Eroica
Córka nie żyje. Następne słowa stawiają opór,
przez to, że nie istnieje słowo, które wskrzesza.
Studiuję ścianę, tuż przy sztuce, niepiśmienna w dół,
na zewnątrz biblioteki, pradawne dzieje,
wspólna epoka dziecięco-młodzieżowa.
Okładki sztuki, szeregi, moi mili nędzarze,
używani do bielizny startej w proszek.
Tuż przy sztuce –
człowiek, oparty głową o mur, bo zasłabł
w tłumie mniej wypukłym – winorośl, czynna przez cały rok .
Tuż przy sztuce u wszystkich kolana z chrustu i ręce do góry.
Tuż przy sztuce żylaste malwy całe w trąbkach,
ponadrywanych i z wypchniętym ustnikiem, którym całują w policzki.
Żylaste malwy, damscy żołnierze
z różowymi karabinami w butonierkach.
Żylaste malwy niosą suche dzieci z grdyką
i w czepkach nakrwionych potem, wprost w głębokich suchych piersiach.
Co roku tutaj są, w podobnych wersjach.
Tuż przy sztuce podmuch wali w twarz jak lekarska piłka.
Tuż przy sztuce bez tej miłości jestem, w innej piłce, której zgniły wydech
obłapia twarz jak jeszcze żywe zwierzę, podczas gdy w samej sztuce
opiewają miłość do przychylnych gazet, i tak w kółko.
Tuż przy sztuce na oknie twoje, w jej pokoju, zeszłoroczne jagody
w cukrowym gaju – pod brzozami z pnących się fluorytów
w szklanych kciukach, naprzeciw szyi, na mojej szyi,
na szyi mierzonej brodą.
Dziewczyna.
Tuż przy sztuce jej donośne podobieństwo do rzeźbionej Marii,
z profilu i z górnej wargi tak samo nabrzmiałej, aż słodkiej.
Dziewczynka.
Tuż przy sztuce sobowtór ze „Spalonych słońcem” Michałkowa,
niesamowity sobowtór.
Tuż przy sztuce zmyłeś wiatrem kranówy
jej nową jednoramienną czerwoną pelerynkę,
kwadrans po tym, jak ją z niej zabrano.
Wiersz pochodzi z tomu Rozdziały, z cyklu „Białe Requiem”.