Druga twarz Nowego Jorku
Bezdomne, głodne, beznamiętne twarze
przeglądają się w żółtych ślepiach pociągu,
czekają na pytanie – dokąd?
Obojętne na jęk skrzypiec uderzanych ręką
„przegranego artysty”.
Powietrze stoi, oni siedzą wyczerpani
jak wyschnięte źródło na pustyni.
Śmierć przechadza się obok,
wylicza: biały, czarny, biały, czarny
na kogo wypadnie?
Jakiś dziwak bez kontaktu ze światem
w Kainowym trudzie,
zrzuca z siebie płaszcz wysłużony
z oddechem brudu i niemiłej woni.
Inny żyletką na ręce swój los wypisuje,
garbaty starzec gruby sznur na szyi sobie oplata,
przecina drogę mężczyźnie pod krawatem,
„depcze mu po piętach” –
na próżno.
Choć znają wszystkie języki,
nikt nie chce ich zrozumieć.
Moje oczy zapisują te obrazy, losy złamane.
W świecie nie znającym litości,
szklane wieżowce sięgają nieba.
Garnitury od najlepszych krawców wyniośle w pośpiechu
mijają upadłych.
Czy zawsze tak będzie?
Gdzie jest granica między sukcesem a porażką?
Apostoł Paweł w liście do Rzymian apelował
„Radujcie się cierpieniem”
Czy można radować się cierpieniem?