Jesień na Senackiej
Na ulicę Senacką zawitała jesień.
Także holenderscy i duńscy emeryci,
którzy czują się tu jak w domu,
jak nad morzami północy.
Zarzucają kaptury na siwe głowy
a ich prawice machinalnie obejmują to miejsce
podwójnie jednego ciała, gdzie kiedyś była talia
żony. Żeby się ogrzać przed ostatecznym chłodem
i domknięciem całej sprawy gdzieś w Heerenveen
we Fryzji lub w Odense, na Fionii. W kieszeniach
kurtek trzymają symbol grupy krwi i trzy zgody:
na pobranie narządów, eutanazję i kremację.
Na razie zwiedzają Kraków. Podoba im się.
Pakują na instagram ukraińskiego skrzypka
spod kościoła świętego Andrzeja. Rozmawiają
z dziećmi, które zasuwają w amsterdamskich korpo
i tkają poliamoryczne związki z tęczowych nici
jak ich przodkowie gobeliny pod Mechelen,
skąd wysyłali je do Krakowa. Ich kalwińscy
pradziadowie na portretach w ciemnych
kamienicach spuszczają wstydliwie głowy, zagryzają
wargi i niepotrzebnie stroszą kryzy szyte czarną,
nie tęczową, nicią. Tej jesieni ich późni wnukowie
wypiją na Senackiej za arrasów wyblakłe piękno.
Europa raz jeszcze będzie jedna.
Kraków, 22 października 2018 r.