16.11.2022

De profundis (fragment)

13.

Sieroctwo pamięci.Obrazy widziane z perspektyw. Ci Oni pamięć zapamiętale ćwiczą, wtórują im koty, wycięte dęby. W kolejce stanęła lipa. Lecz czyja to pamięć – niczyja może? Tam krzyże do nieba idą, gdzie wszystko leży pokotem. Jedni się kłębią, drudzy w uścisku – na koniec każdy osobno. Mundo, mundo i profundo. Pnie się Wieża Babel.

Poszedł do pierwszej śmierci zamiast do pierwszej komunii. Do tchu ostatniego ćwiczyliśmy opuchłej wiosny precyzję skoków na jednej nodze. Gra nazywała się „w klasy”, tej gry już nie ma. Dzieci z niej jakoś wyrosły. Ale wtedy nie była nawet na wyrost. Przesuwaliśmy po kratkach narysowanych kredą pudełko po paście do butów wypełnione piaskiem. Wszystko działo się gwałtownie, bo już nas gonił „berek” po rozgrzanym asfalcie. Czasem dało się wiatr prześcignąć, ale nie dało się przechytrzyć Czarnego. Żeliwny właz otworzył pod nogą Wojtka. Otworzył i zamknął za nim. Za trzy dni jeszcze raz łopatą rozkroili dla niego majowe wnętrze. Teraz my tam za nim wskakujemy, jakby nas życie goniło w „berka”. W otwarte ramiona ziemi, w garniturkach na wymiar, a Wojtek dawno już wyrósł ze swojego od pierwszej śmierci. Wciąż robi listę naszej nowej klasy. 

 

14.

Chór:   To gra z pamięcią się toczy, w której stawką sumienie.

– Halo, córeczko, słyszysz mnie? Halo, halo… Jestem głodna nawet po obiedzie. Pielęgniarka wdziera mi się do ust i wlewała 2 łyżki czegoś, potem przechyla talerz i reszta ląduje w zlewkach. Z sąsiadką łóżko obok mamy odruchy wymiotne, przechodzi po B6. Tylko głód nie ustępuje, żołądek zżera siebie od środka. Córeczko, halo, halo…Chcę leku, który zapomni za mnie. I będzie jak nóż. To na swój sposób byłoby ludzkie. Ale oni zdecydowali za mnie, nie muszę już wybierać, tylko wytrzymać. Halo, halo…

 

15.

            Chór:   Plecidła, mamidła, obrazy widziane z perspektyw                                       – rzeczywistość to czy nierzeczywistość?

          Trzymała mój ból, aż jej siła przeszła na mnie. Wtedy ciepło zalewało moją łapę. Nawet nie drgnąłem, żeby nie puściła. Miała wzniecać to ogromne powietrze, ale nie wzniecała, bo swoją łapą trzymała mój ból. Potem mi wlała do miski mleko. Myślała, że teraz jestem jej. Niedługo potem robiłem przed nią koci grzbiet i wskakiwałem na dziwne zwierzę, które spadało zawsze na trzy łapy. Nazywała go fortepianem albo Edziem. Siadała przy nim i robiła to coś, jakby nagłe powietrze. I wtedy powietrze było wszędzie.

          Musimy być czymś więcej niż jesteśmy w istocie.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Elżbieta Musiał, De profundis (fragment), Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...