Z rzeczy małych
Gdy matka podchodzi do okna, ptaki na chwilę milkną,
a jest ich wiele: sroki, wilgi, gołębie, całe to osiedlowe
bractwo, któremu udało się przetrwać w pobliskim parku
(zwanym tak na wyrost, wszak to zaledwie alejka i dwie ławki).
Dopiero wtedy, gdy z dłoni spadają okruchy, wszystkie
zlatują z furkotem, dziobią, skrzeczą, podskakują.
Nad jej siwą głową krąży motyl albo to płatki bratków
porwał wiatr z balkonu sąsiadów, w każdym razie
pozdrawia świat bezsłownie, podparta laską,
wpatrzona w przestwór tej chwili.
Nagle odwraca się i mówi: Za dużo tego wszystkiego, dusi mnie
od nadmiaru zapachów, skądże konwalie pod oknem
tu się uchowały. Siądę sobie w pokoju i rozwiążę krzyżówkę,
w której, mam nadzieję, nie ma miejsca na słowo przesiedleniec.
A ptaki – zrywają się do lotu, taka ich natura, są wolne od historii,
odnagłej zagłady, póki co, chyba że napiszą im ją ludzie. Śpiewają,
wtórują im piosenkarze Eurowizji, uczestnicy zbiorowej radości –
jak ujęłaby to święta Teresa z Lisieux – z rzeczy małych.
Poznań-Piątkowo, 15 maja 2016 r.