Starorzecze
W srebrnych strupach czujny zawiadowca
rozdziela sumiennie wodę od osadu
Oczyścił zrośnięte koryto dawnej rzeki
mosty i tamy ustąpiły wodnym językom
klaszczą o brzegi, topią rytmem skarpy
Błogosławi się czystą wodę i czoło z błota
rozwiązuje się w dorzeczach języki ognia
Znów pochłaniają drewno i korzeń, i korę
Nabierają powietrza łupiny kąkolu,
łuszcząc się, wracają zwęglone do wody
Z nich lepione są dłonie, jakże pełne łaski
i rozlewa się wesoła pieśń ubytku
na nasze płaskie twarze, bez wyrazu
Pijani nią niesiemy przyciężkie, cynowe garnki
i mamy imię, i dorzecznie możemy mówić
o końcu świata lub o hodowli sinych bulw
Jednak po ceremonii wyjdziemy osobno
z nurtu tej rzeki i staniemy nago na brzegu
będziemy się trząść, płakać z bólu wyłowienia
Będę bełkotać i płytko oddychać
Będziesz bełkotać i płytko oddychać
Podbiegną do nas mieszkańcy wiosek
osuszą nas, wręczą ciepłe placki i żółć
tłumacząc zawile nasze kolejne powinności