12.12.2023

Gdy liście z drzew opadną

Mamo, dzwoniłem…
Sygnałów dźwięk nieprzerwany zasmuca,
niepokoi.
Już nie będę kciuków męczył na Twitterze.
Obiecuję… przyrzekam.
Tato przekaż.

Zadzwonię, zadzwonię jeszcze raz.
Na pewno.
Wczoraj nie mogłem tyle spraw.

Czy na długi wyszliście spacer?

Mamuś, pamiętasz?
Gorące ciasto chciałem podjadać z piekarnika.
Kakaowo cytrynowe, wyrośnięte nad anielską miarę…
Straussa walce rozbrzmiewały w czarno-białej skrzynce.
Za oknem świerszcze.
Kosa żółtodzioba concerto grosso
i żółte kaczeńce

Pytałaś, czy jestem pewien.
Czy pewien jestem wyboru.
Jain, mówiłem. Któż to wie?
Choć o tym śniłem, marzyłem.
Niepokornym wilczkiem byłem.

Tato pamiętasz. Uczyłeś,
że mocno mam trzymać stery.
I bym nie upadł, bo boli. A gdy upadnę,
bym z kolan powstać umiał i nie zwlekał,
bo będzie trudniej.
Świat pędzi dalej, nikt nie chce czekać.

Już wieczór zapadł i na nic zaklęcia.
Trzeba poczekać do jutra.

Dziś idź już spać.
Niech Cię Synu utulą promienie słońca.
A gdy się obudzisz zadzwoń.
Już nie musisz się spieszyć.
Tam, gdzie jesteśmy nie ma początku ni końca.

01.11.2018

Tekst został pozyskany w ramach programu Tarcza dla Literata. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wiesław Mandryka-Bukowiński, Gdy liście z drzew opadną, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...