tarantella
pomieszały się nam dłonie
zaskoczone zalęknione
w ciszy myśli i łaknieniu
w przerażeniu i rozterce
choć pewnością swą wiedzionezagubiły nam się ręce
dołączyły krople słone
przyszły zewsząd
były wszędzie
pokłoniły się westchnieniomwzięły ciała w wiotkie lejce
strużki plotły się z palcami
wiły w bruzdach po przeguby
by za nimi aż po łokcie
w rzeźbie żył popłynąćz trudem
lecz uparcie
tak zawzięcie
brnęły ku ramionom jednekiedy inne osłupiałe
zapatrzeniem owładnięte
opadały w tchnienia mgiełce
niewidzialne znów na dłonie
te tańczeniem swym przejęte
zapadały w skroni głębie
gdzie w skupieniu zrozumieniupełzły czułe lekkie miękkie
to znów wściekle oszalałe
kotłowały się namiętnie
w tym przedziwie i bezkształcie
wśród muzyki co z zadumy
i marzenia dwojga istnieńzwykła istnieć samoistnie
zaginęły nasze dłonie