Być śląskim księdzem
„Był tam ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie,
[…] a Jego pot był jak gęste krople krwi
sączące się na ziemię”
(J 18, 1b; Łk 22, 44b)
Nie spod figowców,
ani spośród gęstych koron sykomor,
ani ze szpaleru cyprysów
nas wezwał.
My jesteśmy spod cherlawych brzózek,
spod lękliwych topoli, ze środka konających lasów świerkowych.
Wielu z nas lepiej zna kąkol niż pszenicę,
bo dorastaliśmy wśród bladych łąk i kopalnianych stawów.
Szedł skrajem familoków
jak pękniętym jarem Pustyni Judzkiej
i wyraźnie potrzebował naszej pomocy.
Wołał nas.
Rozumieliśmy z tego niewiele,
ale jednak najważniejsze:
że Jemu się nie odmawia.
Dlatego
dołączyliśmy do tamtych,
nie wiedząc,
że oto spełnia się marzenie
śląskich chłopaków:
mieć mocne życie,
nie dać się bele czymu,
chronić bezbronnych,
wybierać Boga.
Idziemy za Nim.
Całymi latami oglądaliśmy jedynie Jego plecy.
Ale teraz, pod wieczór,
coraz częściej zdaje się odwracać głowę
jakby nas liczył,
jakby pytał, czy nadal może na nas liczyć,
jakby liczył dni, kiedy ujrzymy Go twarzą w twarz, jakim jest.
Póki co, pocę się
jakbym krwawił
Jerycho, 23 września 2009 r.
Katowice, 29 września 2009 r.
Wiersz z tomu Czułość, siła i drżenie (2009).