21.04.2022

„Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości” Krzysztofa Kuczkowskiego

Konwencja rozdziału nie wymaga ode mnie tytułowania tego szkicu. Ale wcześniej już wyręczyło mnie z tego, kłopotliwego niekiedy, obowiązku słowo poety. Bo sam poeta wie najlepiej, jak mawiał Gombrowicz, co o nim można powiedzieć… Tytuł tomu Krzysztofa KuczkowskiegoK. Kuczkowski, Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości, Pelplin–Sopot 2007.[1] rozumiem zatem jako zapis esencjalny, klucz do rozumienia. Po lekturze nie można bowiem oprzeć się wrażeniu, że trudno o formułę bardziej przenikliwą.

Sopocki autor, widzę to teraz wyraźniej niż kiedykolwiek, jest poetą młodości. Wiecznym debiutantem, niedowierzającym własnemu językowi, wyobraźni – konstytucji. Rozpoczynającym wciąż i od nowa wędrówkę do Miejsca. Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości? Być może. Być może nie da się inaczej. Jesteśmy (u)wiedzeni przez chwilowe zachwyty nad pozostawionymi w nas obrazami (a któż to nas tak odwraca?…), gęste sny domagają się widzenia symbolicznego, filmowe kadry żłobią koryto świadomości. „Jesteśmy tym/ czym być nie chcemy” – czytamy w wierszuK. Kuczkowski, Hiszpanka [w:] tegoż, Dajemy się jak dzieci…, s. 32.[2].

Ależ to nie tak! Tom poetycki Kuczkowskiego jest przeniknięty demiurgicznym zamysłem oddzielania światła od ciemności, ziarna od plew. To batalia o jakość wyobrażeń, fundamentalną czułość, dawanie ochrony przed bylejakością współczesności. Wędrówka przez noc na ziemi:

Włączam radio jakbym otwierał rzeczną śluzę:
z pełnych komór wylewają się rzężenia polityków
[…]
Szukam stacji, na których można zatrzymać się,
Nabrać sił przed dalszą podróżą, ale takich już nie maTamże.[3]

Metafora podróży jest u Kuczkowskiego kluczowa. Nie ma dla nas zatrzymania, jak uczył Rilke. Ale napór świata słów nijakich, jego ekspansję można powstrzymać. Poruszając się, niczym linoskoczek, po czułych rejestrach mowy nieskażonej. Budując swoją tożsamość, która będzie tamą dającą odpór temu, co jałowe.

Wiele wierszy z tego tomu przypomina zapis rytualizacji istnienia. W utworze rozpoczynającym tom (pozostawionym chyba celowo w miejscu inicjalnym, bez włączenia w poszczególne cykle) odnajduję piękny i intrygujący obraz przemiany. Tego, który był odrażający (Reprobus), w Christo-phorosa, pomocnika. Poetycka kreacja jest tutaj, co zaskakujące i nowatorskie, niedokonana… Poeta zwraca się nie do świętego, swego imiennika, lecz do tego, który nie doświadczył jeszcze przemienienia:

[…] Więc, Reprobusie, odszukać w sobie
muszę martwe rzeczy i pogrzebać je. Rozebrać ściany i zwalić
dach domu, który nie chroni przed żywiołami. Zbudować
nowy dom. Do nowych bukłaków wlać młode wino.
Zaczerpnąć nieba. Przymieszać do lazuru ocet i żółćK. Kuczkowski, Reprobus [w:] tegoż, Dajemy się jak dzieci…, s. 6.[4]

I widzę w tym rewelatorskie światopoglądowo rozwiązanie. Poecie nie idzie o jednoznaczne odwrócenie, konwersję, która zrywa ciągłość istnienia i wprowadza tamę między żywotami, redukuje sferę pragnień, odtrąca ją poza obręb idealnego modelu ludzkiego bycia. Upragniony obraz rzeczywistości zbudowany jest przez poetę w ten sposób, że zbliża do siebie oddalone strony: boskie niebo i śmiertelną ziemię. Wspaniały wiersz, w którym spotykają się ze sobą cudowna wschodnia ikonografia i niemiecka literatura mistyczna (Hölderlin, Rilke, Heidegger); wiersz, który można czytać także w kontekście wielkich przemian doświadczanych w polskiej poezji współczesnej (Białoszewski, Harasymowicz).

Odtąd rozpoczyna się „budowanie domu” (świetny, metaforyczny cykl). Czy istnieje droga namysłu nad relacją człowieka, języka, świata tekstu i Transcedensu, która pozwoliłaby na uchwycenie całości? – zapytuję wiersz Kuczkowskiego. A on mi odpowiada: wszystko rozpoczyna się tutaj – od wykopanej w ziemi dziury, od rysy, pęknięcia (słychać to także w gęstej od znaczeń Mówności), gdzie ostatecznie „spotkają się/ głębokości nieba i ziemi”K. Kuczkowski, Budowanie domu I [w:] tegoż, Dajemy się jak dzieci…, s. 23.[5]. Cud przemiany związany jest ze wznoszeniem, przychodzeniem w pobliże źródła, zakładaniem domu – centrum wszystkiego, miejscem wyjścia i powrotów.

Ale Kuczkowski nie glosuje antropologów i filozofów: „Teraz odbywa się wielkie żeglowanie,/ […] odrywanie słów/ od sensów, mówienie w językach obcych”K. Kuczkowski, Budowanie domu III [w:] tegoż, Dajemy się jak dzieci…, s. 25.[6], a dom zaś naprawdę, pamiętajmy, może stać się i szubienicą. Zamieszkiwanie, budowanie i myślenie – miał filozof taką wizję; poeta nie tylko mówi o świętości dającej się odczuć w pobliżu domostwa, ale i o widmach, które czają się nie tylko za progiem, ale i we wnętrzu człowieka. Wszak przemiana, kreacja jest zawsze niedokończona, fragmentaryczna (a czyż przez to nie ofiaruje nam swojego soczystego nienasycenia – taki głos także tętni pod skórą tych wierszy…).

Ton niepewności, wstrzemięźliwego gospodarowania wiedzą o sobie w ogóle godny jest tutaj pochwały. Owo nie wiem, które rozbrzmiewa w wielu wierszach, nie budzi grozy, ale raczej zaprasza do wędrówki, jest znakiem łagodnej, utulonej zgody, mądrym uspokojeniem (Twarz). Odchodzimy wszak z jednego nie wiem w inne… I nic tu po naszym budowaniu dramatu czy błazeńskiej masce. Tak, to koniec. I w końcu tym nic.

Gdybym miał wskazać poetę, z którym Kuczkowski szczególnie spotyka się w tym tomie, zwracałbym uwagę na dyskretną obecność Różewicza (pomijam w tej chwili cały cykl Pan Dickinson, inspirowany zarówno postacią i poezją Williama Blake’a oraz onirycznymi obrazami filmowymi Jima Jarmuscha – to temat na dogłębne studium). W nowym tomie Kuczkowskiego znajdziemy nie tylko charakterystyczne metafory Różewiczowskie (rysę, ranę), tematy (samotna walka poety z dewaluacją słowa, poszukiwanie słowa czystego), ale i urzekającą, dyskretną rozmowę w końcowym cyklu (Odwrót).

Ostatnie wiersze tomu zaskoczą zapewne dotychczasowych czytelników autora Tlenu. Bogata, wzburzona wyobraźnia Kuczkowskiego znajduje naraz odpór w postaci kilku utworów nad wyraz oszczędnych, niemal ascetycznych. Pisałem, żeby „nie wyjaśniać/ ciemnego/ ciemniejszym”K. Kuczkowski, ***po to pisałem… [w:] tegoż, Dajemy się jak dzieci…, s. 57.[7]. Jakże bliska będzie autorowi Wyjścia ta tęsknota do poetyckiego zapisu, który nie byłby transformacją, lecz prze-pisem, gwarantującym jedność świata (i) tekstu. „To ma zostać/ jak jest” – ogłasza kategorycznie poetaTamże.[8]. Wiersz zakreśla granice niemej republiki poetów, ogłasza powrót do rozszerzającego się (a-glomerare) Miasta, w którym mieszka „bluźniercze/ i święte” zarazem. W którym mieszka Wszystko.

Poeta ogłasza odwrót”. Ale – droga się nie kończy. „Raca wiersza gaśnieK. Kuczkowski, Odwrót [w:] tegoż, Dajemy się jak dzieci…, s. 56.[9]. Ale – już zawsze ustawione będą naprzeciw siebie dwa zwierciadła. Poezji i Rzeczywistości. Wszak tom już zbudowany. I lektura domknięta…

Wyjście i wejście.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Adrian Gleń, „Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości” Krzysztofa Kuczkowskiego, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...