Pekin, szósta rano
Smog poranny troskliwie otula miasto.
Słońce jest raczej w domyśle niż w niebie.
Bezlistna gałąź uschniętego drzewa
Przypomina – jakżeby inaczej! – chińską grafikę
Z przełomu siódmego i ósmego wieku.
Dwie kobiety w żółtych kamizelkach
Nieśpiesznie jadą na rowerach. Łysy staruszek
Wspiera laską chybotliwy marsz i ciekawi się światem,
Który od wczoraj trochę się zmienił. To już coś.
Taki poranek wygasza namiętności
I coś równie mglistego jak smog,
Co w innych warunkach atmosferycznych
Nazwalibyśmy tęsknotą. Oklapły kolorowe baloniki
Zdobiące limuzynę, która wczoraj wiozła nowożeńców.
Nie ma w tym obrazie żadnej aluzji,
Poza tym, że smogiem zaczyna się codzienność.
No, dobrze. A ta przystająca pod sklepową witryną
Dziewczyna o twarzy rozkapryszonego dziecka,
Kilkunasto – a może trzydziestoletnia,
(Chinki nie mają wieku, chyba że po sześćdziesiątce),
Spod jakiej jest z pięciu chińskich gwiazd,
Która jej nocą spadła?
Noc była parna i upalna. Zapamiętał to
Mój sen
A teraz jest poranek. Zapewne gdzieś wysoko
Płyną łaskawe obłoki. Zapewne za Wielkim Murem
Przyczaił się wiatr. On kiedyś na chwilę
Zdmuchnie smog i grymas z twarzy dziewczyny
I spotęguje zdziwienie żyjące w kulawym staruszku.
Zapewne w tej chwili z warszawskiego nieba
Spadła właśnie (sześć godzin różnicy)
Zwyczajna gwiazda. Czyżby moja?
W gruncie rzeczy po to tu jestem – bo daleko.
Tutaj nocą wpadają w smog
Nie moje gwiazdy.
Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów.