Przed południem w olszynce g.
Przez chwilę myślałam o zimie: śnieg zawsze opada w ciszy
Tu jedynie pociągi mijają się z czasem Odmierzają wieczne sekundy
obok lasek brzozowy zrodzony z bólu z grobu i wrony
na starym wysypisku oprócz śmieci nie ma nic z przeszłości
Nawet krzewu tarniny
i tylko tak ponuro i jakże samotnie
Zamknęłam drzwi
Przed bramę zajeżdżają karetki ktoś mdleje z rozpaczy
gdzieś w pobliżu jałowieje kamień Trawa nie pragnie gleby aby żyć
nie znajdziesz tu iskry miłości ani pojednania z różą na wietrze
chciałabym być wewnątrz każdego świtania bliżej dnia
Stać u progu
nie jestem więźniem ani martwą skałą czy soplem lodu
albo też wyświechtanym grypsem lub szczeliną przez którą sączy się kropla dnia
lecz gdy spojrzę na ten nierealny pejzaż czuję jak ogarnia mnie bezsens
istnienia i gwiazda
wiem że żyjesz tu między ciszą a zgiełkiem pociągów za zamkniętymi drzwiami
jesteś więc wygnańcem znad wisły lecz nie z woli ludu i boga
przez chwilę myślałam: oto zima i śnieg opada na rzęsy łagodnie
oto królestwo niebieskie lecz gdzie są rajskie ptaki
zostanę żeglarzem ale jak żeglować przez wzburzone oceany
gdy już nie mam siły by się zmagać z falami
i gdy odchodzę zostaję i trwam jak listek któremu kazano umierać w ciemności
otwieram drzwi
na stole budzik dzwoni
spoglądam na córkę i uśmiech co się toczy po podłodze
Przez chwilę myślę o zimie: czy śnieg tam i tu jest tak samo biały
03.198...