowało ono bowiem z najnowszymi tendencjami w ówczesnej prozie na świecie. Już w pierwszej połowie XX wieku kryminał oddziaływał na mniejszą skalę na poszczególne utwory wielkich pisarzy (czego świadectwem były niektóre powieści Williama Faulknera„Słownik terminów literackich…”, s. 329.[7]). W latach 50. i 60. natomiast – a więc w interesującym nas okresie – schematy kryminalne zaczęły się upowszechniać, czego wymowną ilustracją było, iż posłużyły za swoisty znak firmowy francuskiego nurtu eksperymentalnego nouveau romanChodzi o dwóch przedstawicieli nurtu: Alaina Robbe-Grilleta oraz Michela Butora.[8].

Paradoksem jest, że newralgiczne punkty wizerunku Warszawy lat 50. – newralgiczne, bo związane z przemianami politycznymi, które zaszły w Polsce po drugiej wojnie światowej – nie zostały w wybranych powieściach ukryte, a ich dostrzeżenie nie wymaga zastosowania specjalnie skomplikowanych procedur deszyfrującychW oficjalnym obiegu wydawniczym ukształtowało się zjawisko tak zwanej mowy ezopowej, w której odbiorcą prymarnym, ale niesformułowanym, staje się odbiorca instytucjonalny, czyli cenzura, której działania uprawomocniają stosowane przepisy, choć realnym jej mocodawcą są autokratyczne władze państwowe. Cenzura decyduje o tym, czy dany tekst w ogóle trafi do czytelnika (odbiorcy sekundarnego). M. Ryszkiewicz, „Forma ideologii ― ideologia formy. O powieściach Stefana Kisielewskiego…”, s. 277.[9]. Niekoniecznie jest więc tak, że trudne tematy współczesne podejmowane są przez Kisielewskiego w sposób zawoalowany, przekraczający kompetencje intelektualne przeciętnego czytelnika, jak zasugerował RyszkiewiczTamże, s. 277–278.[10], albo iż są one całkiem nieobecne (zarzut wobec Złego)M. Litwinowicz-Droździel zarzuca Tyrmandowi, iż omija w powieści epokę stalinowską, kreując w Złym ,,zachodni” wizerunek miasta. M. Litwinowicz-Droździel, „Dzielny rumak zwany Chausson” [w:] „Ceglane ciało, gorący oddech. Warszawa Leopolda Tyrmanda…, s.143.[11]. Tematy te w moim przekonaniu zostały w fascynujący sposób ,,zneutralizowane” w narracji, przez co stały się one mniej zauważalne, choć występują nadal zupełnie jawnie w opisach miejskiej przestrzeni, w rozmowach, przemyśleniach, a nawet w języku bohaterów. Tekstowe strategie Tyrmanda i Kisielewskiego, umożliwiające uwzględnienie szerokiego kontekstu historyczno-kulturowego, pomaga zrozumieć fabuła opowiadania Edgara Allana Poego pod tytułem Skradziony listOpowiadanie to stanowiło punkt wyjścia dla wielu interpretacji Jacques’a Lacana, Jacques’a Derridy, Slavoja Žižka. Zob. E.A. Poe, „Skradziony list”, [w:] „Złoty żuk”, przeł. S. Wyrzykowski, Warszawa, 1950.[12].

Skradzionym liście, jak pisze Joanna Niżyńska:

[…] rozgrywa się rywalizacja różnych optyk, za pomocą których główni bohaterowie usiłują się nawzajem przechytrzyć, próbując przewidzieć oczekiwania drugiej strony. Minister przechytrza policję, która bezskutecznie szuka listu w miejscach na ogół służących za kryjówki – ukrywa list na list na widoku, kładzie wśród innych papierów, tak że wtapia się on w tło. Takie ukrycie poprzez pozostawienie na widoku wyprowadza w pole wszystkich, którzy stosują zwykle przyjmowaną perspektywę, zgodnie z którą to, co ukrywane, musi być niewidoczne; w tym wypadku list zostaje bowiem ukryty poprzez odkrycie. Detektyw odnajduje go dzięki temu, że, z jednej strony, potrafi wczuć się w psychikę Ministra, a z drugiej – zakłada, że musi się spodziewać, iż list może się różnić wyglądem od podanego pierwotnie opisu. Wśród innych dokumentów zauważa nagle list, którego wygląd został zmieniony […]. I to jest właśnie ów skradziony list; złodziej zmienił jego wygląd, by dokument łatwiej zlał się z otoczeniemNiżyńska metaforę ,,skradzionego listu” wykorzystuje dalej w fascynującej interpretacji małych narracji Białoszewskiego. J. Niżyńska, „Królestwo małoznaczącości: Miron Białoszewski a trauma, codzienność i queer…”, s. 230. [13].

Tyrmand i Kisielewski przypominają Ministra, ponieważ utrudniają, jak on, rozpoznanie poszukiwanego obiektu, zmieniając celowo jego wygląd przy wykorzystaniu strategii tekstowych. Cenzorom w ramach opowieści odpowiadałaby z kolei rola Detektywa. Wypada nadmienić, że badania najnowsze archiwów tej instytucji zmuszają do przyjęcia bardziej sceptycznego stanowiska w kwestii omylności jej pracowników. Cenzura w Polsce – jak zauważa Kajetan Mojsak – działała bardziej pragmatycznie i przebiegle, niż się jeszcze niedawno przypuszczało. Tak często zakładane w badaniach nad prozą nowoczesną porozumienie między autorem a czytelnikiem na ogół nie zachodziło nad głową cenzorów. W trójkącie komunikacyjnym autor → odbiorca prymarny → odbiorca sekundarny osoby dopuszczające teksty do druku nie ustępowały właściwie – pod względem posiadanych kompetencji – wykwalifikowanym odbiorcom sekundarnym, na przykład filologomK. Mojsak, „Cenzura wobec prozy «nowoczesnej ». 1956–1965…”, s. 119–120.[14]. Z tego względu trudno utrzymywać, by polityczny wymiar wspomnianych powieści był dla pracowników cenzury całkiem niewidoczny; można przypuszczać, że zezwolono na druk, wykazując po prostu tolerancję wobec utworów przedstawiających problematykę polityczną zawoalowanie i niebezpośrednio oraz, co ważne, w konwencji kryminalnej. Byłby to przypadek zresztą nieodosobniony. W latach 1956–1965 zezwalano na publikację powieści z subtelnie zarysowaną problematyką polityczną ze względu na jej, jak to określano, ,,nikłą szkodliwość”Byłby to przypadek zresztą nieodosobniony. Strategią postępowania wobec powieści eksperymentalnych z lat 1956–1965 – z uchwytną już problematyką polityczną – było dopuszczanie do druku przy zmniejszonym nakładzie. Dopiero w skrajnych przypadkach wydawano zakaz publikacji utworu. Tamże.[15].

Fabułę opowiadania Poego zamierzam potraktować jako metaforę interpretacyjną, o którą oprę lekturę utworów. Za jej pomocą zamierzam przyjrzeć się strategiom tekstowym, które wykorzystują autorzy, aby uwzględnić detale historyczno-kulturowe i polityczne w wizerunku stolicy. 

*** 

Rozważania o Złym rozpocznę od repetycji wstępnej uwagi: jest to kryminał uszlachetniony, w wysokiej artystycznie formie. Można go określić mianem kryminału autotematycznego, ponieważ typowe dla tej konwencji motywy trafiają w obręb refleksji bohaterów lub narratora, przez co obnażona zostaje ich umowność. Motywy kryminalnej literatury pojawiają się najczęściej w związku z Jonaszem Drobnikiem, entuzjastą książek i filmów o tej tematycePrzykładem jest dialog Kruszyny z Drobniakiem, w którym drugi oznajmia pierwszemu kurtuazyjnie: „– To nieprawidłowo, panie Kruszyna. Tak się nie robi. Mam do pana żal za brak respektu dla stylu. Jak ktoś mówi: «Ręce do góry», to trzeba je grzecznie podnieść. Tak jak, w książkach i na filmach”. L. Tyrmand, „Zły”, Warszawa 2014, s. 616.[16]. Konwencjonalną, ale i fikcyjną naturę świata przedstawionego Tyrmand delikatnie demaskuje w zakończeniu utworu, kiedy broń Drobniaka okazuje się rekwizytem teatralnym, a on sam nie detektywem, lecz znudzonym księgowym. Z drugiej strony nietrudno dostrzec w powieści inspiracje kulturą popularną lat 40. i 50., głównie filmem i muzyką. W Złym toczą się spory na temat znanych jazzmanów amerykańskich; wspominani są trębacz i wokalista Louis Armstrong, trębacz Harry James, perkusista i kompozytor polskiego pochodzenia, Gene Krupa, czy pianista oraz kompozytor Count Basie. Co do filmu: przemoczone warszawskie ulice z powieści błyszczą nocami jak amerykańskie bulwary w kinie noirMotyw zamglonych ulic wielkomiejskich nocą, błyszczących po deszczu jest charakterystyczny dla filmów noir. Najbardziej charakterystyczną i rozpoznawalną postać przybrał chyba w ,,Asfaltowej dżungli” Johna Hustona z roku 1950. Subtelnym nawiązaniem do kina noir jest opis ulicy Marszałkowskiej po deszczu z początku powieści, kiedy spacerują po niej Halski i Marta: „Pogoda była zimna i wilgotna, jezdnie lśniły czarnym asfaltem. O tej porze, około godziny dziewiątej, plac Konstytucji wygląda jak ujęty w mury i trotuary kamienny, ogromny salon. Ludzie szli wolno, bez pośpiechu, smakując wielkomiejski wieczór”. Tamże, s. 96.[17], innym razem przywodzą na myśl zakurzony step westernowyPostać Złego nosi rysy niepokonanego rewolwerowca-outsidera, zaś niektóre sceny bijatyk zostały pomyślane jak pojedynki i pościgi westernowe. Przykładem jest choćby opis warunków klimatycznych przed ostatnią potyczką Nowaka z Merynosem: ,,Na ulicy wirowały smugi nie zamiecionego brudu i kupki śmieci, kurz wgryzał się w oczy” (Tamże, s. 660). Dynamikę tych scen oddaje popularna skądinąd w kinie akcji narracja symultaniczna. W planie wyrażania „Złego” pojawiają się wreszcie charakterystyczne dla westernu terminy: ,,Nie ma na niego sposobu. Nie ma dla niego ważnych: szeryf nie szeryf, bandyci nie bandyci – wszystkich załatwia! – Głos numer dwa zdradzał podniecenie”. Tamże, s. 161.[18]. Młodzi gangsterzy i chuligani stylizują się z kolei na aktorów ówczesnych kinowych obrazów, chcąc wyglądać jak Marlon BrandoTyrmand wymienia w powieści sztukę Tennesseego Williamsa „Tramwaj zwany pożądaniem” z roku 1947 (adaptacja filmowa z Marlonem Brando miała miejsce w roku 1951). [19]. Tyrmand – co oczywiste – nie stylizuje sztucznie miasta na modłę zachodnią, jak zakładają niektórzy krytycyM. Litwinowicz-Droździel, „Dzielny…”, s. 143.[20]. Raczej wyolbrzymia on, wyjaskrawia to, co w nim faktycznie jest, korzystając tylko z dostępnych kulturowych ,,filtrów”.

W zasadzie już pierwsza scena Złego zwraca uwagę na przestrzeń cyrkulacji w Warszawie, tak istotną dla przestawienia stolicy z Dziennika 1954: ,,Chyba jestem ładna? – zastanawiała się Marta, gdy skręcony w ślimak, nabity ludźmi ogonek wypchnął ją tuż przed ladę, za którą były lustra”L. Tyrmand, „Zły”, s. 9.[21]. Ogonek, ten z początku powieści i inne, wiele mówią na temat ówczesnej gospodarki, nad którą autor tak często rozwodził się jako diarysta. Tyrmand wątki gospodarcze wyeksponuje nieco później przy użyciu przewrotnej strategii narracyjnej. Aby pokazać niedobór i prymitywizm ówczesnej produkcji, ostentacyjnie wylicza produkty, eksponując to, czego brakowało. Wszystko jest zatem pozostawione całkiem ,,na wierzchu”.

Na ladach, nisko przy ziemi, kłębiło się nieprawdopodobne bogactwo barw i kolorów, faktur i kształtów rozrzuconej pozornie w nieporządne sterty odzieży: suknie, od balowych, mieniących się taft, po płócienne, jaskrawe plażówki, spódnice w egzotyczne wzory, koszule, cardigany, sweterki, bielizna ręczniki, kostiumy kąpielowe, trykotowe wdzianka, szorty, pasiaste skarpetki, obuwie, wiatrówki o oryginalnym kroju, dziwaczne dzianiny, mankiety z napisami i rysunkami, tkaniny pełne malowanek w palmy, instrumenty muzyczne lub łby zwierzęce, męskie marynarki w krzyczących odcieniach, spodnie, krawaty o fantasmagorycznych deseniachTamże, s. 474.[22]. 

Wśród głównego nurtu wiło się sporo odnóg: stosy guzików, zamków błyskawicznych, pasmanteria, zagraniczne papierosy, przybory toaletowe, grzebienie i szczotki do włosów w oprawach z plastyku, żyletki, kosmetyki, kremy, paczki z herbatą, kawą, puszki z mlekiem w proszku, guma do żucia, wreszcie lekarstwa, zastrzyki, specyfiki. Pomiędzy rzędami przewalał się gęsty tłum pochylający się co chwila ku ziemi i grzebiący w rozrzuconych skarbach, uwijali się ręczniacy, sprzedawcy gorącego jadła, dźwigający oburącz dymiące, blaszane wiadra, lub handlarki pieczywem z koszami pełnymi słodkich maślanek i strucliTamże.[23].

Również później wymieniane nazwy sklepów i małych przedsiębiorstw prowadzonych pokątnie na obrzeżach miasta, często, jak można się domyślać, z naruszeniem prawa, informują czytelnika o systemie politycznym, w jakim odradza się Warszawa, jak i o stosunku państwa do ,,marginesowych” prywatnych przedsiębiorców.

Była ciemna, brudna i mglista pora tuż przed brzaskiem. Na podwórzu paliła się jakaś mdła lampka. Halski przystanął i z rozmyślnym trudem czytał napisy wymalowane grubą farbą na ścianach i na sterczących zewsząd szyldach: MEBLE – AMERYKANKI – TAPCZANY – PALTA MĘSKIE I DAMSKIE – FARBOWANIE 1 ODŚWIEŻANIE OBUWIA. Brama najeżona była tandetnymi tabliczkami o malowanych strzałkach i wskazujących palcach: „w podwórzu na lewo”, „w oficynie na prawo”, tandetne szyldy głosiły: KRAWATY – DREWNIAKI – PRACOWNIA PARASOLI – JESIONKI – PELISY – ZEGARKI, KUPNO, SPRZEDAŻ, NAPRAWA — GOTOWE I NA MIARĘ – FOTOPSTRYK! – PODNOSZENIE OCZEK – PASY PRZEPUKLINOWE – ANALIZY LEKARSKIETamże, s. 119–120.[24].

Zabieg wyliczenia pozwala Tyrmandowi, po pierwsze, zobrazować zakres potrzeb mieszkańców, a po drugie, zdać sprawę z porażki państwa w zakresie ich zaspokojenia. Podważa on tym samym ideę państwa komunistycznego jako państwa opiekuńczego, które pomyślnie zaspokaja potrzeby materialne swoich obywateli. 

W interesujący sposób Tyrmand modyfikuje przy użyciu omawianej figury wątek polityczny z Dziennika 1954, mówiący o dysproporcji w jakości produktów krajowych i zagranicznych. Temat ten został rozwinięty w dziennikowej notatce o kupionym grzebieniu.

Złamał mi się stary grzebień, kupiłem nowy w reprezentacyjnej państwowej drogerii, w Alejach Ujazdowskich, recte Stalina. Dziś rano próbowałem się nim uczesać. Poraniłem sobie dotkliwie skórę na głowie, poorałem sobie czaszkę w krwawe bruzdy długich, konsekwentnych zadrapań. Spojrzałem jeszcze raz na grzebień – na oko zwykły, niczego sobie grzebień, nawet bardzo ładny, z plastiku, w seledynowomorskim kolorze. Kosztował 8 złotych, a więc drożej niż obiad klubowy w Klubie Literatów. Z tym że obiad można od biedy zjeść, grzebieniem zaś nie można się uczesać. Kaleczy. Czy producenci o tym nie wiedzą? Chyba tak, nic bowiem nie wskazuje na to, że mają czaszki ze stalowej blachy. Co zatem sprawia, że grzebienie, których produkcja jest łatwiejsza od traktorów, nie nadają się do użytkuL. Tyrmand, „Dziennik 1954. Wersja oryginalna…”, s. 421.[25].

Halskiego uderza w jedynym ze sklepów właśnie ów kontrast – eksponowanych, dobrych i pożądanych kosmetyków z zagranicy oraz krajowy dział sztuczności: tandetny i szmirowaty, odcinający się wyraźnie od reszty.

Halski rozglądał się ciekawie wokoło […] w szufladach lady i w przegródkach leżały i wisiały krawaty, lakier do paznokci, kosmetyki, jedwabie, wzorzyste chustki, przybory toaletowe, aceton, pończochy, paski, kolorowa włóczka i druty do robót ręcznych, pasta do obuwia, puderniczki. Uderzało jakby eksponowane zagraniczne pochodzenie niektórych przedmiotów, zewsząd widniały barwne, krzyczące etykietki, nalepki, wyraźny, reklamowy druk nazw: Palmolive. Pond’s, Colgate, Kiwi, Bourjois-Geranium, Soir de Paris, Irresistible Lipstick. Od drogich kosmetyków odbijał się tu wyraźnie dział sztuczności, tandetne klipsy i broszki z nylonu, metalowe, okrągłe puderniczki, imitacja kamei, jakieś chrabąszcze i motyle z tanich celuloz, czeska sztuczna biżuteria, krajowe liche świecidełka, spinki do kołnierzyków, klamry, spinacze do włosówL. Tyrmand, „Zły…”, s. 112.[26].

Nie bez powodu wartościowanie pojawia się w trakcie wyliczeń, które odciągają od niego uwagę czytelnika (określmy tę strategię strategią odwracania uwagi). Podsumujmy: pożądane przez warszawian zagraniczne produkty i przedmioty Tyrmand ostentacyjnie eksponuje na wierzchu, zwracając tym samym uwagę na wybrakowanie rodzimego rynku. Żeby dostrzec jego przebiegłość, trzeba poruszać się po świecie przestawionym w Złym ,,interesownie”S. Žižek, „Patrząc z ukosa. Wprowadzenie do Jacques'a Lacana przez kulturę popularną”, przeł. J. Margański, Warszawa 2018, s. 26.[27], będąc podejrzliwym. Funkcja wyliczenia staje się dopiero wtedy zrozumiała: za ich pomocą autor uwzględnia newralgiczny element wizerunku ówczesnej Warszawy, którego bezpośrednio – w formie przemyśleń postaci bądź odpisu odautorskiego – nie mógłby zawrzeć.

Paradoks jednoczesnego odkrywania i ukrywania unaocznia także język postaci, sławetne intonacje warszawskie. W utworze następuje, określmy to, indywidualizacją przez mowę. Mikołaj Madurowicz dokonuje trafnego uporządkowania języka postaci. Autor Złego, pisze on:

z kronikarskim zacięciem oddał mowę miasta w użytkowanie z jednej strony slangowi, dialektom lokalnym, gwarze na poły więziennej, przeróżnym odmianom codziennej polszczyzny (dziennikarskiej, artystycznej, robotniczej, chuligańskiej, politycznej, rzemieślniczej, plebejskiej) konotującym zarówno kontekst społeczny, jak i osadzenie w przestrzeni WarszawyM. Madurowicz, „Tekst warszawski literatury Tyrmanda” [w:] „Ceglane ciało, gorący oddech. Warszawa Leopolda Tyrmanda…”, s. 110–111.[28].

Dzięki owej indywidualizacji – charakterystycznej zresztą dla powieści realistycznej – czytelnik utworu jest w stanie rozpoznać ulubionego bohatera po wysłowieniu – choć nie tylko po nim. Równie istotnym czynnikiem indywidualizującym są ,,przyzwyczajenia terytorialneTamże, s. 105.[29], znajdujące wyraz w topograficznych przydomkach na przykład: władca/postrach ulicy CzerniakowskiejTamże.[30]. Na koniec – czy raczej na początek? – należy wspomnieć o indywidualizacji przez ubiór.

Mowa postaci, tak jak i ich ubiór są czynnikami uwiarygodniającymi powieściową wizję Warszawy. Słownictwo używane w toku rozmów prowadzonych na kartach Złego, język transparentów eksponowanych na ulicachNa przykład: „Pomiędzy słupami rozciągnięty jest czerwony transparent z napisem «Przodownicy pracy dumą narodu!», o dość sfatygowanym po licznych deszczach i słotach wyglądzie” (L. Tyrmand, Zły”, s. 637).[31], odsłania szeroki kontekst historyczno-kulturowy, w szczególności polityczny. Ten ostatni pojawia się przy okazji pierwszej wizyty Meteora w urzędzie.

– Słucham was, obywatelu? – myśląc: Cholera! Śmierci na niego nie ma! – Obywatelu – portier dotknął życzliwie klapy marynarki Meteora – a czego wy szukacie w Zatrudnieniu i Płacach? 

– A, takie rzeczy… – rzekł wymijająco Meteor – chcę się czegoś dowiedzieć. 

– Bo widzicie – portier pukał przyjaźnie zasuszonym palcem w pierś Meteora – tu jest jeden towarzysz z tego wydziału, to może on was poinformujeTamże, s. 534.[32].

Podczas niezobowiązującej konwersacji mowa portiera jaskrawo odcina się od języka, którego używa Meteor, jak i pozostałe postaci utworu. Charakteryzuje go wymuszona sztuczność i nadorganizacja. Recepcjonista konsekwentnie operuje zwrotem grzecznościowym per wy, tytułuje Meteora ,,towarzyszem”. Są to elementy językowe rzeczywistości symbolicznej ukształtowanej przez komunizm właśnieM. Głowiński, „Głosy” [w:] ,,Teksty Drugie”, nr 3, 1998, s. 172.[33]. Język portiera odsłania zatem kontekst polityczny, co nie oznacza bynajmniej, że dla każdego odbiorcy będzie on widoczny w tym samym stopniu. Z pewnością dziś nowomowa komunistyczna odznacza się bardziej niż kiedyś – choćby przez to, że nie występuje oficjalnie. Streśćmy tę tendencję następująco: sposobem komunikowania współczesnych realiów (politycznych) jest w Złym stylizacja na nowomowę.

Kolejna strategia tekstowa zakłada formułowanie pewnych problemów przy równoczesnym ostentacyjnym okazywaniu braku kompetencji do ich rozwiązania; ewentualnie  unikanie wyciągnięcia wniosków z przesłanek i pozostawianie rozważanej kwestii otwartą. Egzemplifikacją jest fragment przemyśleń narratora na temat fenomenu warszawskich ciuchów.

Warszawskie ciuchy stanowią centrum i wylęgarnię mody i elegancji, co prawda ekscentrycznej i ograniczonej do kilku tysięcy wyznawców obojga płci, niemniej jednak mody autentycznej. – Czym się to tłumaczy? – zapyta dalej zdumiony przybysz, a wtedy machnę z rezygnacją ręką. Nie potrafię pisać traktatów historyczno-ekonomicznych. Nie jestem w stanie wytłumaczyć, jak to się dzieje, że odzież, przysłana z zagranicy od wzbogaconych krewnych dla małopolskich wieśniaków i kurpiowskich drwali, trafia do stolicy na ciuchy i dyktuje modęL. Tyrmand, „Zły”, s. 470.[34].

W zacytowanym fragmencie narrator Złego przyjmuje pozę, nazwijmy ją – nieudolnego komentatora. Jest to unik; wiadomo przecież, jak wiele Tyrmand wiedział o modzie warszawskiej i jej uwarunkowaniach politycznychAby nie być gołosłownym, zacytuję fragment: „Mało kto zdaje sobie sprawę, że od końca wojny trzy czwarte konsumpcji odzieżowej społeczeństwa polskiego zaspokaja zagranica, przeważnie Ameryka. Najpierw była UNRRA, Rada Polonii Amerykańskiej, Joint i tuzin innych organizacji pomocowych, które między innymi zastępowały polski przemysł odzieżowy i ubierały Polaków, przeważnie w remanenty alianckich magazynów wojskowych. […] Po trzech latach handel ,,ciuchami” stał się na pewno doniosłą gałęzią naszej ekonomiki, zatrudniającą tysiące ludzi i dającą utrzymanie dalszym tysiącom, aczkolwiek nigdy nigdzie oficjalnie nie zetknąłem się z jego śladem w oficjalnych statystykach gospodarczych”. L. Tyrmand, „Dziennik 1954. Wersja oryginalna…”, s. 167–168. [35]. W powieści nie może jednak uzewnętrznić tych przemyśleń. Po geście autokompromitacji, ,,Nie jestem w stanie wytłumaczyć”, narrator odsłania dlatego przesłanki, kulisy sprawy po to, żeby czytelnik sam mógł wyciągnąć konkluzję. Oczywiście i w tym przypadku podtekst polityczny nie będzie czytelny dla każdego odbiorcy w równym stopniu. Rozpoznanie ułatwia z pewnością znajomość Dziennika 1954. Znając jego treść, łatwo dostrzec inną niż brak kompetencji motywację narratora i rozpoznać zawartą w tekście elipsę.

Elipsa, kolejna strategia tekstowa Tyrmanda, funkcjonuje w Złym na zasadzie bufora, pamięci pomocniczej, w której zbierane są sensy, których autor nie może wypowiedzieć, ale które są uchwytne dla czytelnika czy to na podstawie kontekstu, czy też sytuacji towarzyszącej wypowiedzi„Słownik terminów literackich…”, s. 98.[36].

Do elipsy zostają przeniesione choćby przyczyny tak często poruszanego w Złym problemu obumierania prywatnych przedsiębiorstw. Wątek ten pojawia się w co najmniej trzech fragmentach powieści; w przytoczonej w epilogu biografii Filipa Merynosa:

Widoczność i przejrzystość spraw Filipa Merynosa uległa jeszcze większemu zaciemnieniu, gdy Filip Merynos zupełnie nieoczekiwanie, w dobie, kiedy inicjatywa prywatna cieszyła się pełnymi możliwościami rozwoju, przekształcił swe przedsiębiorstwo na spółdzielnię pracy pod firmą ,,Woreczek”L. Tyrmand, „Zły”, s. 751–752.[37].

W opowieści na temat działalności przedsiębiorczej Legabieckiego:

Był właścicielem małej fabryczki, zatrudniającej pięćdziesięciu robotników w myśl ustawowo dozwolonych dla inicjatywy prywatnej norm, i przy ich pomocy produkował ważną część jakiegoś ważnego aparatu hydraulicznego czy pomiarowegoTamże, s. 390.[38].

Oraz w jednym z dialogów, w którym Meteor skarży się, że: "Młodzi przedsiębiorcy odzieżowi nie dostają mieszkań z przydziału"Tamże, s. 494.[39].

Każda z tych wypowiedzi skłania do namysłu nad polityczno-społecznymi uwarunkowaniami świata przestawionego. Można naiwnie zapytać: co wpływa na obumieranie inicjatywy prywatnej w Warszawie? Dla kogo rezerwowane są – jeśli nie dla przedsiębiorców prywatnych – mieszkania z przydziału? I dlaczego wreszcie państwo sankcjonuje działalność przedsiębiorstwa Legabieckiego? Odpowiedzi zostają przez Tyrmanda umieszczone w elipsie; zakładana jest pozaliteracka wiedza czytelnika, który uzupełni luki w narracji.

Uwzględnienie przez autora wiedzy czytelnika na temat komunizmu widać także we fragmentach opisujących odbudowę stolicy. Z jednej strony przywraca ona miastu dawną wielkość i świetność, a z drugiej jawi się jako przedsięwzięcie realizowane bezwzględnie i bezkompromisowo.

Były to Aleje Jerozolimskie pomiędzy Marszałkowską a Kruczą, jeden z ostatnich w śródmieściu rezerwatów na wpół zrujnowanych przez wojnę kamienic i jedno z ostatnich centrów prywatnych sklepów, warsztatów, malutkich fabryczek, przedsiębiorstw, firm. Przez ostatnie dziesięć lat tętniło bujne życie w tych potrzaskanych, odrapanych, do połowy wypalonych, a potem odremontowanych naprędce domach; było to jednak życie chwili, życie bez przyszłości, ustępujące ciągle miejsca wielkiej, planowej odbudowieTamże, s. 111–112.[40].

Ulica Krucza sprzed wojny, minoderyjna i drobnomieszczańska, była ongiś ulicą modystek i knajp. Obecnie zmieniła krańcowo charakter i zmiany takie są w dziejach ulic najzupełniej bezwiedneTamże, s. 352.[41].

Nasuwają się pytania: odbudowa czy przebudowa? Jeśli odbudowa, to dlaczego z jej powodu odremontowywane ulice zmieniają krańcowo swój charakter i przeznaczenie? I dlaczego zmiany w krajobrazie miasta zachodzą bezwiednie, w oderwaniu od historii miejsc? Już samo wysłowienie wątpliwości i postawienie pytań sprawia, że pozornie neutralny przekaz nagle staje się problematyczny. Tyrmand udaremnia próby znalezienia odpowiedzi w tekście utworu. Jedynym sposobem na wniknięcie w świat przedstawiony zdaje się być poruszanie po nim ze świadomością niedomiaru informacji, jego niekompletności i niesamowystarczalności. Wyakcentuję moją tezę, korzystając z wybranej metafory interpretacyjnej: Zły to powieść z wykradzionym prologiem, którego zawartość nadal retroaktywnie oddziałuje na właściwy tekst utworu – stąd rozmaite sensy implikowane, założone bądź zasugerowane, których narrator ani bohaterowie nie wyjaśniają. Aby pokazać, jakiej wiedzy, czy też – jakiego prologu do zrozumienia Złego brakuje, proponuję analizę jednego z monologów Marty.

Handlowanie to namiętność – zamyśliła się Marta – tu wszyscy ogarnięci są namiętnością kupowania i sprzedawania, sam proces handlu pasjonuje ich więcej niż przedmioty transakcji, niż zysk nawet. Polacy obudzili się, jak zawsze, zbyt późno. Dopiero w czasie ostatniej wojny odnaleźli w sobie pasję i talent do handlowania. Tymczasem minęła już dawno era, gdy namiętność do handlu tworzyła wielkie cywilizacje i imperia…Tamże, s. 475.[42].

Skoro w czasie drugiej wojny światowej namiętność do handlowania jeszcze kwitła – można wytknąć bohaterce – nie znikła znów tak dawno… Z pewnością tajemnica zaniku handlu nie ma natury starogreckiej zagadki na temat łysiny – musiał istnieć moment załamania. Tyrmand i tym razem dokonuje uniku ze względów cenzuralnych. Wysłówmy sens umieszczony przez niego w elipsie: rzecz miała swój początek w nastaniu komunizmu w Polsce – oto faktyczne jądro ,,wykradzionego prologu”, przez który nie należy rozumieć oczywiście faktycznej części rękopisu, lecz wiedzę na temat najnowszej historii Polski i jej realiów politycznych; wiedzę, której ze względów cenzuralnych autor nie mógł przekazać, jednocześnie wymagając jej znajomości w strukturze narracyjnej powieści. Czytelnik z lat 60. Złego – zaryzykuję tezę – praktycznie nie dostrzega elips, jest w stanie mimowolnie uzupełniać luki w przekazie. Dla współczesnego odbiorcy z kolei, który zna realia komunizmu, tak jak autor niniejszej interpretacji, z przekazów – elipsy stają się miejscami problematycznymi lektury, które apelują o uwagę i prowokują do stawiania pytań o genezę zjawisk. Przyczyną owej względności jest to, że współczesny czytelnik przestał być tak zwanym czytelnikiem modelowym Złego. Staje on w obliczu tekstu zakorzenionego w nieznanej z doświadczenia sytuacji społeczno-politycznej i kulturowej, wnosząc do lektury własny, odmienny bagaż doświadczeń.

***

Rozważania nad kryminałami Kisielewskiego wypada rozpocząć od repetycji diagnozy postawionej na wstępie: tak jak Zły nie są one szablonowymi realizacjami konwencji. Jeden ze znamienitych badaczy prozy autora znajduje liczne argumenty na poparcie tej tezy. Do głównych sposobów naruszania przez Kisielewskiego prawideł kryminału zalicza on:

  1. podważanie spójnej wizji świataM. Ryszkiewicz, „Forma ideologii ― ideologia formy. O powieściach Stefana Kisielewskiego…”, s. 131.[43] i kreowanie ,,rozsypanego” lub ,,nieokreślonego” obrazu rzeczywistości, który zakorzeniony został w ideologii liberalizmuTamże, s. 206. [44];
  2. łączenie tradycji powieściowych: łączenie wątków kryminalnych z romansowymiTamże, s. 113.[45];
  3. mieszanie narracji o różnym horyzoncie czasowymTamże, s. 130.[46]; łączenie kilku punktów widzenia w narracji: narratora ukrytego za przedstawianym światem, narratora-pisarza, narratora-ideologaTamże, s. 133.[47];
  4. stosowanie wtrętów dyskursywnych manifestujących podmiotowość narratoraTamże, s. 141.[48],
  5. manifestowanie podmiotowości narratora (dominacja narracji podmiotowej nad narracją przedmiotową)Tamże.[49].

W powieści Miałem tylko jedno życie zbiegają się prawie wszystkie z wymienionych tendencji. Wydany jesienią 1958 roku utwór, podpisany pseudonimem Teodor Klon, łączy – co charakterystyczne również dla Złego – wątek romansowy z kryminalnym. Jego schemat kompozycyjny wygląda następująco:

alkoholizm → wątek romansowy → wątek kryminalny.

Wątek romansowy uruchamia w powieści intrygę kryminalną. Kisielewski eksponuje podmiotowość narratora-alkoholika, przedwojennego mieszkańca stolicy (z punktu widzenia niniejszej analizy fragmenty te będą kluczowe). Stosuje wtręty dyskursywne, pokazujące kłopoty z pamięcią Stefana, percepcją, brakiem siły i tym podobne, ,,Spróbuję teraz sobie to przypomnieć i opisać, a potem przejdę do mojej sprawy najważniejszej. Nie mogę pisać za dużo, bo chcę opowiedzieć wszystko, a boję się, że nie starczy mi energii. Jestem przecież właściwie całkiem zniszczony”S. Kisielewski, „Miałem tylko jedno życie” [w:] tegoż, „Zanim nadejdzie śmierć…”, s. 92.[50]; ,,Staram się trzymać kolejności: wszystko tak, jak pamiętam”Tamże, s. 128.[51]. 

Wątek romansowy okazuje się wyjątkowo rozbudowany, jako że na nim został wsparty wątek kryminalny; zauważę: struktura romansu miała szczególne dla warsztatu pisarskiego autoraRomans stanowił dla Kisielewskiego: ,,pretekst, aby powiedzieć wszystko”, podstawę powieściowej fabuły. S. Kisielewski, „Cienie w pieczarze”, Warszawa, Iskry, 1997, s. 459–460.[52]:

rozpoznanie/zakochanie → oczekiwanie → komplikacja → spotkanie → komplikacja → domniemana zbrodnia → właściwa zbrodnia.

Zgodnie z propozycją i terminologią Józefa Bachórza, schemat romansowy tworzy pewien typowy układ zdarzeń, który rozpoczyna się spodziewaniem, oczekiwaniem lub gotowością, a zamknięty zostaje rozstrzygnięciem. Między pierwszą a ostatnią jednostką tego ciągu badacz wyodrębnia: spotkanie, przysługę, zobowiązanie, rozstanie, przeszkodę i pomocJ. Bachórz, „Romans w powieści. (O wątkach miłosnych w powieściopisarstwie polskim okresu międzypowstaniowego 1831–1863)” [w:] „Tekst i fabuła”, red. Cz. Niedzielskiego i J. Sławińskiego, Wrocław 1980, s. 115–118.[53]. Z tego punktu widzenia powieść Kisielewskiego realizuje tylko połowicznie schemat romansowy (brakuje choćby elementu romansowego rozstrzygnięcia). Nie zmieniają się za to w utworze stałe relacje personalne znamienne dla schematu romansowego, które określają działania: kochanka (Stefan), kochanki (Gosia) i rywali (jej mąż i jego kompan)M. Ryszkiewicz, „Forma ideologii ― ideologia formy. O powieściach Stefana Kisielewskiego…”, s. 166.[54]. Schemat romansowy Miałem tylko jedno życie unaocznia, że powieść spełnia główny wyznacznik struktury kryminału, za który świetny badacz tej konwencji, Stanko Lasić, uznaje ,,narrację linearno-powrotną”S. Lasić, „Poetyka powieści kryminalnej. Próba analizy strukturalnej”, przeł. M. Pertyńska, Warszawa 1976, s. 67–73.[55]. Kisielewski destabilizuje za to stałą, triadyczną w kryminale postać ról bohaterów: ofiara – morderca/ścigany – ścigającyTamże, s. 69.[56], poprzez jednoczesne wpisanie tych samych postaci w schemat romansowy. Ścigającym jest szantażysta, a morderstwo, w którego dokonanie narrator wierzy, nie miało za pierwszym razem miejsca (początkowo jest zatem, nazwijmy to, zbrodnia bez zbrodni). Dopiero za drugim razem bohaterowi udaje się dokonać morderstwa. Tak jak w innych kryminałach Kisiela, ma ono wówczas przywrócić egzystencjalną i moralną równowagę w życiu postaciM. Ryszkiewicz, „Forma ideologii ― ideologia formy. O powieściach Stefana Kisielewskiego…, s. 115.[57].

W utworze pojawiają się dwie Warszawy, Warszawa okupacyjna i powojenna. Wizerunek pierwszej z nich nie będzie istotny dla analizy. Stolica powojenna została przedstawiona szczątkowo w drugiej połowie powieści. Jest to przestrzeń, w której, wszystko się zmieniło”S. Kisielewski, „Miałem tylko jedno życie” [w:] tegoż, „Zanim nadejdzie śmierć…”, s. 197.[58]. Narrator wspomina o nowych, charakterystycznych dla powojennego miasta blokowcach (przy okazji sceny powrotu na miejsce rzekomej zbrodni) oraz przygląda się odmienionemu śródmieściu.

Pierwszy raz od Powstania zobaczyłem Warszawę. Cóż za dziwne i obce miasto, a właściwie nie miasto: domy zagubione w polach, ulice przeplecione wypaloną pustką, a w środku nowy drapacz chmur. Czyż to naprawdę była ta sama Warszawa mojej młodości? Okazało się, że nawet miejsca w przestrzeni nie są niezmienne. Tego nie przewidzieli dawni filozofowieTamże, s. 193. [59].

Przyjrzyjmy się dokładnie temu, co leży ,,na wierzchu”. Miasto jest obce i dziwne – wyznaje narrator, a potem argumentuje: bo pośrodku stoi nowy drapacz chmur, podczas gdy domy są jeszcze ,,zagubione w polach, ulice przeplecione wypaloną pustką”, innymi słowy: zaniedbane. Można rozumieć zacytowany fragment następująco: w równym stopniu, co zniszczenia, zaskakuje bohatera utworu odbudowa. I jedno, i drugie ma wpływ na obserwowaną przez Stefana przestrzeń; na to, że stała się mu obca oraz nie powróciła do dawnych ram. Obcość powojennej Warszawy Kisielewski będzie podkreślał także w Przygodzie w Warszawie, choć wniesie przy tym do jej wizerunku także nowe rysy.

Do charakterystyki powyższej można dodać jeszcze jeden ważny szczegół. W Miałem tylko jedno życie mowa jest o warszawskich fabrykach, w których po wojnie, jak wyznaje narrator, łatwo ,,zarobić na lewo” z powodu dostaw surowca od prywatnych i upaństwowionych firm. Kisielewski wielokrotnie wracał do tego tematu w Dziennikach. Przykładem jest notatka z 10 listopada 1968 rokuS. Kisielewski, „Dzienniki…”, s. 139-140. [60], gdzie autor wyraża przekonanie, że symbioza prywatnego i państwowego jest konieczna i… rozsądna, ponieważ korzystnie wpływa na produkcję. Temat ten – w towarzystwie innych wątków – pojawia się w powieści, choć pod zmienioną postacią.

Nie będę tu opisywał szczegółów. Zresztą, w ówczesnych stosunkach nie było specjalnie trudno zarobić na lewo. Nasza fabryka otrzymywała na przykład wtedy od rozmaitych prywatnych i niedawno upaństwowionych przedsiębiorstw duże dostawy surowca. To była wielka okazja, bo przecież w dziedzinie cen panowała zupełna anarchia. Wystarczyło umówić się na cenę wyższą, a w rachunku wypisać niższą — przy dużej dostawie zysk był ogromny. Naturalnie trzeba to było wszystko umówić z dostawcami, podzielić się pieniędzmi, opić sprawę. Robiłem to wszystko ze wstrętem do siebie, ale robiłem. Nie miałem wyjścia — przeklęty pech mojego życia trwał dalej. Nie udało mi się uciec od przeszłości, tak przynajmniej sądziłem. Żebym był wiedział wówczas to, co wiem teraz! Za zarobione pieniądze kupiłem dolary i wręczyłem je Edmundowi, który przyjechał do Krakowa w umówionym terminieS. Kisielewski, „Miałem tylko jedno życie…”, s. 192.[61].

Strategia Kisielewskiego polega na ciągłym odwracaniu hierarchii obiektów: tematy gospodarcze i ekonomiczne zdają się być tłem do dominującego wątku szantażu. Wcale nie jest jednak tak, jakoby narrator nie wdawał się w opisywanie szczegółów, jak sugeruje. Całkiem sporo opowiada o kulisach sprawy, omawiając sposób, w jaki zdobył pieniądze, przy okazji zwracając uwagę na uzależnienie prywatnych i państwowych przedsiębiorstw, upaństwowienie przemysłu czy anarchię w cenach. Z punktu widzenia retoryki mamy tu do czynienia z figurą synekdochy: mieszczenia większych całości znaczeniowych w semantycznych koncentratach; zarazem stosowana jest strategia odwracania uwagi. Wspomniana dewaluacja pieniądza tylko z pozoru została wspomniana mimochodem – była ważnym wydarzeniem społecznym wartym odnotowania w powieści. Wystąpiła po wojnie i wiązała się z gwałtownym wzrostem cen. Wskutek tych procesów w roku 1950 przeprowadzono niespodziewaną i niekorzystną dla interesu obywateli (ich oszczędności) wymianę waluty. Podobnie ma się rzecz ze wspomnianymi dolarami. Narrator wyjaśnia, że musiał wymienić pieniądze, ponieważ Edmund zaplanował ucieczkę za granicę; nie można ufać temu tłumaczeniu. Dolar w okresie komunizmu miał specjalne znaczenie: był tak zwaną walutą ,,czarnorynkową”, według niego określano ceny samochodów, a nawet nieruchomości, mimo że wymiana wiązała się z karami. Krótko: okup to tylko pretekst, by umieścić w tekście kolejną synekdochę.

Przygoda w Warszawie pierwotnie publikowana była w odcinkach w ,,Tygodniku Powszechnym”. Pierwszego zwartego wydania w Polsce doczekała się w roku 1989.

Głównym bohaterem utworu jest pięćdziesięcioletni wdowiec, z zawodu prawnik, Antoni Gesztowt. Pochodzi on z Wilna, choć większość życia spędził w Warszawie. Po wydarzeniach drugiej wojny światowej – tak jak narrator Miałem tylko jedno życie –nie poznaje on stolicy; traci zaufanie do jej murów, które oferują wyłącznie ,,złudę trwałości”S. Kisielewski, „Przygoda w Warszawie”, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1989, s. 9.[62]. Niespecjalnie zresztą ją lubi: ,,Nie lubił Warszawy i nic na to nie potrafił poradzić”Tamże.[63]. Antoni uważa, iż jest to miasto ,,wykorzenione, ledwo uczepione ziemi”Tamże.[64], którego ulice nie mają historii, a znajdujące się na nich budynki odstręczają brzydotą lub monotonią. Brzydkie wydaje mu się miejsce, w którym zamieszkał; z kolei nowopowstałej, surowej architekturze blokowej jego zdaniem ,,brak charakteru”Tamże.[65]. Niedalekim literackim pobratymcem bohatera zdaje się protagonista Franza Kafki z Procesu; równie co on oddany pracy zawodowej, bierny życiowo, dla którego wartością jest ład i życiowy spokój. Podobnie jak Józef K. unika on wchodzenia w głębsze relacje z innymi ludźmi, a nawet pogardza ,,śródmiejską «ciżbą»”Tamże, s. 16.[66]. Samotność i odrębność Antoniego Kisielewski sugestywnie podkreśla topograficznie, lokując dom na Woli, w którym zajmuje pokój – ,,samotnie, trochę w głębi, za rogiem […], gdzie nie było wcale kamienic, tylko głuche, ceglane ściany uporządkowanych ruin”Tamże, s. 9.[67].

W utworze mamy do czynienia z klasyczną dla kryminału narracją linearno-powrotną, chociaż Przygoda w Warszawie – co warto wyakcentować – to pododmiana sensacyjna gatunku. W ramach tejże narracji jednostajne i monotonne życie Antoniego przerywa konfrontacja z członkami tajemniczego gangu. Choć początkowo Gesztowta ekscytuje odmiana egzystencji z nimi związanaPotwierdza to choćby następujące wyznanie bohatera: ,,Coś w tym przecież było fascynującego – przygoda, która jutro się wyjaśni”. Tamże, s. 52–53.[68], potem za wszelką cenę szuka powrotu do dawnego trybu życia, co mu się w końcu udaje, choć płaci za to wysoką cenę. Początkowe rozdziały sugerują, że tematem zasadniczym powieści będzie, mówiąc oględnie, konfrontacja jednostki z absurdem lub szaleństwem (co sugerują inne motywy kafkowskieKafka zdaje się również patronować występującemu w utworze motywowi robactwa.[69]). W ostatnich rozdziałach Kisielewski wyklucza jednak szaleństwo Gesztowta i potwierdza jego wersję zdarzeń. Tematem zasadniczym staje się – określmy to ogólniej – starcie pozytywnej moralnie jednostki z siłami zła; stawką starcia jest wolność osobista i czystość sumienia. Gdybyśmy chcieli zdefiniować w kategoriach freudowskich Antoniego jak i siły, z którymi się konfrontuje, byłby to konflikt superego/ego (reprezentowanych przez Antoniego) z id (gangiem, którego członkowie nie panują nad popędami, nie respektują autorytetów, nakazów ani zakazów). W utworze te dwie instancje psychiczne nieustannie się ścierają.

Ostatnie sceny nadają powieści wydźwięk negatywny. Gesztowt ulegając gangsterom i przystając na przyłączenie się do ich grupy, podpisuje kompromitujące go dokumenty, które w przypadku ewentualnej rezygnacji lub oporu z jego strony posłużą gangsterom jako środek szantażu. W moim przekonaniu ten właśnie szczegół nie pasuje do reszty. Używając wybranej metafory interpretacyjnej – to detal pozwalający odróżnić skradziony list. Sposób werbunku do gangu w Przygodzie w Warszawie nie przypomina wszak metod obowiązujących w środowisku przestępczym. Jego członkowie zrzeszają się na ogół przygodnie i nieprzymusowo, choć na pewnych, ustalonych z góry mniej lub bardziej restrykcyjnych zasadachPrzykładem są np. ściśle skodyfikowane zasady werbunku obowiązujące w gangach amerykańskich. Badacz tego tematu, Adam Korolczuk, pisze o jednym z nich: „Rekrutacja do Bloods, nie odbiega niczym specjalnym od innych grup przestępczych. Główny trzon stanowią Afroamerykanie z ubogich dzielnic, gang zapewnia im ochronę w zamian za realizację zadań, poświęcenie oraz bezgraniczną lojalność definiowaną jako «Blood In – Blood Out», co oznacza, że dołączenie do gangu i opuszczenie go związane jest z przelaniem krwi. Jedna z metod naboru do gangu stosowana przez Bloods ukierunkowana jest na osoby zwerbowane w więzieniu, które po wyjściu, wykorzystując kontakty, rekrutują nowych adeptów we własnych dzielnicach. Każdy kandydat przechodzi tzw. inicjację, nazywaną «beat-in» lub «jump-in», w trakcie której pretendent jest dotkliwie bity przez członków gangu przez określony czas, jest to 21 sekund w przypadku setów Bloods z Zachodniego Wybrzeża oraz 31 sekund w przypadku gangsterów ze Wschodniego Wybrzeża. W przypadku rekrutacji kobiet obowiązuje zasada «beat-in» lub «sexed-in», kiedy kandydatka odbywa stosunek płciowy z jednym lub większą liczbą członków gangu”. A. Korolczuk, “CRIPS vs BLOODS. Wojna gangów w Stanach Zjednoczonych” [w:] https://www.academia.edu/25950984/Crips_vs_Bloods_-_wojna_gang%C3%B3w_w_Stanach_Zjednoczonych (dostęp 13.01. 2010 r.), s. 4–5.[70]; czasem kluczowe bywa miejsce zamieszkania, jak w przypadku podwarszawskich gangów z lat 90. (gangu pruszkowskiego i konkurencyjnego gangu wołomińskiego).

Angaż na zasadzie gromadzenia „materiału kompromitującego”, z jakim mamy do czynienia w powieści, odbywał się za to w Służbach Bezpieczeństwa. W latach 70. była to – jak pisze Paweł Piotrowski – jedna z głównych metod werbunku tak zwanych ,,tajnych współpracowników” w tej instytucjiJak zauważa: ,,Podstawę werbunku stanowią – zarówno rzeczywiste, jak i celowo stworzone lub rozbudowane przez wywiad – fakty, poglądy, motywy, pobudki i interesy, które mogą być wykorzystane jako okoliczności uzyskania zgody osoby werbowanej na podjęcie współpracy z wywiadem”. Jedną z głównych podstaw werbunku były – wskazuje – ,,materiały kompromitujące, oznaczające udokumentowane fakty lub okoliczności, ujawnienie których mogłoby narazić kandydata na utratę wolności, w istotny sposób zagrozić jego dotychczasowej opinii, stanowisku, pozycji zawodowej czy społecznej, źródłu dochodów, bądź też zaszkodzić jego innym interesom”. P. Piotrowski, „Formy działalności operacyjnej wywiadu cywilnego PRL. Instrukcja o pracy wywiadowczej Departamentu I MSW z 1972 r.” [w:] ,,Aparat represji w Polsce Ludowej 1944–1989”, nr 1(5), 2007, s. 330.[71]. Narzuca się zatem konkluzja, że szczegół ten odsłania zupełnie współczesny kontekst dylematu moralnego przedstawionego w Przygodzie w WarszawieZ analogiczną sytuacją fingowania wadliwości dzieła sztuki mamy do czynienia, jak przekonuje Sebald w Pierścieniach Saturna, w przypadku obrazu Rembrandta ,,Lekcja anatomii doktora Tulpa” (rozstrzelenie w cytacie moje): „Obnażone ścięgna, które wedle ułożenia kciuka powinny być ścięgnami spodu lewej ręki, to ścięgna grzbietu prawej ręki. Odnośny detal został więc bez ceremonii przeniesiony na płótno wprost z atlasu anatomicznego, wskutek czego obraz, skądinąd, jeśli można się tak wyrazić, wzięty z życia, akurat w samym centrum, tam, gdzie skupia się jego znaczenie, gdzie już przeprowadzono cięcie, obraca się w konstrukcję jawnie wadliwą. Wykluczone chyba, by w grę wchodziła pomyłka ze strony Rembrandta. Wydaje mi się raczej, że kompozycja została rozmyślnie złamana. Nieforemna ręka to znak gwałtu dokonanego na Arisie Kindcie. Malarz utożsamia się z ofiarą, nie z gildią, która zamówiła u niego obraz. Tylko malarz nie ma znieruchomiałego kartezjańskiego spojrzenia, tylko on widzi zgasłe, zielonkawe ciało, widzi cień w na wpół otwartych ustach i nad okiem zmarłego”. W.G. Sebald, „Pierścienie Saturna. Angielska pielgrzymka”, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa 2009, s. 23[72].

Z kolei aby uwzględnić newralgiczne rysy (z punktu widzenia politycznego) w wizerunku Warszawy, Kisielewski stosuje szereg chwytów narracyjnych i retorycznych. Jeden z nich przypomina omawianą strategię Tyrmanda ze Złego, która zakłada formułowanie pewnych problemów, a potem okazywanie braku kompetencji do ich rozstrzygnięcia.

Produkcja krajowa: po cóż właściwie produkujemy taką starzyznę. Ale cóż ― nic innego w tej cenie nie znalazł. Może za krótko szukał? To był błądS. Kisielewski, „Przygoda w Warszawie…”, s. 11.[73].

Zaraz po wyrażeniu opinii pojawia się ,,akt skruchy”; narrator stara się pomniejszyć wagę oskarżenia, poddając ją subiektywizacji. Przynosi to ten skutek, że osłabia jej ,,moc oskarżycielską”.

Także dialog – niekoniecznie język postaci, który nie jest z pewnością tak zindywidualizowany w utworach Kisielewskiego jak w Złym – bywa w Przygodzie w Warszawie ,,wehikułem” przemycającym treści współczesne. Przykładem jest konwersacja Antoniego z jednym z członków gangu, Anzelmem.

― Przebywałem w Libanie, panie czcigodny: Amman, Damaszek, Bejrut – to moje miasta. I na Cyprze miesiąc – w Nikozji. A wróciłem przez Kaukaz – podróż była daleka, ale dla mnie to życie. Przyzwyczajony jestem, czcigodny panie: świat przemierzyłem od końca do końca, dla mnie nie ma granic.

 I wolno panu tak swobodnie jeździć? ― Antoni był zdziwiony, choć bez zbytniego zainteresowania; zresztą podejrzewał, że tamten koloryzujeTamże, s. 132.[74].

Można zaryzykować hipotezę, że pytanie Antoniego nie przykuwało uwagi pierwszych czytelników powieści tak, jak przykuwa ono uwagę dziś, jako że problemy wizowe były przez cały okres istnienia poprzedniego ustroju właściwie powszechneSeparację Warszawy w okresie komunizmu dokumentują dane z zakresu komunikacji lotniczej z roku 1972, do których dociera Kurowski. Ilustrują one, jak mizerne były w czasie trwania poprzedniego ustroju kontakty stolicy ze światem zewnętrznym: ,,Okazuje się, że Warszawa, mimo swego położenia w geometrycznym środku Europy, odgrywa nikłą rolę w międzynarodowym ruchu tranzytowym […] zajmuje przedostatnie miejsce, wyprzedzając tylko Moskwę. Stąd możemy wnosić, że jej kontakty z zagranicznym otoczeniem są – na porównawczym tle europejskim – skromne” (w zestawieniu jest prócz Warszawy: Praga, Budapeszt, Bukareszt, Wiedeń, Rzym, Madryt, Berlin, Stolica NRD Berlin Zachodni, Moskwa, Paryż Londyn). S. Kurowski, „Warszawa na tle stolic Europy…”, s. 56–57.[75] – inaczej niż współcześnie, kiedy bezwizowo można podróżować właściwie do większości krajów na świecie. Tę samą uwagę można odnieść do języka urzędniczego w Złym: kiedy forma per wybyła powszechnie obwiązująca, nie była widoczna. Wracając jednak do analizy: w toku swobodnej dyskusji na tematy podróżnicze szczegół ten nie zwraca specjalnej uwagi, ,,zlewając się” z innymi przemyśleniami około podróżniczymi. Narrator utworu ponadto zaraz po zadanym pytaniu, szybko od niego odbiega, wracając do kwestii wiarygodności Anzelma (kolejny raz: strategia odwracania uwagi).

Stolica w Przygodzie w Warszawie jest przestrzenią negatywną: utraciła ona swoją historię, nie ma trwałości, a do tego jest monotonna i brzydka. Wizerunek ten nie byłby kompletny bez Pałacu Kultury. Kisielewski aż sześciokrotnie zwraca uwagę na ten obiektS. Kisielewski, „Przygoda w Warszawie…”, s. 8, 12, 34, 87, 127, 135.[76]. Ma on, zdaje się, co najmniej dwa znaczenia. Po pierwsze, jest punktem archimedesowym w wielkomiejskim chaosie. Wieżyczka budowli wystaje ponad dachy zabudowań i pozwala odnaleźć się Gesztowtow i w najróżniejszych punktach stolicy. Kiedy na przykład ten oddala się od śródmieścia z zezookim hersztem gangu, aż wykręca ,,sobie szyję, aby zobaczyć zawieszone wysoko na niebie czerwone światełko z wieży Pałacu Kultury”Tamże, s. 34.[77]. Po drugie, Pałac przybiera postać miejskiego panoptykonu, obiektu do obserwowania i obserwującego zarazem. Ze względu na swą wielkość budynek pojawia się w najróżniejszych miejscach i choć pomaga w orientacji, nie ma fundamentów, a jego status specjalny jest niejednoznaczny. Co najbardziej charakterystyczne dla konceptu panoptykonu Jeremy’ego Benthama, Pałac, po pierwsze, symbolizuje nieokreśloną potęgę, a po drugie wzmaga (i tak intensywne zresztą u bohatera) poczucie bycia inwigilowanymKorzystałem z charakterystyki panoptykonu przedstawionej przez Foucaulta. Zobacz M. Foucault, „Panoptyzm” [w:] ,,Literatura na Świecie”, nr 6 (203), 1988, s. 275–307.[78]. Jego bryła dominuje nad miastem i zaskakuje Gesztowta, zaglądając nawet w okna odwiedzanych przez niego mieszkań: ,,Za lśniącymi w ciemności szybami fioletował daleki, uabstrakcyjniony jakby pejzaż Warszawy hen, poza Wisłą, z nieodstępnym, smukłym cieniem Pałacu Kultury”S. Kisielewski, „Przygoda w Warszawie…”, s. 135.[79]

***

Na koniec kilka uwag natury ogólniejszej. Czytanie Złego przy użyciu metafory skradzionego listu pokazuje, że wbrew opiniom krytyków, jego autor nie przechodzi obojętnie obok epoki stalinowskiej. Jest przeciwnie: epoka ta, tak wiele wnosząca do historii stolicy i kraju, ma charakter retroaktywny i rzutuje na wykreowany wizerunek miasta. Tyrmand korzysta z fascynujących strategii tekstowych, by jej nie przemilczeć: stosuje elipsy, wyliczenia, niedookreślenia, przyjmuje pozę nieudolnego komentatora, czyni uniki. Dwuznaczności w tekście zakładają istnienie metaforycznie określonego ,,skradzionego prologu”, implikującego wiedzę odbiorcy na temat komunizmu w Polsce. Interpretacja unaoczniła ponadto, że w zestawianych dziełach Tyrmand i Kisielewski podnoszą ważkie problemy swoich czasów, nie mogąc ich wytłumaczyć ani rozstrzygnąć. Jeśli zaś próbują, zaraz następuje unik, bądź sfingowany ,,akt skruchy”, który dyskredytuje moc oskarżycielską opinii. Na koniec doprecyzowania wymaga postawiona teza, zakładająca względną naturę odbioru szczegółów pozaliterackich w omawianych utworach. Ich identyfikację ze współczesnej perspektywy (czytelnika urodzonego w Trzeciej Rzeczpospolitej) ułatwiają, jak sądzę, trzy czynniki:

a) współczesny kontekst historyczno-kulturowy;

b) wiedza na temat historii powojennej Polski i realiów życia w komunizmie;

c) znajomość dzienników pisarzy.

Zestawienie dzienników Tyrmanda i Kisielewskiego z ich tekstami beletrystycznymi ułatwiło dostrzeżenie tego, co zostało poddane zniekształcaniu, a z drugiej strony umożliwiło zidentyfikowanie technik, jakich w tym celu użyto. Relacja między Warszawą z dzienników Tyrmanda i Kisielewskiego a Warszawą z ich powieści jawi się znamiennie: problemy polityczne związane ze stolicą szeroko omawiane w diariuszach, w prozie beletrystycznej przechodzą artystyczną sublimację; trafiają w jej skutek jednak nie do trudno dostępnych, głębokich struktur utworu, lecz tworzą zupełnie naskórkową warstwę opisywanej rzeczywistości, jak opis asortymentu warszawskiego bazaru w Złym, albo też stanowią tło centralnego konfliktu, jak dokumenty kompromitujące w Przygodzie w Warszawie.

 

Tekst pierwotnie został opublikowany w czasopiśmie ,,Arcana”, nr 151–152, 2020, s. 148–165.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Piotr Prachnio, Nieprzeniknione oczywistości. Warszawa z wczesnych lat 50. W powieściach kryminalnych , Czytelnia, nowynapis.eu, 2020

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...