Parasol
Popołudnie porusza parasol. Najtrudniej
mówić i najtrudniej nie mówić o miejscach, gdzie
można było pozostać, sam na sam z pamięcią
twojego ciała, z niepamięcią efektownych
tricków i rzadkich rekwizytów, będących na
czasie. To żadne wstecznictwo, siedziałem obok
czasu, przyglądałem się siwym czaplom
kołującym obojętnie, wybierałem
kogoś na króla albo królową czegoś:
dzikiego chmielu, jeżyn, kruszyn, bzów, akacji
i dziewann. Obok, w czasie, coś czaiło się
niedostrzegalnie, być może nowa rasa
szykowała się do przejęcia sterów, ale
temu nie chciałem się przyglądać, wróciłem;
popołudnie porusza parasol, ciągle
jeszcze przypieka, lekki wiatr porusza prochy
i paprochy, w oczach wysycha woda, niknie
królestwo, proch pokrywa wilgoć tamtej ziemi,
pożyczoną od innego nieba